Pięć lat temu zaadoptowali troje niby zdrowych dzieci. Niby, bo ujawnił się FAS – alkoholowy zespół płodowy Po roku małżeństwa okazuje się, że nie mogą mieć dzieci. Rzucają się w działalność społeczną. Przez chwilę rozważają adopcję, ale on nie jest do końca przekonany. Pewnego dnia mówi jednak: – Może zaadoptowalibyśmy dzieci? Ona: – Nie ma sprawy. Zapisują się na kurs. Na kredyt budują dom (rata ok. 2 tys. zł), bo decydują się przyjąć rodzeństwo. Może dlatego, że wszyscy z kursu chcą tylko jedno dziecko, niemowlaka? Oni zastrzegają: od czterech lat w górę, tak, żeby dzieci coś do nas mówiły. Czekanie na telefon z ośrodka adopcyjnego jest torturą. Myślą, że zapomniano o nich, bo procedury adopcyjne trwają co najmniej dziewięć miesięcy, jakby kobieta naprawdę była w ciąży. On zalicza w tym czasie operację kręgosłupa, bo doznał paraliżu nogi. Ale budowanie domu szybko go leczy. Sami tynkują, malują, kładą płytki. Wreszcie dzwoni telefon. Zostają rodzicami W ośrodku adopcyjnym na drugim końcu Polski, 17 godzin jazdy samochodem, pokazują im niewyraźne zdjęcia trojga dzieci. Jedno już tzw. nieadoptowalne, dziewczynka ma wtedy siedem i pół roku, chłopcy bardzo mali – półtora roku i dwa i pół roku. Po tej wizycie przeliczają, że i tak żyją skromnie, więc będzie ich stać na utrzymanie trójki. Jadą na spotkanie z dziećmi, przez lustro weneckie obserwują, jak one się bawią. Jeśli tam wejdą, już nie wyjdą. Wiedzą, że wcześniej jakaś para weszła, naobiecywała i nie wróciła. Dla dziewczynki to kolejny dowód, że nie wolno wierzyć dorosłym. Weszli. Te dzieci takie małe… Szok, bo obydwoje pracują w szkole średniej. Dziewczynka uśmiecha się nieśmiało, chłopcy zachwyceni. Na kolejnej wizycie dziewczynka nadal zdystansowana, chłopcy zaś tak spragnieni miłości… Pani z domu dziecka mówi, że kiedy wyjechali, jeden stał pod drzwiami i płakał. Jakby pytał, gdzie oni poszli. Na trzeciej wizycie zbierają dzieci biegające w ośrodku rekreacyjnym, pakują do samochodu, dostają reklamówki z ciuszkami nadającymi się jedynie do śmieci. Zostają rodzicami. Chłopcy nie mówią, noszą pieluchy, dziewczynka cały czas zdystansowana. Najmłodszy synek jest zbyt mały. W końcu rośnie, ale to kosztuje miliony przeczytanych artykułów naukowych i specjalne suplementy. Wożą chłopców na dostępne formy wczesnego wspomagania rozwoju. To za mało. Najmłodszy syn się nie zmienia. Słyszą: bunt dwulatka, bunt trzylatka, czterolatka, pięciolatka. Ile może być buntów? Ona nie pamięta pierwszego miesiąca ani drugiego w roli matki. Wie, że wstawała o 5 rano, a o 23 udawało jej się zapiąć wszystko na ostatni guzik. Dzieci nie mają żadnych badań. Robią im więc pełne badania krwi – wyniki są złe. W domu dziecka nie dostawały pić, żeby nie moczyły pampersów, są odwodnione, tego mają za dużo, tamtego za mało. Starszemu synowi schodzi płatami skóra ze stóp i rąk, cierpi, płacze przy kontakcie z wodą. Jest niespokojny i uzależniony od telewizora – to wynik pobytu w rodzinie zastępczej. Kochać to za mało Gdy jeden z synów ma pół roku, biologiczny tata rzuca nim o ścianę, córka biegnie do sąsiadki, ta dzwoni na policję. Dzieci lądują w pogotowiu opiekuńczym, potem trafiają do rodziny zastępczej, która wysyła córkę do I klasy bez przygotowania przedszkolnego. Dziecko zaczyna lekcje o godz. 8, a potem do godz. 16 musi siedzieć w świetlicy bez obiadu, bo rodzice zastępczy twierdzą, że ich nie stać na obiady. Chłopcy są karmieni wyłącznie mlekiem, na które, jak się okaże, mają uczulenie. Kiedy przyjeżdżają do rodziców adopcyjnych, mają zniszczone głębsze warstwy skóry na policzkach. Kilka miesięcy zajmuje wyciągnięcie ich z problemu. Córka, kończąc pierwszą klasę, z pierwszym świadectwem w ręku wraca do domu zastępczego i dowiaduje się, że od poniedziałku mają się wynosić. W poniedziałek zaczynają się wakacje. Nie będzie świetlicy, żłobka, do którego maluchy są wożone nielegalnie, bo przecież rodzice zastępczy mieli płacone za zajmowanie się nimi. Pierwszego dnia wakacji rodzeństwo ląduje w domu dziecka. Córka traci zaufanie do dorosłych. Dzieci potrzebują pomocy psychologicznej, ale przecież były także torturowane i głodzone. Mają liczne choroby. W książeczce zdrowia wpis: matka biologiczna wcześniej już miała dziecko. Córka opowie, że starsza siostra została zabrana przez biologicznego ojca
Tagi:
adopcje, alkoholizm, dzieci, FAS, Polska, polskie rodziny, rodzice, rodzicielstwo, rodziny, zdrowie










