Jako niemuzułmanki nie byłyśmy pełnoprawnymi ludźmi Farida Khalaf ma 18 lat, właśnie ukończyła przedostatnią klasę gimnazjum i cieszy się na wakacje. Ale ten rok jest pod każdym względem inny: w sierpniu 2014 r. na jej spokojną rodzinną wioskę Kocho napadają terroryści z ISIS. Spędzają wszystkich mężczyzn i chłopców ze wsi i zabijają ich. Dziewczęta i kobiety biorą w niewolę. Przez cztery miesiące Farida przeżywa piekło na ziemi. Jest sprzedawana jako niewolnica różnym mężczyznom. Przechodzi z rąk do rąk, jest gwałcona i bita niemal do nieprzytomności. Ale udaje jej się przetrwać. Wraz z sześcioma innymi dziewczętami, którym przewodzi, ucieka przez pustynię. Na targu niewolnic w Rakce nie obowiązywała godzina zamknięcia sklepów. Stoisko sprzedaży było otwarte bez przerwy. Mężczyźni przychodzili do hali o każdej porze dnia i nocy, żeby obejrzeć aktualną ofertę. Niektórzy szukali niewolnicy dla siebie. Jeśli przybyli z zagranicy, żeby walczyć w Syrii, często ich żony znajdowały się zbyt daleko, aby o nich dbać. Chcieli więc załatwić sobie czasowe zastępstwo. Syryjczycy natomiast, ci, którzy byli żonaci, szukali jednej albo dwóch nałożnic, które pomogłyby ich małżonce w prowadzeniu gospodarstwa domowego. W tym wypadku było szczególnie ważne, żeby dziewczyny mówiły po arabsku, bo musiały rozumieć polecenia i się porozumiewać. Jeszcze inni byli wysyłani przez swoich szefów, którzy co prawda chcieli sprawić sobie przyjemność, ale sami nie mieli czasu, żeby wybrać się na zakupy. Albo szukali „prezentu” dla kogoś, komu byli winni przysługę. Niewolnice były cenionym towarem wymiennym. Kupujący zwracali uwagę na szczególnie młode i delikatne dziewczęta, które mogłyby podobać się innym mężczyznom i nie sprawiały kłopotów. Nie chcieli ryzykować „reklamacji”. Mężczyźni otwarcie wyrażali swoje życzenia i upodobania. Kiedy ze sobą rozmawiali, często upewniali się, że mają prawo uczynić z nas niewolnice, bo jako niemuzułmanki nie byłyśmy pełnoprawnymi ludźmi. Jako pobożni muzułmanie oni byli nadludźmi, a my podludźmi. (…) – To, co robicie, jest niesprawiedliwe – mówiłyśmy. – Wasza religia nie pozwala porywać i sprzedawać kobiet. – Pod naszą ochroną znajdują się wyłącznie muzułmańskie kobiety – odpowiadali wtedy. – Niewierne, jak wy, nie mają żadnych praw. – Ale my mamy mężów! – krzyczałyśmy. – A również w waszej religii dopuszczanie się czynów nierządnych z żonami innych mężczyzn jest grzechem. – One kłamią – twierdzili nasi strażnicy, których zirytowały nasze słowa, bo powodowały obniżkę ceny. – Wszystkie dziewczyny są niezamężne. – A jeśli nawet! – powiedział mężczyzna z IS. – Jeśli wasi mężowie nie żyją, to mamy prawo wziąć was do siebie. Inni przyznali mu rację. (…) W rzeczywistości wszyscy musieli wiedzieć, że popełniają przestępstwo, bo ani islam, ani żadna inna religia na świecie nie aprobowały handlu uprowadzonymi kobietami. Tylko raz się zdarzyło, że jednemu z mężczyzn spadła z twarzy maska. Był Syryjczykiem i przyjechał do Rakki z przyjacielem albo kolegą z miejscowej jednostki IS. Jak zwykle musiałyśmy przed nimi stanąć i przyjąć wyprostowaną postawę, żeby mogli nas ze wszystkich stron ocenić. Kolega wybrał sobie dziewczynę. Kiedy wyszedł z naszymi strażnikami do salonu, żeby negocjować cenę, zostałyśmy w hali z drugim mężczyzną. (…) – Biedne stworzenia – powiedział nagle, jakby był pewny, że nikt oprócz nas nie mógł go usłyszeć. – Gdyby to zależało ode mnie, puściłbym was wszystkie wolno. Tak mi przykro z powodu tego, co musicie tu znosić. Evin (…) rzuciła się przed nim na kolana. – Dobry człowieku, proszę, zabierz nas ze sobą – zaczęła błagać. – Mnie i moją siostrę. Ona jest chora. Potrzebuje pomocy. (…) – Nie mogę tego zrobić – powiedział zawstydzony. – Nie mogę zabrać was ze sobą. Moja rodzina nigdy by tego nie zaakceptowała. Gardziliby mną, gdybym przyprowadził do domu dwie jazydki. (…) NASZA GRUPA SIĘ ZMNIEJSZYŁA. Codziennie przychodzili mężczyźni, którzy kupowali i zabierali dziewczęta. Nie wiem już, jak często musiałyśmy przed nimi stawać i pozwalać im się na nas gapić. Straciłyśmy poczucie czasu. Nosiłyśmy te same ubrania co w dniu napaści na naszą wieś, bo nie miałyśmy nic na zmianę: ja czarną bluzkę i brązową spódnicę, Evin była cała ubrana na czarno. I prawie










