Nieuleczalni ze złudzeń

Nieuleczalni ze złudzeń

Za czasów Piłsudskiego rozliczeń domagała się tłuszcza, a on jej tego nie dał, dla Kaczyńskich zaś jest to priorytet Prof. Ludwik Stomma – Panie profesorze, porozmawiamy o historii? – Bardzo chętnie, zwłaszcza że od dłuższego czasu współczesna sytuacja Polski się nie zmienia, sądzę nawet, że jest coraz smutniej. – No właśnie, jednak nie chciałbym zupełnie uciekać od współczesności, ale spojrzeć na nią przez pryzmat przeszłości. Jak pan przymknie oczy, to jaki obraz historyczny nasuwa się panu w tym kontekście? – Wie pan, tak naprawdę analogie historyczne są zawsze mylące, ponieważ nie da się dwa razy wejść do tej samej rzeki. Ale jak patrzę na Polskę, nasuwa mi się bardzo korcąca analogia, zwłaszcza że układa się w podobne okresy. – Coś z naszego podwórka? – Nie, z historii Francji. Chodzi o okres od początku restauracji do upadku Ludwika Filipa. Był to czas monarchicznej władzy, z bardzo ograniczonym prawem do głosu, no, były to po prostu rządy autorytarne, wstrząsane oczywiście rozmaitymi drgawkami. Na przykład rewolucja lipcowa obaliła Burbonów, ale nie miała siły, żeby zapobiec restauracji monarchii w innym kształcie. W lutym 1748 r. przeciwko Ludwikowi Filipowi wybuchają rozruchy, bardzo podobne do naszej „Solidarności”; były nawet nazwane rewolucją zgorszenia czy wstydu z tych rządów, które były ekonomicznie nieudolne, skorumpowane i autorytarne. Tworzy się republika, która trwa dwa i pół roku, a kończy się – tu znów analogia do 1981 r. w Polsce – wojskowym przewrotem, dokonanym przez Napoleona III. On wprawdzie stawia francuską gospodarkę na nowe tory, czym różni się od Jaruzelskiego, jednak wszystko bierze za mordę. Tam nawet dziennikarze idą do więzień za krytykę. – A dalej też jest tak podobnie? – Dalej te rządy powoli łagodnieją, stają się coraz bardziej liberalne, co jest wynikiem słabości, a nie woli Napoleona III, a wszystko kończy się wojną, którą ten władca przegrywa. Wówczas powstaje, nomen omen, III Republika Francuska. – I następuje upojenie wolnością… – Właśnie tak, wszelkie pomysły są dobre, od utopijnego socjalizmu do przywrócenia monarchii, ale po pewnym czasie ta III Republika przestaje spełniać oczekiwania. Następuje coraz większe zniechęcenie społeczne, do tego stopnia, że Francuzi zaczynają o sobie mówić, że są związkiem zawodowym zniechęconych. I na tej fali pojawia się gen. Georges Boulanger. – Taki Kaczyński? – Tutaj analogia jest niemalże idealna. Boulanger też na lewo i prawo rzucał obietnice, hasła odnowy, także moralnej, chciał walczyć z korupcją, rozliczać szpiegów, mało tego, mówił o IV Republice, którą stworzy. Na początku cieszył się ogromnym powodzeniem, zdobył mandat deputowanego z Paryża, a kiedy mu to sztucznie unieważnili, wygrał w czterech departamentach jednocześnie. Popierały go tłumy, dlatego też wymachiwał szabelką: prowadził politykę antyniemiecką, bo przecież Niemcy muszą zapłacić za krzywdy. Szaloną popularność u Francuzów zyskał drobnym, symbolicznym aktem. Pojechał z wizytą do Stanów Zjednoczonych z okazji rocznicy odzyskania przez nie niepodległości i tam zażądał zdjęcia niemieckich flag, mimo że przecież bardzo wielu niemieckich osadników walczyło o niepodległość USA. Amerykanie ulegli. No, we Francji triumf kolosalny, jakby rzeczywiście stało się coś wyjątkowego. Jego passa trwała trzy lata. – A potem? – A potem okazało się, że oprócz obietnic i programu narodowego nie ma nic więcej do zaoferowania. Odchodzi więc, niespodziewanie, z dnia na dzień, złamany rzeczywistością, ponieważ nie widzi już przed sobą perspektyw. Tradycja francuska, która lubi romantyczne wątki, twierdzi, że odszedł z powodu kochanki, ale to nieprawda. Umiera w zapomnieniu w Belgii, no a III Republika będzie potrzebowała kolejnych 15 lat, żeby przejść przez aferę Dreyfusa, która ostatecznie skasuje autorytarne ciągotki, oraz laicyzację, stworzenie związków zawodowych z prawdziwego zdarzenia, co pozwoli jej udźwignąć I wojnę światową. n To wszystko rzeczywiście może przypominać współczesną Polskę, ale w gruncie rzeczy jest to dość ponura wizja, zwłaszcza że na naszym gruncie o laicyzacji możemy tylko pomarzyć. – Nie docenia pan ówczesnego gruntu francuskiego. Po restauracji Burbonów Kościół miał przecież ogromne wpływy, szkoły były katolickie, to była ciężka walka, dlatego trwała tak długo. – A w historii Polski nie dostrzega pan podobieństw? – Akurat w naszej historii mamy cały szereg odwrotnych

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2006, 51-52/2006

Kategorie: Wywiady