Zwaśnione obozy polityczne w Budapeszcie nie dążą do kompromisu Sytuacja na Węgrzech wciąż jest trudna. Rząd ma solidną większość w parlamencie, ale opozycja może wyprowadzić na ulice dziesiątki tysięcy ludzi. Nie wiadomo, jak znaleźć wyjście z tego politycznego pata. Obie strony są tak zacietrzewione, że nie szukają porozumienia. Obchody 50. rocznicy powstania na Węgrzech zmieniły się w tragifarsę. Podział w społeczeństwie Madziarów ujawnił się z całą jaskrawością. Opozycyjna prawicowa partia Związek Młodych Demokratów Fidesz urządziła własne obchody. Aktywiści partii Fidesz, na której czele stoi Viktor Orbán (premier w latach 1998-2002), twierdzą, że rządzący w Budapeszcie socjaldemokraci, jako „ideowi spadkobiercy” prosowieckich węgierskich komunistów, nie mają prawa oddawać hołdu bohaterom z 1956 r. W „alternatywnym” wiecu, do którego wezwał Fidesz, wzięło udział może nawet 100 tys. ludzi. To bardzo dużo jak na dziesięciomilionowy naród. Przypomnijmy, jak anemiczne manifestacje udało się urządzić najważniejszym partiom politycznym „IV RP”. Szef rządu, Ferenc Gyurcsany, został bezlitośnie wygwizdany, gdy składał kwiaty pod nowym pomnikiem węgierskiej rewolucji. Kiedy wręczał odznaczenia weteranom zrywu sprzed 50 lat, dziewięciu spośród nich odmówiło podania mu ręki. Tego dnia, 23 października, Budapesztem wstrząsnęły gwałtowne demonstracje. Zwolennicy Fideszu, a także przeciwnicy rządu spod różnych sztandarów starli się z siłami bezpieczeństwa. Wśród uczestników zamieszek byli zwykli obywatele, ale także skinheadzi z organizacji skrajnie prawicowych, „mołojcy” z klubów motocyklowych, nacjonaliści z czerwono-białymi flagami dynastii Arpadów, których w czasie II wojny światowej używał prohitlerowski rząd Węgier. Fama głosi, że wśród protestujących uwijali się także „agenci prowokatorzy” – rząd Gyurcsanyego pragnął jakoby wzniecić rozruchy, aby przedstawić się w roli obrońcy prawa i demokratycznego porządku. Opozycjoniści uważali się natomiast za spadkobierców „powstańców” z 1956 r. Kilku demonstrantów „zdobyło” radziecki czołg T-34, będący eksponatem rocznicowej wystawy. O dziwo, tank okazał się sprawny. Protestujący uruchomili stalowego potwora i ruszyli w stronę policyjnego kordonu. Na szczęście zatrzymali się. Stróże prawa, żądni odwetu za przeżyty strach, zdjęli białe rękawiczki. Przystąpili z furią do kontrataku, bijąc winnych i niewinnych. Do stłumienia rozruchów użyto armatek wodnych, gazów łzawiących, gumowych kul, natomiast wzniesione na ulicach barykady policjanci usunęli za pomocą pługów śnieżnych. Także konni stróże prawa szarżowali na tłum. 167 osób zostało rannych, w tym 17 funkcjonariuszy i parlamentarzysta partii Fidesz. Ponad 130 demonstrantów, w tym kierowca czołgu, trafiło za kraty. Zamieszki były tak burzliwe, że zagranicznych dygnitarzy uczestniczących w rocznicowych obchodach trzeba było szybciej odwieźć na lotnisko, premier Gyurcsany zaś zwołał posiedzenie Gabinetu Bezpieczeństwa Narodowego. Nazajutrz w mieście Szombathely radykalni przeciwnicy rządu podpalili siedzibę rządzącej Partii Socjalistycznej (MSZP). W Budapeszcie policja ponownie rozpędziła usiłujących protestować demonstrantów. To najostrzejszy kryzys, jaki Węgry przeżywają od czasu zmiany ustroju. Kiedy w kraju nad Dunajem nastała demokracja, utworzyły się dwa obozy polityczne o mniej więcej równej sile – socjaliści, obecnie rządzący wspólnie z liberałami, oraz Fidesz. To ostatnie ugrupowanie wchłonęło w ostatnich latach inne partie prawicowe, w tym skrajnie nacjonalistyczne, utraciło natomiast część elektoratu z politycznego centrum. Nacjonaliści w szeregach Fideszu nadają mu bardziej radykalny kurs. Zarówno prawica, jak i centrolewica nie szczędziły społeczeństwu populistycznych obietnic i pieniędzy, aby tylko zdobyć lub utrzymać władzę. Socjaliści hojnie wspierali emerytów i warstwy najuboższe, natomiast Fidesz poprzez kredyty budowlane i korzystne pożyczki dla studentów pozyskiwał klasę średnią. Oba obozy licytowały się w hojności, lecz dla gospodarki to życie ponad stan okazało się fatalne. Obecnie deficyt budżetowy Węgier wynosi ponad 10% produktu narodowego brutto i jest najwyższy w Unii Europejskiej. Konieczna stała się polityka zaciskania pasa i niepopularne reformy. Podczas kampanii wyborczej w kwietniu aktywiści obu partii woleli oczywiście o tym nie mówić, lecz znów obiecywali elektoratowi złote góry. Socjaliści zdołali zwyciężyć, po raz pierwszy od czasu upadku komunizmu na Węgrzech partia polityczna została wybrana na drugą kadencję. Po zwycięstwie premier Gyurcsany zrzucił maskę – zapowiedział
Tagi:
Krzysztof Kęciek