Nie powtarzałem siebie – rozmowa z Jerzym Kawalerowiczem

Nie powtarzałem siebie – rozmowa z Jerzym Kawalerowiczem

Ostatnia niedokończona rozmowa – (…) Czy w twoich pierwszych filmach były kobiety? – Były kobiety, ale nie odgrywały pierwszoplanowej roli. Nie budowałem dla nich opowiadania. – Z szacunku dla kobiet? Czy z obojętności wobec nich? – Raczej z obojętności. W każdym moim filmie występuje jakaś kobieta. Są one bardzo zróżnicowane. Nie mogłem zrobić filmu o życiu, w którym nie byłoby kobiety, bo film byłby nieprawdziwy. Zawsze musi być kobieta. – Potem pojawił się film o kobiecie… – Później to już kalkulowałem. Uważam, że kobieta na ekranie interesuje w taki sam sposób kobiety, jak i mężczyzn, natomiast mężczyzn interesuje w większości przypadków kobieta. Dlatego nie warto robić filmu, w którym nie ma kobiety. – Nieuchronnie zmierzamy ku „Matce Joannie od Aniołów”. Od realizmu wchodzisz w psychologię. (…) „Matka Joanna od Aniołów” jest wielkim filmem o uczuciu. – Tak. – Przecież „Matka Joanna od Aniołów” jest filmem o konflikcie dwóch rodzajów uczuć: wielkiej wiary, czyli relacji z Bogiem, i, nazwijmy to umownie, małej wiary, czyli relacji między ludźmi… – Starałem się nie nazywać po imieniu spraw związanych z uczuciem. Przerabiałem to przez moje przeżycia. Poszukiwałem rozwiązań, które nie byłyby nazywane dosłownie, że to jest np. głód uczuć. Chciałem, by widz odbierał to w trakcie projekcji. (…) Dla mnie ważne było, aby zrobić film, który byłby od początku do końca niejednoznaczny. Mnie chodziło zawsze o wieloznaczność. „Pociąg” obrazował drogę. Ludzie jechali w jednym przedziale i w jednym kierunku. Oczywiście, czy to było odczytane w ten sposób, to nie wiem. Ale ja w założeniu tak to zrobiłem. Tak sobie myślałem. Że w pociągu to wszyscy jadą w jednym kierunku, bo muszą. Bo my musimy jechać w jednym kierunku. Nie ma wyjścia. Nie żałuję żadnego filmu – W twoich filmach nie odnajduje się reakcji na rzeczywistość, na wydarzenia w październiku 1956 r., nie ma reakcji na politykę. Czyli może jest tak, że w każdym systemie można być sobą. Od czego to zależy? Od osobistej postawy? Od tego, czy człowiek potrafi sobie poradzić z systemem, otoczeniem, czy nie? W tych filmach jest na to pewien dowód, że można było sobie poradzić. Wymaga to jednak jakiejś osobistej siły albo nastawienia na kwestię sztuki, czystej sztuki. Przekonania, że rzeczywistość, niezależnie jak silna, przegrywa z osobistym poczuciem tego, co jest dla ciebie ważne. – To jest ciekawe spojrzenie. Nigdy się nad tym jakoś specjalnie nie zastanawiałem. Nie brałem pod uwagę tego, czy moje filmy skojarzą się z jakimiś sprawami politycznymi. – Nie kalkulowałeś, czy przejdzie, czy nie przejdzie? – Brałem pod uwagę jedno. Czy miałem coś do powiedzenia. Aktorzy byli tylko pionkami, których przesuwałem na tej szachownicy życia. – W kręgach kościelnych toczyła się dyskusja, istniał pogląd nie przeciwko filmowi jako takiemu, tylko przeciwko cenzurze, że cenzura nie zadziałała tak, jak należy. Docierało to do ciebie? – To było nawet troszkę ostrzej powiedziane. Była jedna sprawa, która odgrywała bardzo ważną rolę, a mianowicie nagle powstała opinia, że film jest antykatolicki. A dlaczego? Film przedstawiał sprawę miłości. Miłość, która w stosunkach ludzkich jest tym, do czego ludzie dążą. Natomiast Kościół tę dziedzinę zamyka i nie pozwala, by ludzie się normalnie kochali. (…) Przesłanie filmu jest takie, że wszyscy mogą się kochać, ale ci, którzy są w habicie, nie mogą. – Czy ten film stanowi w takim razie jakiś twój protest przeciwko zakazowi kochania, miłości? – To w jakimś stopniu także miało miejsce. To była po prostu sprawa dość niezrozumiała dla ludzi. Bo ludzie nie rozumieli, dlaczego Kościół najwięcej mówi o miłości, natomiast nie pozwala, by ta miłość była konsumowana przez ludzi w habitach. Że habit przeszkadza kochać. (…) – W tym filmie ważny był jeszcze ówczesny kontekst. Mianowicie druga połowa lat 50., oddech wojny, Prymas kilka lat w więzieniu (1953-1956), a i ta sytuacja Kościoła była naprawdę trudna. No i taki film, który wywołał spore emocje. Nie było ci przykro, że on wywoływał takie emocje, że były głosy, których być może nie przewidywałeś? Czy artyście jest wszystko jedno? – Artyście jest wszystko jedno. Mnie chodziło o to, żebym przedstawił tę drastyczność spraw, które są związane z uczuciami. – I to ci się udało. A nie było takiej jednej chwili, kiedy żałowałeś tego filmu? – Nie, nigdy nie żałowałem tego filmu. – A jest jakiś film, którego żałujesz?

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 06/2009, 2009

Kategorie: Wywiady