Wiele miesięcy MSZ przygotowywało się do wprowadzenia wiz dla naszych wschodnich sąsiadów. Cała operacja miała ruszyć 1 lipca. A teraz wiadomo (jako pierwszy w Polsce ogłosił to Marek Siwiec, szef BBN), że ruszy później, po wakacjach, 1 października. Dlaczego? Oficjalny komunikat głosi, że dlatego iż nasi sąsiedzi nie są do niej przygotowani, a zwłaszcza Rosjanie. No i że Unia Europejska przyjęła to przesunięcie ze zrozumieniem.
Korytarzowe plotki to uzupełniają.
Więc mówi się, że opóźnienie wprowadzenia wiz załatwili sobie Rosjanie na szczycie w Sankt Petersburgu, w rozmowach z Chirakiem i Schröderem. Więc Unia naszą informację o przesunięciu reżimu wizowego powinna przyjąć nie tyle ze zrozumieniem, ile z głęboką satysfakcją. To wszystko wiąże się zresztą z rosyjską polityką, która – skoncentrujmy się na tym wąskim wycinku – zakłada w sprawach europejskich kontaktowanie się bezpośrednio z Niemcami i Francją, a w sprawie wiz – maksymalne opóźnienie ich wprowadzenia. Albo w ogóle rezygnację.
Toteż choć Polsce udało się szybko porozumieć z Ukrainą i Białorusią, z Rosją nie może dojść do porozumienia. I nie chodzi tu tylko o to, że Moskwa chciałaby, żeby wizy były jak najdroższe, kosztowały po 60 euro, a Polska wolałaby tańsze, w cenie 8 euro…
Swoją drogą, warto zwrócić uwagę na nasze umowy z Ukrainą i Białorusią, bo są symptomatyczne i pokazują stan wzajemnych stosunków. Z Ukrainą mamy sielankę – oni nas wpuszczą bez wiz, my ich z wizami, ale darmowymi. Dobrze jest też z Białorusią. Tu wizy będą co prawda obustronne i płatne, ale kosztować będą niewielkie pieniądze. Konsultacje polsko-białoruskie w sprawie wiz poszły płynnie, warto zwrócić uwagę i na to, że Białoruś spadła z pierwszych stron polskich gazet, nie słychać o wzajemnych pretensjach i konfliktach, bieżące sprawy załatwiane są na bieżąco. A jeszcze parę lat temu grzmiało…
Przypadek stosunków polsko-białoruskich w ostatnich latach pewnie więc trafi do podręczników dyplomacji. To będzie rozdział pod tytułem „Co może zdziałać zła dyplomacja, a co dobra”. Bo przecież w ostatnich latach nic się nie zmieniło – Łukaszenko był prezydentem i jest, Polska ma ten sam pogląd na demokrację i prawa człowieka, jaki miała. I tych samych sojuszników. A proszę, zmienił się ambasador, wcześniej zmienił się szef departamentu, i zniknęły złe słowa, wzajemne (nazwijmy to delikatnie) uszczypliwości, kontakty gospodarcze i handlowe idą do przodu, załatwiamy własne sprawy, pozostając przy własnych poglądach. Na marginesie dodajmy, że fakt, iż Łukaszenko ma więcej oddechu (i samodzielności), wcale Rosji nie zachwyca…
To krzepiąca refleksja – bo czarno na białym widzimy, że są w MSZ zawodowcy, no i widzimy także, że dobrą dyplomacją można sporo nadrobić.
Nadrobiliśmy trochę na Wschodzie, teraz czas na nadrabianie na Zachodzie. Rzut oka na ostatnie dane Eurobarometru jest wystarczającym uzasadnieniem.
Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy