Rozmowa z Michałem Żebrowskim Teatr mój widzę… w Pałacu Kultury – Niełatwo spotkać pana teraz w Warszawie. Przygotowuje pan nowy film w Rosji. – Tak, kontynuuję zdjęcia do filmu „Serca czterech” – rozpoczęliśmy je 21 lipca, skończą się z początkiem października. Reżyserem jest Stanisław Goworuchin, klasyk rosyjskiego kina, znany z wielu lubianych w Rosji filmów. „Serca czterech” są przygotowywane taką metodą, jaką kiedyś robiło się filmy. Nie spieszymy się, mamy dużo czasu na to, aby przepróbować materiał, pozwiedzać Rosję i wreszcie – nakręcić go. Nie jesteśmy zaprzęgnięci w reżim, który narzuca nam stacja telewizyjna. W Rosji jest jeszcze ten model kina, który w pełni finansuje państwo, i nie rządzi nim wyłącznie rachunek ekonomiczny. – Dla pana to lepsza forma pracy? – Forma nie jest gwarantem jakości. Niektórym odpowiada taki model, innym nie, a najważniejszy jest efekt pracy. – W Polsce jest pan znany przede wszystkim z dramatów i filmów historycznych. Tym razem to będzie komedia? – Raczej historia obyczajowa z elementami komedii. – Czy praca w rosyjskich filmach nie jest czasami problematyczna? Po roli w „Roku 1612” zarzucano panu, że film był antypolski. – Znam mnóstwo ludzi, którzy nie odbierali tego filmu jako antypolskiego. – A pan go tak traktował? – Nie. Scenariusz z sensem – Skoro decyduje się pan grać w filmach zagranicznych, czemu wybiera pan Rosję, a nie zachodni przemysł filmowy? – Jeżeli przed aktorem polskim leży scenariusz, który posiada jakikolwiek sens, to tenże aktor jest już w wyjątkowej sytuacji. Polscy aktorzy nie mogą przebierać w scenariuszach polskich, a co dopiero europejskich, nie mówiąc już o amerykańskich. Jeśli ktoś jedzie na Zachód robić film, spotyka go niezwykle miła forma współpracy, która jest nie tylko dla mnie, ale i dla aktorów europejskich wyższej ode mnie klasy niezwykłym wyróżnieniem. Myślę, że mnie pani przecenia… – Ale akurat pan ma ten komfort, że w Polsce też może wybierać spośród scenariuszy. – Zdarza mi się coś odrzucić. Wynika to z poczucia, że nie umiem czegoś zagrać. – A jakich ról nie umie pan zagrać? – Takich, w których nie ma roli. – Z czego wynika ten brak dobrych scenariuszy? – Nie będę odpowiadał za scenarzystów. – Zawieruchy w TVP przekładają się na problemy z robieniem filmów w Polsce? – Moim zdaniem nie. Dlatego że film to dziedzina sztuki, a nie polityki. Niezależnie od tego, jaki ustrój panuje w kraju, można robić dobre filmy. Przykładem na to są doskonałe polskie seriale, które powstały w czasie komunizmu, a do dziś są pokazywane w telewizji, ponieważ były świetne. – To prawda, ale aktualne problemy przekładają się choćby na blokowanie finansowania filmów, kiedy ich temat jest niewygodny… – Czy sfinansowanie czegoś przez TVP lub Instytut Sztuki Filmowej gwarantuje poziom? Temat filmu to tylko temat, a to, jak jest robiony, jest zupełnie czymś innym. Chodzi przede wszystkim o jakość filmów, a nie o zasłanianie się wyłącznie tzw. szczytnym tematem filmu. – Czy w takim razie powstają dziś w Polsce filmy, które pan ogląda z przyjemnością? – Ostatnio bardzo podobała mi się „Wojna polsko-ruska”. – Ze względu na scenariusz właśnie? – Ze względu na to, że ten film w każdym swoim elemencie jest hołdem złożonym Sztuce przez wielkie S. – Czyli? – Reżyser tego filmu, Xawery Żuławski, zrobił niesamowite rzeczy. Uczynił głównym bohaterem człowieka, który jest rozpoznawalny przez wszystkich Polaków, natomiast w istocie zupełnie nieznany. Mówię tu o postaci Silnego. Udowodnił, że polski reżyser może bez kompleksów używać wielu gatunków filmowych, a wszystkie zabiegi formalne i użycie różnych języków kina służą tu nie zabawie samej w sobie, tylko opowiadaniu historii człowieka. Ten film wyniósł polskie aktorstwo na poziom co najmniej europejski i w moim mniemaniu jest to film na światowym poziomie. To wszystko dlatego, że reżyser tego filmu wraz ze wszystkimi artystami kierował się tym, czym powinno się kierować dzieło sztuki. Nie uprawiają polityki, tylko są po prostu znakomitymi artystami. Tekst jest pretekstem – Czy jest reżyser, którego twórczość szczególnie pan ceni? – Lubię filmy Polańskiego. On wie, jak ustawić
Tagi:
Agata Grabau









