Jestem anarchistką państwowotwórczą

Jestem anarchistką państwowotwórczą

Krystyna Kofta, pisarka, autorka sztuk scenicznych i opowiadań, malarka. Z rządów Kaczyńskich robi się mały reżimek, na razie taki malutki, bo nie mogą zamknąć opozycji, ale dla mnie jest to dzwonek, że coś takiego może się zdarzyć – Pani Krystyno, lektura pani najnowszej książki „Monografia grzechów. Z dziennika 1978-1989” może czytelników „Przeglądu” zdziwić i wprawić w zakłopotanie. W stosunku do tego, co dziś pani pisze, jest to ogromna różnica poglądów i sądów na temat PRL-u i jego władz. – Ja się nie zmieniłam, to czasy nie dorosły do wyobrażeń. Miało być inaczej, a jak jest, każdy widzi. Nie sądzę, żeby nie można było tego zrozumieć. Być może jestem z natury anarchistką państwowotwórczą i nie podobają mi się żadne rządy, bo zawsze może być lepiej. Gdy pisałam dziennik, prawie codziennie notowałam to, co mnie boli, a PRL bolał mnie wielce. Dostrzegałam w nim wiele niesprawiedliwości i draństwa; dotykało mnie to osobiście i poprzez innych. – O obradach Okrągłego Stołu nie pisała pani jednak zbyt pochlebnie, raczej jako o swoistym domówieniu się czarnych z czerwonymi. – Tak wtedy to odbierałam, wielka rola Okrągłego Stołu dotarła do mnie po pewnym czasie. W tamtym okresie nie mieliśmy pełnej świadomości, że działania władz PRL-u, opozycji i Kościoła wpływają na to, że owa rewolucja ma aksamitny przebieg. Bardzo się bałam, że powtórzy się scenariusz inwazji na Węgry i Czechosłowację. Wejdą – nie wejdą – Tak jak tego, że wkroczy Wielki Brat. – Oczywiście, ślady są w moim dzienniku. Stale przecież mówiliśmy o tym w domu, nawet na ulicy z przypadkowymi ludźmi, ale głównie w gronie pisarzy, kiedy spotykaliśmy się w kawiarni Czytelnika i bez przerwy wałkowaliśmy temat: wejdą – nie wejdą. To był najczęściej poruszany wątek naszych rozmów. – Teraz pani słyszy z ust urzędników IPN, że Polsce nie groziła interwencja wojsk Układu Warszawskiego i że wprowadzenie stanu wojennego było zbrodnią. – Przeciw temu się buntuję. Nie będę używać określenia Wałęsy i mówić, że są durniami. Myślę, że są politycznie nieopierzeni i niedouczeni. Jeżeli ktoś dziś mówi, że takiego niebezpieczeństwa nie było, to nie wie nic o tamtych czasach. Nie ma dowodów z tej racji, że nikt nikomu nie wydawał na piśmie poleceń. Nawet na poziomie niższych struktur partyjnych, a co dopiero mówić o radzieckich generałach. Czy ktoś myśli, że Rosjanie ogłosiliby w mediach apel do polskiego społeczeństwa, by się mitygowało w swoich zapędach wolnościowych? Albo że napisaliby wprost do Jaruzelskiego, że jeśli ostro nie zadziała, to oni wejdą, a generał by tę notatkę zachował dla potomności? To przecież absurd! Jeżeli ludzie z IPN tak myślą, to nie są wiarygodnymi historykami. Gdybym nie pamiętała tego, co się wtedy działo, to bajdurzenie IPN-owców mogłabym wziąć za prawdę. Ale ja nie miałam pięciu lat, w pełnej świadomości przeżywałam tamte dni. Nie wspominam PRL-u z rozczuleniem, raczej z niechęcią, ale jestem sprawiedliwa i nie daję fałszywego świadectwa, dlatego mówię, że w świadomości Polaków było przekonanie, że Rosjanie mogą w każdej chwili wkroczyć do Polski. Zresztą nie musieli tego robić, stacjonowali przecież u nas od czasów wojny. – W rezultacie jednak nie weszli, co też miało wpływ na doprowadzenie do Okrągłego Stołu… – …który był większą mądrością, niż nam się wówczas wydawało. To samo można powiedzieć o „grubej kresce” Mazowieckiego… – Zgadzała się pani z nim? – Początkowo nie byłam przekonana, ale myślałam sobie, że skoro godny szacunku, mądry człowiek mówi, że trzeba oddzielić grubą linią to, co jest i nastąpi, od tego, co było, to uznałam, że tak będzie lepiej. Wtedy zostałoby to, co było dobre, bo nie można odciąć się całkowicie od przeszłości i zaczynać budowania nowego etapu w dziejach narodu i państwa od całkowitej negacji samych siebie. Wiadomo było, że będą obowiązywać cywilizowane normy prawne, które surowo ocenią tych, którzy je łamali. Istniejące struktury prawne na to pozwalały. – Dziś jest to przez zwolenników Kaczyńskich kwestionowane. – To jest pokłosie walki z Unią Wolności, którą oni oceniają jako różową. Działanie Mazowieckiego to była głęboka mądrość, dzięki tej „grubej kresce” naród ma swoją PRL-owską przeszłość, raz gorszą, raz lepszą, i jest mądrzejszy od tych polityków, co chcą mu ją ukraść. PRL nie był przecież jednolitym tworem od początku do końca, były załamania dyktatury, po ’56 po ’70, aż doprowadziło to do powstania „Solidarności”. – Rządzący

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 11/2007, 2007

Kategorie: Wywiady