Nobel dobrego humoru

Nobel dobrego humoru

dr Bodnar bra-gass mask mat pras

Za badania, które najpierw śmieszą, a później zmuszają do myślenia „Tegoroczną nagrodę w dziedzinie chemii otrzymuje… Volkswagen”, ogłosił prowadzący wrześniową galę magazynu „Improbable Research” („Nieprawdopodobne Badania”), która odbyła się w wypełnionym po brzegi budynku Harvard Hall. Wśród gości było liczne grono laureatów Nagrody Nobla, a wszyscy mogli usłyszeć, że niemiecka firma została uhonorowana za „rozwiązanie problemu nadmiernych emisji zanieczyszczeń samochodowych, przez automatyczne, elektromechaniczne produkowanie ich mniejszej ilości, zawsze kiedy samochód jest testowany”. Ta nagroda to Ig Nobel, coś, co uważa się za naukowy odpowiednik Złotych Malin przyznawanych najgorszym filmowcom. Jednak takie jej postrzeganie to tylko część prawdy. Rzeczywiście organizatorzy corocznej gali, którą zaszczycają tuzy naukowego świata, biorą na cel prace absurdalne. Dlatego w 2013 r. w dziedzinie psychologii wyróżniono pięcioro naukowców, którzy udowodnili, że kiedy ludzie są pijani, uważają się za atrakcyjniejszych, niż gdy są trzeźwi. A w tym roku w dziedzinie literatury – Fredrika Sjöberga, autora trzytomowego dzieła o przyjemnościach zbierania much już martwych i takich, które martwe dopiero będą. Podczas ubiegłorocznej gali nagrodzono zespół, który w Georgia Institute of Technology pod kierunkiem Jerome’a Choo dokonał ważnego odkrycia. „Czy widzieliście kiedyś, jak sika panda, koza albo słoń?”, pytał publiczność naukowiec, który zawiesił sobie na szyi deskę klozetową. I tłumaczył, że wszystkie ssaki ważące więcej niż 3 kg – a wie dobrze, bo ustalił to w badaniach – opróżniają pęcherz w ok. 21 sekund. Bo wprawdzie duże ssaki mają duży pęcherz, a małe mały, ale u tych dużych strumień moczu też jest większy. A skoro już jesteśmy przy badaniach błahych, warto wspomnieć, że na tej samej gali nagrodę odbierała biolożka ewolucyjna Sara Lewis, która dzięki wieloletnim badaniom ustaliła, że samice świetlików preferują samce lepiej wyglądające i lepiej odżywione. „Piękno – widzimy je i lubimy je”, skomentował noblista z 2004 r. Frank Wilczek, który wręczał jej trofeum, tradycją gali jest bowiem udział w niej laureatów prawdziwego Nobla. Pokojowy Nobel dla Łukaszenki Jednak od 1991 r., kiedy po raz pierwszy rozdano Ig Noble (nazwa to kombinacja słów ignoble, ang. niegodziwy, i Nobel), charakter tej nagrody się zmienił. Za pierwszym razem chodziło o pokazanie badań, których „nie powinno się powtarzać”. Dziś organizatorzy zaczęli korzystać z zainteresowania, które wzbudzili, i wymierzają ostrze satyry także w sprawy ważne – patrz wspomniana nagroda dla Volkswagena lub uhonorowanie homeopatów w dziedzinie medycyny. Albo pokojowy Ig Nobel dla Aleksandra Łukaszenki za to, że władze Białorusi zabroniły ludziom klaskać, bo ci organizowali „klaszczące protesty”. I dla białoruskiej milicji, która za klaskanie zamknęła w areszcie jednorękiego mężczyznę. Pokojową nagrodę dostał też Jacques Chirac, który 50. rocznicę zrzucenia bomby atomowej na Hiroszimę uświetnił testami broni jądrowej na Pacyfiku. Oprócz nich wyróżniono japońskiego wynalazcę elektronicznego tłumacza ludzko-psiego, który miał przekładać szczekanie na japoński, ale nie działał. Doceniono jednak intencje – zbliżenie gatunków. Bawią, by uczyć Szybko dostrzeżono, że oprócz badań naprawdę błahych są również prace jedynie z pozoru nieistotne. Dlatego nagrody zaczęto przyznawać także za takie, które „najpierw śmieszą, by później zmusić do myślenia”, lub okazują się praktyczne. Jeden z Ig Nobli powędrował do trzech lekarzy, którzy na łamach czasopisma dla ratowników medycznych opisali, jak najłatwiej uwolnić penis, kiedy ten utknie w rozporku. Zabawne? Tylko kiedy nie dotyczy was. W przeciwnym wypadku jest to wiedza bezcenna. Tym bardziej że – jak podkreślali autorzy nowej techniki – personel medyczny na ogół nie jest do takiego zadania przygotowany i próbując pomóc, wyrządza niekiedy nieodwracalne straty. Podobna tematyka zresztą powraca. W 2013 r. nagroda powędrowała do lekarzy z Tajlandii, którzy poświęcili się opracowaniu najlepszych metod przyszycia amputowanego męskiego członka. Zarekomendowali w niej kilka skutecznych sposobów możliwych do zastosowania – z wyjątkiem sytuacji, „gdy penis został częściowo zjedzony przez kaczkę”. Wtedy to już nic nie pomoże. Rzecz bawi, ale nie Tajów. Tam od lat kultywowany jest bolesny dla mężczyzn zwyczaj. Żony niewiernych mężów czekają, aż ci zasną, by pozbawić ich narzędzia, za pomocą którego grzeszyli przeciw monogamii.

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 01/2017, 2017

Kategorie: Nauka