Nigdy nie popełniłam prostytucji artystycznej. Nie wstydzę się niczego, co do tej pory zrobiłam Rozmowa z Kayah – Co dało pani większą satysfakcję: zaśpiewanie w duecie z Cesarią Evorą czy spotkanie z Goranem Bregoviciem? – To są rzeczy nieporównywalne. Spektakularny sukces płyty „Kayah i Bregović” otworzył mi wiele drzwi, sprawił, że po raz pierwszy w karierze trafiłam pod strzechy, na co wcześniej nie miałam szansy, wzmocnił moją pozycję, zabezpieczył mnie materialnie. A poza tym stał się sprawdzianem, na jaki kompromis mnie stać. Bo współpraca z Goranem jednak była kompromisem. Z kolei spotkanie z Cesarią i wspólne wykonanie „Embarcacao” raczej mieści się w sferze przeżyć duchowych. Te spotkania były krańcowo różne, ale wspominać je będę z jednakowym sentymentem. – Przepiękna piosenka „Embarcacao” znalazła się na reedycji płyty „JakaJaKayah”? – Tak. To, że udało mi się zainteresować Cesarię moim pomysłem, nakłonić i wreszcie nagrać wspólnie piosenkę, było spełnieniem marzenia. Na marginesie powiem, że za kilka dni wyruszam do Kanady promować tę płytę. – Od początku kariery nie idzie pani utartą ścieżką, tylko wciąż szuka nowych środków wyrazu. Lubi pani zaskakiwać odbiorcę? – To moja własna potrzeba. Zacytuję Małgorzatę Hillar, na której poezji wychowałam się: „Słońce, które odeszło, nie wróci”. Po prostu nie jesteś, kim byłaś. Każdy dzień przynosi coś nowego, co mnie wzbogaca i powoduje, że nie jestem już taka sama. Wiem więcej, w związku z tym może pragnę czegoś więcej, może odczuwam więcej. Dlatego się zmieniam. – Piosenką „Córeczko, wolałabym, żebyś była chłopcem” wzbudziła pani entuzjazm widowni na Festiwalu Krajów Nadbałtyckich w Karlsham. W tym samym 1988 r. przypieczętowała pani swe solowe narodziny płytą „Kayah”. Ale dalej nie było jak w bajce, prawda? – Rzeczywiście. Związałam się z nieodpowiednimi ludźmi, którzy moim kosztem chcieli zarobić jak najwięcej pieniędzy. Byłam bardzo młoda i podpisałam nieopatrznie kontrakt, który mnie ubezwłasnowolnił. Z tego powodu miałam poważne kłopoty prawne. Reperkusje ścigały mnie przez 10 lat. Było mi bardzo ciężko. A wszystko dlatego, że nie posłuchałam dobrych rad i wpadłam w cynicznie zastawione sidła. Nieuczciwi ludzie, którzy zawarli ten kontrakt, chcieli mnie zniszczyć. Nie udało im się, choć byli tego bliscy. – W latach 1988-1994 śpiewała pani w chórkach, za plecami artysty występującego z przodu sceny… – Owszem. To doświadczenie nie tylko nie zniechęciło mnie do śpiewania solowego, ale jeszcze zmobilizowało, by stanąć twarzą w twarz z publicznością. – Przełomowym momentem w pani karierze był autorski album „Kamień”. Od tamtej pory nic nie zdołało zachwiać pani pozycji artystycznej. Jaka jest cena sukcesu? – Wysoka. Marzyłam o nim. – Co pomogło pani w realizacji marzeń? – Przede wszystkim upór. Były momenty, kiedy nikt we mnie nie wierzył, a jednak przetrwałam. Dzięki uporowi nie załamywałam się. Duże znaczenie miała też wewnętrzna motywacja. Bo to, że śpiewam, wynika głównie z miłości, jaką darzę muzykę. Bez niej nie potrafiłabym żyć. W przeszłości miałam liczne pomysły na siebie. Chciałam być kosmonautką. Chciałam być policjantką, bo podobały mi się kobiety w mundurach. Chciałam być kasjerką. I gdyby los skierował mnie w tamtą stronę, na pewno byłabym śpiewającą kosmonautką, śpiewającą policjantką, śpiewającą urzędniczką itd. Śpiewałabym w każdej sytuacji. – Ktoś kiedyś powiedział, że skromność jest prawem artysty, a próżność jego obowiązkiem. Jest pani próżna? – Doświadczenie nauczyło mnie, że nie warto zadzierać nosa, bo wypomną ci to inni, gdy spadniesz na tyłek. A spada każdy. Nieraz wydawało mi się, że mam wszystko i nic już się nie zmieni, tymczasem zmieniało się i spadałam. To ciągłe raz na wozie, raz pod wozem jest normalną koleją losu, o której wiem. Nauczyło mnie pokory. – Czego pani najbardziej się boi? – Śmierci, choroby i wojny. Śmierci się boję dlatego, bo jest czymś nieznanym, przez co musimy przejść w pojedynkę. Boję się choroby, bo chociaż wynaleziono tyle nowych lekarstw i tylu jest świetnych lekarzy, nadal jesteśmy bezsilni wobec coraz straszniejszych chorób. Wojny boję się, bo jest bezsensowna i brutalna, a w dodatku najczęściej jej ofiarami są istoty słabe – dzieci i kobiety. – 12 grudnia ub. roku śpiewała pani w Kosowie
Tagi:
Jadwiga Polanowska









