Iron Maiden powraca do Polski z jedynym w swoim rodzaju heavymetalowym show Początkowo Eddie był tylko wykonaną przez Dave’a Beasleya olbrzymią głową z papier-mâché, pełniącą funkcję scenicznego rekwizytu, z którego w trakcie utworu „Iron Maiden” wypływała pod ciśnieniem sztuczna krew, oblewająca przy okazji ówczesnego perkusistę. Podczas kolejnych występów czerep (zbudowany tym razem z włókna szklanego) błyskał także oczodołami, wypuszczając z ust czerwony dym. Jak wieść niesie, okazjonalnie maskę Eddiego zakładał menedżer Żelaznej Dziewicy, uatrakcyjniając występ podopiecznych. Groteskowa maskotka zyskała ciało dzięki grafikowi Derekowi Riggsowi, etatowemu (poza kilkoma wyjątkami) autorowi okładek płyt zespołu. Od ponad trzech dekad Eddie The Head pojawia się właściwie na wszystkich memorabiliach związanych z brytyjską formacją, stanowiąc niezmiennie ważny element heavymetalowego show – a to jako kroczący olbrzym, a to strzelająca z oczu iskrami egipska mumia czy cyborg unoszący na swoich potężnych rękach muzyków (na jego głowie zaś znajdował się podest dla perkusisty). Konsekwentnie pozostaje symbolem rebelii, milczącym świadkiem i ważnym elementem koncertów, na których nigdy nie brakowało efektów świetlnych i pirotechnicznych, podniosłych recytacji, powiewania brytyjską flagą oraz scenograficznego przepychu. Nie mówiąc o żywiołowych reakcjach publiczności, rzucającej na scenę najróżniejsze dowody uwielbienia – trafiła się nawet butelka sherry czy strzykawka z krwią. Morderca pochylający się nad zwłokami Margaret Thatcher, pacjent zakładu dla obłąkanych, kawalerzysta Lekkiej Brygady, majestatyczny faraon, pilot spitfire’a, rewolwerowiec, grabarz albo król Edward Wielki – każda okładka longplaya czy singla to minihistoria z udziałem szczerzącego zęby upiora. Eddie jest ikoną popkultury. Nic dziwnego, że w 2008 r. uhonorowany został statuetką Golden God. Nowy wspaniały świat W Boże Narodzenie A.D. 1975 Steve Harris (rocznik ‘56) – pochodzący z londyńskiego Leytonstone były basista zespołu Smiler oraz niedoszły piłkarz klubu West Ham United – powołał do życia własny band. Będąc pod wrażeniem filmowej adaptacji Dumasowskiego „Człowieka w żelaznej masce”, ochrzcił formację mianem średniowiecznego narzędzia tortur, sarkofagu o kobiecych kształtach z kolcami po wewnętrznej stronie pokrywy. Jednak od początku załogę Iron Maiden (reprezentantów nowej fali brytyjskiego heavy metalu) prześladowały problemy kadrowe – tylko w latach 70. skład zmieniał się kilkanaście razy. Stałym elementem teamu został rówieśnik Harrisa (niekwestionowanego kapitana drużyny), David Michael Murray, wiecznie uśmiechnięty sportowiec (miłośnik piłki nożnej i krykieta) oraz pełen pokory gitarzysta samouk. Długowłosy młodzian często muzykował z Adrianem Smithem, o rok młodszym kumplem ze szkolnej ławki, fanem Manchesteru United oraz twórczości Jimiego Hendriksa. Z czasem gitarowe duety w wykonaniu obu panów stały się wizytówką Żelaznej Dziewicy. Dobrze przyjęte przez wytwórnię EMI demo grupy otworzyło muzykom drogę do nagrania w 1980 r. debiutanckiego krążka zatytułowanego po prostu „Iron Maiden”, w następnym roku zaś band wyruszył w pierwsze światowe tournée promujące krążek „Killers”. Jednak coraz gorsza kondycja wokalisty, punkowca Paula Di’Anno zmagającego się z licznymi uzależnieniami i ze stresem, sprawiła, że szef heavymetalowego gangu postanowił na nowo obsadzić etat frontmana. Wybór padł na solistę formacji Samson. Pochodzący z hrabstwa Nottingham Paul Bruce Dickinson (rocznik ‘58) od razu zwrócił na siebie uwagę naturalną charyzmą i donośnym głosem, dzięki któremu zyskał pieszczotliwe miano „syreny lotniczej”. Jego dzieciństwo trudno uznać za szczęśliwe: był niechcianym dzieckiem pary nastolatków, wychowywanym przez dziadków i tułającym się po szkołach z internatem. Na szczęście odkrył w sobie wiele pasji. Ten niedoszły perkusista kształtował muzyczny gust, słuchając płyt Bitelsów i Deep Purple, choć nie zaniedbywał też sfery ciała. Z powodzeniem ćwiczył bowiem szermierkę. Ponoć w 1992 r. miał jechać na igrzyska do Barcelony, ale plany pokrzyżowały zobowiązania koncertowe – dziś jest za to właścicielem firmy produkującej sprzęt dla szermierzy. Dickinson (znawca alchemii, okultyzmu i mistycznej poezji Williama Blake’a) sprawdził się także jako pisarz, scenarzysta filmowy, reżyser wideoklipów, didżej radiowy, prezenter MTV oraz licencjonowany pilot, zasiadający również za sterami opatrzonego logo Ironów boeinga 757, lepiej znanego jako
Tagi:
Przemysław Pieniążek









