Niezjednoczone Królestwo

Niezjednoczone Królestwo

Pro-EU campaigners take part in a 'Missing EU Already' rally outside the Scottish Parliament, Edinburgh, organised by the Edinburgh Yes Hub, which backs Scottish independence, ahead of the UK leaving the European Union at 11pm on Friday.

Czy brexit i kryzys wewnątrz monarchii doprowadzą do rozpadu Wielkiej Brytanii W piątek 24 czerwca 2016 r. Nigel Farage był w szampańskim nastroju. Lider skrajnie prawicowej, nacjonalistycznej partii UKIP należał do architektów kampanii na rzecz wyjścia kraju z Unii Europejskiej. Kiedy zatem około godz. 4 nad ranem BBC podała informację, że nie ma już nawet matematycznych szans na zwycięstwo euroentuzjastów, Farage ogłosił triumf, mówiąc, że data ta przechodzi do historii jako „Dzień Niepodległości, którego Wielka Brytania nigdy nie miała”. W jego deklaracji było aż gęsto od symbolicznych nawiązań. W sposób oczywisty grał na uczuciu dumy Brytyjczyków – spadkobierców wielkiego imperium, a przede wszystkim członków narodu, który podbił pół świata, ale sam nigdy nie został podbity. Dlatego w kalendarzu brytyjskich świąt narodowych nie ma dnia niepodległości. Brytania bowiem niepodległa, suwerenna i niezależna od innych ośrodków władzy była zawsze. Nawet z religijnej dominacji Watykanu udało się jej wyswobodzić, kiedy Henryk VIII założył krajową odnogę Kościoła. Z tego właśnie punktu widzenia przynależność Zjednoczonego Królestwa do Unii Europejskiej była aberracją. Przecież jeśli Wielka Brytania była częścią jakiejkolwiek wspólnoty, to wtedy, kiedy sama ją zakładała, jak w przypadku Brytyjskiej Wspólnoty Narodów, założonej w 1931 r. Dlatego brexit miał być świętem wyspiarskiego nacjonalizmu, skierowania go na właściwe tory, odzyskania prestiżu i płynącej z niego niezależności. Zamiast tego może się okazać nożem, który ostatecznie potnie brytyjską wspólną flagę na kawałki symbolizujące poszczególne części unii. Tej brytyjskiej, nie europejskiej. Rozwód z Brukselą może nieść wiele scenariuszy. Zwłaszcza że żadna strona nie wie tak naprawdę, na jakich zasadach będzie przebiegać rozstanie. W brytyjskiej polityce wewnętrznej, oprócz wzmocnienia pozycji Borisa Johnsona i potrzeby radykalnych zmian w upokorzonej w grudniowych wyborach Partii Pracy, oznaczać będzie jednak konieczność szybkiego skonfrontowania się z regionalnymi tendencjami prounijnymi. W końcu zarówno większość Szkotów (aż 62%), jak i Irlandczyków z północy (55,8%) opowiedziała się w 2016 r. za pozostaniem w Unii Europejskiej. W obu tych częściach Zjednoczonego Królestwa coraz mocniej pobrzmiewają pytania, dlaczego ich mieszkańcy mają ponosić konsekwencje decyzji Anglii i Walii. Szczególnie że tam brexit wywoła poważne problemy, komplikujące życie setek tysięcy osób. W przypadku Irlandii Północnej komplikacja jest oczywista. Nieobecność Wielkiej Brytanii w Unii Europejskiej oznacza przywrócenie fizycznej granicy pomiędzy Republiką Irlandii a zajmującą prawie cały Ulster częścią Zjednoczonego Królestwa. W praktyce – odtworzenie nieużywanych od prawie stulecia 206 punktów granicznych, często na prywatnych posesjach lub w samym środku wiosek i miasteczek. Konieczność odprawy celnej wymusi kolejki i przyblokuje każdy z 76 mln pojazdów, które rocznie jeżdżą z północy na teren Republiki Irlandii i w drugą stronę. Z irlandzkiego punktu widzenia brexit to bardzo kosztowna zabawa – za ponad 5 mld funtów rocznie. Boris Johnson doskonale zdaje sobie sprawę z konsekwencji gospodarczych dla tego regionu. Dlatego rozważa jeszcze inne rozwiązanie – postawienie granicy nie pomiędzy dwiema Irlandiami, ale pomiędzy Ulsterem a resztą Brytanii. W ten sposób mieszkańcy północy Zielonej Wyspy pozostaliby niejako zrzeszeni z Unią Europejską, również w imię uniknięcia nowej odsłony irlandzkiej wojny domowej. Brexit bowiem to także ryzyko rozdrapania starych ran, o czym informowali już nawet przedstawiciele niedawno reaktywowanej Irlandzkiej Armii Republikańskiej (IRA). Problem w tym, że taki scenariusz irlandzkim republikanom zapewne by się spodobał, ale rozwścieczyłby unionistów z Ulsteru, opowiadających się za utrzymaniem Zjednoczonego Królestwa. Nie mówiąc już o bardziej konserwatywnym, miejscami wręcz nacjonalistycznym elektoracie w pozostałych częściach Wielkiej Brytanii. Wreszcie praktyczne pozostawienie Irlandii Północnej we Wspólnocie Europejskiej mogłoby otworzyć drogę do zerwania jej związku z Londynem i ponownej unifikacji obu Irlandii. Scenariusz ten dawno przestał być rozpatrywany w kategoriach political fiction, zwłaszcza po ostatnich wyborach na Zielonej Wyspie. 8 lutego Irlandczycy wybrali nowy parlament, a w nim aż 37 posłów z kontrowersyjnej partii Sinn Féin. Ugrupowanie to, aktywne na terenie zarówno Republiki Irlandii, jak i Irlandii Północnej, dawniej miewało nawet personalne związki z IRA, a dziś na powrót wprowadza do głównego nurtu debaty

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 09/2020, 2020

Kategorie: Świat