Przykład Kosowa zachęci separatystów na całym świecie Partia separatystów korsykańskich CNI pogratulowała „bratniemu narodowi Kosowa” uzyskania państwowego bytu. Autonomiczny rząd Kraju Basków określił uznanie niepodległości Kosowa jako „podręcznikowy sposób rozwiązania konfliktów”. Separatyści od północnego Cypru po Wyspy Owcze zgodnie twierdzą, że sprawa tej bałkańskiej krainy jest „ważnym precedensem”. Kosowo jest niewielkim, ubogim skrawkiem ziemi, który może funkcjonować tylko pod protektoratem Unii Europejskiej i sił zbrojnych NATO. Deklaracja niepodległości, którą uznały Stany Zjednoczone i wiele innych krajów, nic pod tym względem nie zmieni. A jednak ogłoszenie przez Prisztinę niepodległości wywołało gromkie echa w dalekich zakątkach świata. Sukces Albańczyków z Kosowa przyjęli z satysfakcją islamscy separatyści w Kaszmirze, walczący o wyrwanie się spod władzy Indii, jak również władze Tajwanu. Wywołało to gniewną reakcję Pekinu, uważającego odszczepieńczy Tajwan za integralną część Chin. Protestował rząd Sri Lanki, aczkolwiek wśród mieszkańców stolicy tego kraju, Kolombo, mało kto potrafi wskazać Kosowo, byłą (?) serbską prowincję, na mapie. Na Sri Lance separatyści z ugrupowania Tamilskie Tygrysy walczą o utworzenie własnego państwa na północy wyspy. Tygrysy dysponują potężną machiną militarną, zgniecenie tego ruchu siłą nie jest możliwe. Od 1983 r. w konflikcie na Sri Lance zginęło co najmniej 70 tys. osób. Rząd w Kolombo obawia się: dziś Kosowo, jutro może Eelam – niezależne państwo Tamilów na północy. Niepodległego Kosowa z pewnością nie uzna rząd w Madrycie, lękający się separatyzmu katalońskiego i przede wszystkim baskijskiego, a także Azerbejdżan, obawiający się niepodległości zamieszkanej głównie przez Ormian samozwańczej Republiki Górnego Karabachu, która oderwała się od terytorium państwa azerskiego w wyniku wojny domowej na początku lat 90. Minister spraw zagranicznych Rosji, Siergiej Ławrow, ostrzegł, że uznanie niepodległości Kosowa „otworzy puszkę Pandory pełną napięć separatystycznych w całej Europie”. Szef dyplomacji serbskiej, Vuk Jeremić, zwrócił uwagę, że uznanie statusu Kosowa jako niezależnego państwa „dostarczy narzędzi” ruchom secesjonistów w Europie i poza nią. Wielu dygnitarzy z państw Unii Europejskiej zapewnia, że przypadek Kosowa jest wyjątkowy i w żadnym wypadku nie stanowi precedensu. Sporo w tym racji. Kosowo zamieszkane jest przeważnie przez Albańczyków, odmiennych od słowiańskich Serbów religijnie, etnicznie i kulturowo – znakomita większość ludności Kosowa nie chce mieć z Belgradem nic wspólnego. Serbia utraciła Kosowo przede wszystkim na skutek własnych błędów. Prezydent Slobodan Miloszević odebrał Prisztinie autonomię, którą przyznał jej jugosłowiański przywódca Josip Broz Tito. Potem Miloszević został głównym animatorem wojen bałkańskich, które Serbia przegrała – a w historii zawsze było tak, że za wzniecone i przegrane wojny trzeba drogo płacić. Wreszcie serbski dyktator nie potrafił ułożyć się ze Stanami Zjednoczonymi i NATO i wszczął brutalną kampanię przeciwko kosowskim partyzantom. Wywołało to zbrojną interwencję Sojuszu Północnoatlantyckiego w 1999 r. i falę bombardowań, która zakończyła się wycofaniem serbskich sił wojskowych i policyjnych z Kosowa. Żaden z ruchów separatystycznych nie może obecnie liczyć na takie wsparcie. Separatyści zazwyczaj nie są przez społeczność międzynarodową mile widziani. Nie należy się spodziewać, że na świecie wyrastać będą jak grzyby po deszczu nowe państwa. Pewne jest jednak, że po triumfie kosowskich nacjonalistów także inne ugrupowania, marzące o niezależności dla swych ludów i narodów, poczuły świeży wiatr w żaglach. Na Bałkanach problemem pozostaje Bośnia, niepodległe państwo postjugosłowiańskie, podzielone na Federację Chorwacko-Muzułmańską oraz Republikę Serbską. Przywódcy tej ostatniej uprzednio zapowiadali, że jeśli niepodległość Kosowa zostanie uznana, także oni zastrzegają sobie prawo do secesji (co miałoby doprowadzić do zjednoczenia z Serbią). Ale z tych gróźb niewiele wynika. UE, USA i NATO nie zgodzą się na rozpad Bośni, Belgrad nie wejdzie w konflikt z tymi potęgami. Także bośniaccy Serbowie zdają sobie sprawę, że w Bośni żyją lepiej, niż mogliby w odizolowanej Serbii. Władze bośniackiej Republiki Serbskiej wykorzystają sprawę Kosowa tylko jako jeszcze jeden argument w swej długiej walce przeciwko planom centralizacji ustroju Bośni. Rosja ma poważne kłopoty z separatystami czeczeńskimi. Nic dziwnego, że „minister spraw zagranicznych” czeczeńskich rebeliantów, Usman Ferzauli, przyjął
Tagi:
Krzysztof Kęciek









