Wiele środowisk widzi, co się dzieje. Nie widzi tego jedynie minister zdrowia Ewa Kralkowska – doktor nauk medycznych, internistka i toksykolożka, działaczka Unii Pracy. Była m.in. posłanką IV kadencji (2001-2005), sekretarzem stanu w Ministerstwie Zdrowia (2001-2004) i ordynatorem w Wojewódzkim Szpitalu Specjalistycznym im. M. Madurowicza w Łodzi. Jest członkinią Okręgowej Rady Lekarskiej w Łodzi. Minister Radziwiłł zapowiada wzrost nakładów na ochronę zdrowia, wprawdzie mniejszy i bardziej rozłożony w czasie, niż chcieliby tego protestujący lekarze, ale znaczący. Wprowadzono program bezpłatnych leków dla seniorów, a od przyszłego roku prawo do leczenia ma być niezależne od posiadania aktualnego ubezpieczenia zdrowotnego. Może zatem obecne kierownictwo resortu zdrowia zasługuje nie tylko na krytykę, ale również na pochwały? – Przykro mi, ale nawet gdybym bardzo się postarała, nie znajdę zbyt dużo pozytywnych posunięć PiS w ochronie zdrowia. Bezpłatne leki dla seniorów to bardziej hasło niż realny program. Okazuje się bowiem, że drogich leków niezbędnych w ciężkich schorzeniach brakuje na tych listach lub jest ich bardzo niewiele, a te, które są, i tak nie miały wysokich cen, dlatego trudno mówić o znaczącym odciążeniu budżetów domowych emerytów. Oczywiście są choroby, których leczenie stało się tańsze, ale nie można powiedzieć, że rząd rozwiązał problem dużych kosztów leków dla osób starych i schorowanych. Przypomnę, że swego czasu leki stosowane w niektórych chorobach były bezpłatne. Przyjęcie takiej zasady przyniosłoby odczuwalne efekty, jednak na razie nic nie słychać o takich planach. Jeśli chodzi o powszechny dostęp do publicznej opieki zdrowotnej, w myśleniu pana ministra nie ma żadnej rewolucji, to gwarantuje konstytucja. Rewolucją, ale w negatywnym znaczeniu tego słowa, jest natomiast wprowadzenie tzw. sieci szpitali w kształcie zapisanym przez ministerstwo. Nowe przepisy weszły w życie 1 października, więc jeszcze nie widać ich skutków, bo na razie wszystko idzie siłą rozpędu. Lekarze i inni pracownicy medyczni pracują, jak pracowali, gdyż mają głęboko zakorzenione poczucie etyki zawodowej i nie zostawią pacjentów. Jeśli jednak będą się trzymać ściśle zapisów ustawy, to obawiam się, że czeka nas ogromny chaos. Niepokój budzi choćby przeniesienie nocnej i świątecznej pomocy lekarskiej do szpitali. – Do tej pory była ona świadczona lokalnie, mieszkańcy każdej dzielnicy wiedzieli, dokąd mają iść. Obecnie zarówno nocna i świąteczna pomoc, jak i SOR mają być w jednym szpitalu, a zgłaszających się chorych kwalifikować będzie być może pracownik rejestracji. Jestem lekarką z wieloletnim stażem i nie wyobrażam sobie, że mogłabym prowadzić taką segregację bez badania pacjentów! Jednak zasadniczym problemem jest wprowadzenie ryczałtowego finansowania szpitali. Środowisko medyczne, pan minister Radziwiłł również, od lat walczyło, by pieniądze szły za pacjentem. Jeżeli szpital otrzyma ryczałt – niewysoki, bo liczony na podstawie kosztów sprzed dwóch lat – dyrektorowi będzie się opłacało przyjmować przede wszystkim pacjentów tanich. A co z osobami poważnie chorymi, których leczenie jest długie i bardzo kosztowne, a których nie stać na to, by się leczyć prywatnie? Co z obietnicą skrócenia kolejek, która robi się coraz mniej realna? W tym kontekście bardzo czytelny staje się powód protestu lekarzy rezydentów. Rząd i państwowe media twierdzą, że młodzi medycy walczą nie o dobro pacjentów, ale o wyższe pensje. – To nieprawda. 24 października byłam na spotkaniu z rezydentami uczestniczącymi w akcji protestacyjnej i kolejny raz bardzo wyraźnie podkreślili, że ich najważniejszym postulatem jest wzrost nakładów na całą ochronę zdrowia. Polska pod tym względem znajduje się na szarym końcu w Europie. Przeznaczamy na tę sferę niewiele ponad 4% PKB, rezydenci chcieliby, żeby to było 6,8%. Ten wskaźnik nie został wzięty z sufitu. W ocenie Światowej Organizacji Zdrowia taki poziom finansowania jest niezbędny, by służba zdrowia zapewniała mieszkańcom danego kraju minimalne bezpieczeństwo zdrowotne. Czy nasze władze sprostają temu wyzwaniu? Na pewno nie jest to łatwe, ale też rezydenci nie oczekują, że żądany wzrost nastąpi od razu. Postulują, żeby rozłożyć go na trzy najbliższe lata. Co bardzo ważne, zdecydowana większość tych pieniędzy miałaby zostać przeznaczona nie dla lekarzy, lecz dla pacjentów: na nowoczesną diagnostykę, funkcjonowanie szpitali, aparaturę, leki, zatrudnienie dodatkowego personelu, a co najważniejsze – na likwidację kolejek.










