Nie wiesz, co jesz

Nie wiesz, co jesz

Na nasz stół trafia coraz więcej wędlin, konserw i pieczywa o sztucznie zmienionym składzie genetycznym Po cichu, krok po kroku, ale konsekwentnie, substancje zmodyfikowane genetycznie są coraz powszechniej stosowane przez producentów żywności sprzedawanej na polskim rynku. Rośliny transgeniczne są odporniejsze na szkodniki i dają wyższe plony – jednak manipulacje genetyczne mogą też grozić poważnymi konsekwencjami. – Żywność organiczna, niemodyfikowana jest pod każdym względem lepsza od żywności zawierającej GMO (organizmy modyfikowane genetycznie). Alergie, rak, wzrost odporności na antybiotyki mogące być nieskuteczne w leczeniu wielu chorób – to główne zagrożenie. Medycyna jest tu zgodna – aby doszło do rozbicia i zmodyfikowania genomu „gospodarza” przez „gościa”, trzeba używać bardzo zdecydowanych metod. Dlatego drogę nowym genom, które chce się wprowadzić do organizmu „gospodarza”, torują bardzo agresywne, także rakotwórcze wirusy. To zaś stwarza niebezpieczeństwo dla konsumentów produktów zmodyfikowanych genetycznie – zapewnia dr Zbigniew Hałat, prezes Stowarzyszenia Ochrony Zdrowia Konsumentów. Jak twierdzi, skutki są już widoczne. Od czasu, gdy modyfikacje genetyczne zaczęły być powszechnie stosowane – czyli od około 10 lat – szybko rośnie liczba zapadających na alergie i choroby nowotworowe. – Znamy przypadki, gdzie już z całkowitą pewnością stwierdzono, iż przyczyną zachorowań była żywność transgeniczna. L-tryptofan, genetycznie modyfikowany dodatek do produktów spożywczych, spowodował zgony w USA, Japonii, Francji i Niemczech. Transgeniczna kukurydza zawierająca niezwykle silny alergen była przyczyną szoku anafilaktycznego. Producenci tych substancji wypłacali wysokie odszkodowania. I nie chodzi tylko o wpływ na ludzki organizm przez talerz. Jak wynika z badań Brytyjskiej Akademii Nauk, groźne są też pyłki roślin transgenicznych, bo wyzwalają wiele rodzajów alergii – dodaje dr Hałat. Polska zakazuje na dwa lata Te poglądy podzielają ekolodzy, którzy przestrzegają przed negatywnymi skutkami spożywania żywności transgenicznej mogącymi się objawić w przyszłości, takimi jak właśnie alergie, choroby nowotworowe czy odporność na antybiotyki. Najnowszą odpowiedzią polskich władz na te obawy było wprowadzenie w marcu przez rząd dwuletniego zakazu uprawy i sprzedaży modyfikowanej genetycznie kukurydzy MON 810, wytwarzanej przez koncern Monsanto. Unia Europejska dopuściła ją już na wspólny rynek, ale zostawiła krajom członkowskim prawo decyzji, czy chcą mieć u siebie tę odmianę. Zakazało jej już siedem państw UE (Polska, Austria, Francja, Grecja, Luksemburg, Niemcy i Węgry). Powód? Brak wiarygodnych, szczegółowych badań na temat ewentualnej szkodliwości tej uprawy. Wbrew rozpowszechnionym opiniom uprawianie roślin transgenicznych nie powoduje zmniejszenia zużycia substancji chemicznych. Pewna odmiana kukurydzy dzięki modyfikacjom genetycznym stała się odporna na skażenie jednym ze środków chwastobójczych. Zastosowanie go powoduje, że na polu giną chwasty, kukurydza zostaje zaś nienaruszona. Ale środki chemiczne trzeba przecież stosować do opylenia pola, na którym ta kukurydza rośnie. Herbicyd, tak czy inaczej, dostaje się zatem do naszego środowiska. Czystą demagogią jest też argument że rośliny transgeniczne, dające wyższe plony, są potrzebne, by zlikwidować głód na ziemi. Przecież wysoko rozwinięte kraje Północy od dziesięcioleci wytwarzają góry żywności i zastanawiają się, co można zrobić, by ich rolnicy produkowali coraz mniej, zamiast przekazać żywność potrzebującym. Fala nie do powstrzymania Nie brakuje jednak naukowców twierdzących, iż dotychczas nie udało się stwierdzić, że stosowanie GMO przyniosło jakiekolwiek negatywne konsekwencje. – Można by sobie wyobrazić, że modyfikacje genetyczne przynoszą szkodliwe skutki. Trzeba by jednak bardzo się o to postarać. Przez niemal 20 lat badań nikt nie wykazał jednoznacznego związku przyczynowego między użyciem GMO a chorobami. A ile szkodliwych środków chemicznych przez ten czas trafiło do ziemi i do naszych organizmów – mówi doc. Marek Figlerowicz z Instytutu Chemii Bioorganicznej PAN. Jak twierdzi, nie ma transferu genów ze spożywanego produktu na człowieka, a GMO nie zawierają prionów powodujących np. chorobę szalonych krów. Jednak skutki odległe w czasie są trudne do jednoznacznego przewidzenia. – Umiemy uprawiać transgeniczną sałatę czy ziemniaki odporne na stonkę. Odporność na owady i herbicydy może jednak się okazać obosieczną bronią – dodaje doc. Figlerowicz. Zdaniem prof. Tomasza Twardowskiego z tego samego instytutu, zarazem prezesa Polskiej Federacji Biotechnologii wspierającej modyfikacje genetyczne roślin, nie da się zahamować ekspansji upraw transgenicznych.

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 17-18/2005, 2005

Kategorie: Kraj