Nie rzucim ziemi, skąd nasz ród

Przed wysłannikami Unii Polak mówi o ojczystych zagonach, jakby dopiero co czytał Konopnicką Maria Konopnicka napisała „Rotę” wstrząśnięta dramatem Drzymały. Przez dziesięciolecia śpiewano ją w kościołach, zawsze w nastroju podniosłym, z drżeniem głosu i serca. Na drogi wyszła ostatnio za sprawą demagogów ludowych. Nie towarzyszyły jej feretrony. Raczej widły i beczki z gnojowicą. Liga wie lepiej – Budzą się rycerze i zwyciężą. Tymi rycerzami jesteście wy, państwo! – wołał w ubiegłym roku do uczestników konwencji wyborczej Ligi Polskich Rodzin jej lider, Marek Kotlinowski. – Aby Polska była Polską – zaczął wówczas swoje wystąpienie Antoni Macierewicz, po czym uzasadnił patos tego hasła umieszczonego na sztandarach partii: Polska położona między Rosją a Niemcami, między odradzającym się rosyjskim imperializmem a zdominowanym przez Niemcy superpaństwem Unii Europejskiej, wciąż nie czuje się bezpieczna. Liga kategorycznie sprzeciwia się integracji z Unią, która zakłada eliminację wieluset tysięcy gospodarstw rolnych, a w konsekwencji rugowanie rolników z ojcowizny. Pomysłodawcy idei euroregionów mają plan demontażu granic Polski. W te same tarabany uderzył kilka miesięcy później Franciszek Stefaniuk z PSL: – Sprzedany zagranicy hektar ziemi to sprzedany kawałek Polski. Patosem wtóruje mu partyjny kolega, Zdzisław Podkański, mówiąc: – Ziemia to matka, a matki nie oddaje się za żadną cenę. Jeszcze bardziej od serca wyraża to Zofia Bigosowa, gaździna z Podhala, znana admiratorka Radia Maryja: – Jak mas te swoje parę metrów, to ich broń. Pilnuj swojej wiary, swojej gwary i swoich ojców. Żebyś wiedział, skądeś psysedł. „Nasz Dziennik”, trybuna LPR, a także jej lustrzane odbicie – Radio Maryja – walkę z Unią o nietykalność polskiej ziemi zapowiadają jako najdłuższą wojnę w dziejach nowoczesnej Europy. Gazeta alarmuje, że gospodarzący u nas Holendrzy przynoszą „barbarzyńskie metody upraw roślin i hodowli zwierząt, trują ziemię nadmierną koncentracją chemii, traktują grunta tak, jak się traktuje zakład przemysłowy. (…) Kiedyś dziadowie Holendrów kolonizowali Azję, Afrykę, Amerykę, dzisiaj ich następcy wybierają się bliżej – do Polski”. Okopy „Placówki” – Ciemnota daje się manipulować – kiwają z politowaniem głowami euroentuzjaści. I z ironią radzą chłopom, aby po wejściu do Unii, wzorem Ślimaka z „Placówki”, obchodzili swoje hektary jak placówki polskości. Prawdą jest, że osoby niezwiązane bezpośrednio z rolą są mniej podatne na manipulowanie hasłem „Nie rzucim ziemi”, powstałym przecież w zupełnie innych okolicznościach historycznych. Z badań CBOS przeprowadzonych w styczniu br. wynika, że swobodny zakup w Polsce domów i mieszkań, a także ziemi pod inwestycje przez obcych od razu po wejściu naszego kraju do Unii częściej jest akceptowany przez mieszkańców największych miast niż przez rolników. Szczególnie negatywnie mieszkańcy wsi przyjmują propozycję możliwości zakupu ziemi przez obcokrajowców po trzech latach dzierżawy. Najczęstsze motywy ich głosowania na „nie” to przekonanie, że Polska jest biedna, nieprzygotowana, nie będzie dla krajów Unii równorzędnym partnerem. Utracimy suwerenność, wykupi nas obcy kapitał, zniewolą nas, sprowadzą do roli taniej siły roboczej. Marian Brzózka, doradca w Urzędzie Komitetu Integracji Europejskiej, nie dziwi się takiej postawie mieszkańców wsi: – Chłopi potrafią liczyć. Rolnictwo jest deficytowe, bo ziemia jest tania. Pod tym względem nasz rynek obrotu nieruchomościami jest najbardziej dziki w Europie. Nigdzie na Zachodzie nie ma – tak jak w Polsce – prywatnych gospodarstw o parotysięcznym areale. Jest takie powiedzenie, że w mętnej wodzie każdy może łowić. I to się u nas dzieje. Dopiero uporządkowanie gospodarki rolnej decyzjami rządowymi może uspokoić prawnuków powieściowego Ślimaka. Andrzej Wojciechowski z Urzędu Komitetu Integracji Europejskiej dodaje do tego refleksję natury kosmopolitycznej: – Nie możemy traktować ziemi wyłącznie jako własności narodowej. Nawet jeśli ją kupi Belg czy Niemiec, ziemia nie przestanie być polska, tak samo jak Polak, który w zjednoczonej Europie wyjedzie do pracy w Belgii, nie przestanie być Polakiem. Ziemia nie powinna kojarzyć się z pojęciem państwa. Chłopi jednak obstają przy swoim. W całym kraju działa już przeszło 30 kół Komitetu Obrony Polskiej Ziemi „Placówka”. Komitet

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 10/2002, 2002

Kategorie: Społeczeństwo