Wyż demograficzny w krajach arabskich to obok wojen główna przyczyna napływu imigrantów do Europy Proces globalizacji, rozwój gospodarczy i udostępnienie nowoczesnych zdobyczy techniki z jednej strony wyrównują warunki życia w różnych częściach świata, z drugiej jednak coraz ostrzej ujawniają sprzeczności, które wcześniej były ukryte w enklawach tworzonych przez lokalne reżimy. Obalając te reżimy, powinniśmy przyjąć odpowiedzialność za to, co będzie potem. Nadwyżka synów Gunnar Heinsohn w książce „Synowie i władza nad światem” (Wydawnictwa Akademickie i Profesjonalne, Warszawa 2009) prognozował skutki wzrostu demograficznego w różnych częściach globu i szybką zmianę proporcji ludności zamieszkałej w tych rejonach. A w ślad za tym zmianę relacji sił oraz podważenie obecnej hierarchii politycznej świata. To, o czym pisał Heinsohn, widziałem na własne oczy w krajach arabskich. Byłem tam przed wojnami, które je zrujnowały. Pozostały mi dwa wrażenia. Po pierwsze, były to kraje w znacznym stopniu laickie. W Bagdadzie rano dziewczynki w mundurkach szły do szkół. W Egipcie handel był ważniejszy niż wezwania z minaretu. Jednocześnie wszędzie zauważalne było nasilające się używanie religii w celu konsolidacji społeczeństwa przed zewnętrznym zagrożeniem. Panujące reżimy, wcześniej mocno laickie, chciały w ten sposób przeciwstawić się zewnętrznym próbom ich obalenia. Po drugie, wrażenie zrobiły na mnie tłumy na ulicach. Zauważyłem to szczególnie w Damaszku, gdzie chłopcy zapełniali chodniki i place. Dziewczęta były mniej widoczne, częściej przebywały w domu. Nie czułem zagrożenia ze strony tego młodego tłumu, ale myślałem, że będzie miał problem ze znalezieniem miejsca dla siebie. Podobna obecność młodych chłopców na ulicach rzucała się w oczy w Maroku. Ciekawe, czy zostaną tam wyciągnięte wnioski z doświadczeń innych państw. Heinsohn rozpatrywał skutki przemian demograficznych głównie w kontekście polityczno-militarnym i w odniesieniu do krajów arabskich oraz większości państw Afryki. W aspekcie militarnym istotna jest właśnie liczba młodych chłopców. W 2003 r. poza 30 bogatymi krajami Europy i Ameryki mieszkało ponad 900 mln chłopców poniżej 15. roku życia, którzy teraz mają od 12 do 28 lat. W Pakistanie dzieci do 14. roku życia stanowiły 40% ogółu mieszkańców, w Afganistanie – 42%, w Nigerii – 44%, w Etiopii – 47%, w Egipcie – 35%, w Turcji – 27%, w Algierii i Maroku – po 33%, w Arabii Saudyjskiej – 42%, w Syrii – 39%, w Jordanii – 37%, w Palestynie – 47%, w Iranie – 32%, w Iraku – 41%. Równocześnie w Ameryce i krajach europejskich wskaźniki te wynosiły: w USA – 21%, w Rosji – 16%, w Niemczech – 15%, we Francji – 18%, we Włoszech – 14%, w Polsce – 17,5%, w Hiszpanii – 14%, na Węgrzech – 17%, w Austrii – 16%, w Bułgarii – 15%. Na 900 mln chłopców w krajach biednych przypadało 30 mln ich rówieśników w bogatych krajach Europy i Ameryki. Co ważne, w krajach bogatych większość chłopców to jedyni synowie, podobnie jest w Chinach. Tam więc młodzi będą czerpali z zasobów swoich rodzin. Natomiast w Trzecim Świecie rodziny mają po kilku synów. Chłopcy z biednych krajów muszą więc walczyć o odpowiednie dla siebie miejsce poza własną rodziną, a często także poza granicami ojczyzny. W takiej sytuacji trudno przeciwdziałać bezrobociu. Porządek ekonomiczny zglobalizowanego świata nie pozwala na zagospodarowanie tej wielkiej nadwyżki siły roboczej. Jest ona zbędna na obecnym poziomie zorganizowania wytwórczości i konsumpcji. To nie kwestia dostępnych zasobów i wydolności aparatu wytwórczego. Istniejące fabryki i rolnictwo mogłyby wyżywić wszystkich mieszkańców Ziemi i zapewnić im godne warunki życia. To problem politycznej organizacji świata, która powoduje olbrzymie nierówności. Stąd narastająca frustracja i nastroje buntu w społeczeństwach Trzeciego Świata. I to po części tłumaczy, dlaczego wśród uchodźców do Europy dominują młodzi mężczyźni. Wojny prewencyjne Stany Zjednoczone uznały pojawienie się tak dużego wyżu młodzieży w biednych krajach za zagrożenie dla ustanowionego przez siebie porządku świata. Gunnar Heinsohn pisał, że w ślad za tym USA podejmą działania polityczne i militarne, aby zachować dominację. Ta prognoza właśnie się sprawdza. Obliczenia przeprowadzone w USA pokazały, że w 2003 r. mniej rozwinięty świat, bez Chin, na 3,8 mld ludności miał 1,4 mld dzieci,
Tagi:
Wiesław Żółtkowski









