„Trzeba uciekać od pokusy niechęci budowania etosu prezydenta Lecha Kaczyńskiego i uwzględnić to, że należy on do łańcucha wielkich prezydentów, który rozpoczęli Gabriel Narutowicz i Ignacy Mościcki”. Gdy czyta się te słowa abp. Głodzia („Rzeczpospolita” 18.08), to trudno uznać je za trzeźwe sądy. Prezydent Narutowicz nie mógł być wielkim prezydentem, bo został zastrzelony przez fanatyka o endeckich poglądach zaledwie pięć dni po zaprzysiężeniu. Prezydent Mościcki zaś był tak wielkim patriotą, że we wrześniu 1939 r. przypomniał sobie, iż ma szwajcarskie obywatelstwo i nie zamierza być internowany razem z innymi członkami najwyższych władz polskich. Czy Lech Kaczyński jest kolejnym (ostatnim?) ogniwem tego „łańcucha wielkich prezydentów”? Na odpowiedź księdza arcybiskupa na to pytanie nie ma liczyć. Bo to dla niego przelewanie z pustego w próżne. A on w tym nie gustuje. Swoją drogą, skoro Narutowicz i Mościcki byli tacy wielcy, to czemu nie znaleźli się na Wawelu? Nie mieli brata bliźniaka, patrona lustracji księży? Share this: Click to share on Facebook (Opens in new window) Facebook Click to share on X (Opens in new window) X Click to share on X (Opens in new window) X Click to share on Telegram (Opens in new window) Telegram Click to share on WhatsApp (Opens in new window) WhatsApp Click to email a link to a friend (Opens in new window) Email Click to print (Opens in new window) Print
Tagi:
Przegląd