Od ministra do celi

Od ministra do celi

Maciej Zalewski: Okazuje się, że jestem winny korupcji w partii, która głosi ideę czystości W końcu marca 1990 r. Sejm uchwala ustawę o likwidacji Robotniczej Spółdzielni Wydawniczej Prasa-Książka-Ruch, wielkiego koncernu medialno-wydawniczego, który był jedną z podstaw finansowania partii komunistycznej. Z mocy ustawy część majątku RSW trafia do wydawnictw związanych z partiami politycznymi, głównie tytuły prasowe. „Express Wieczorny” razem z budynkami i gruntami dostaje się w ręce Fundacji Prasowej „Solidarność”, powołanej w tym czasie przez środowisko skupione wokół Jarosława Kaczyńskiego. Kilka lat później fundacja sprzedaje „Express Wieczorny” Szwajcarom. W kwietniu tego samego roku odbywa się II Krajowy Zjazd NSZZ „Solidarność”, na którym są obaj młodzi uniwersyteccy przyjaciele, czyli Maciek [Zalewski], członek Zarządu Regionu Mazowsze, i Michał Boni, przewodniczący tego zarządu. – I to on na chama blokuje mój wybór do Komisji Krajowej, który mi się należy – wścieka się Maciek. – Nie umie nawet wytłumaczyć, dlaczego to robi! Myślałem, że normalnie go zarżnę, zabiję jak…! Ale byłem już coraz bliżej Jarka [Kaczyńskiego], więc zacząłem się z „Solidarności” wycofywać. I już w maju tego roku powstaje Porozumienie Centrum, partia, do której Maciek wnosi w posagu bardzo silny układ warszawski, czyli swoje Grupy Polityczne Wola, natomiast pieniądze na działalność w formie pożyczki wnosi m.in. Fundacja Prasowa „Solidarność”, przez co mają poważne kłopoty z prokuratorem, który zarzuca im nielegalne finansowanie PC. Kilka miesięcy później Zalewski wpada na pomysł powołania spółki Telegraf, a potem z innymi czołowymi działaczami Porozumienia Centrum wchodzi do jej rady nadzorczej i zostaje prezesem. To najbardziej kontrowersyjny projekt ówczesnego obozu Lecha Wałęsy. Chcą zakładać wydawnictwo, nową gazetę „Telegraf” i własną telewizję. Nie mija nawet rok, a kapitał założycielski partyjnej spółki rośnie 150 razy, bo ich akcje wykupuje wiele firm, przeważnie państwowych, w tym wielki bank, z którego biorą także ogromne pożyczki. Wychodzi więc na to, że prywatna spółka i związana z nią partia żerują na państwowych pieniądzach, rozwijają się kosztem państwowych firm. Jednak najwięcej Telegrafowi daje podobno prywatna spółka Art-B, co znaczy Artyści Biznesu, którzy dorobili się, wykorzystując prawnie zakazany oscylator ekonomiczny, polegający na wielokrotnym, jednoczesnym oprocentowywaniu tych samych pieniędzy w kilku różnych bankach, co kosztowało polski system finansowy ok. 424 mln dzisiejszych złotych. Właściciele Art-B twierdzili, że przekazali Telegrafowi 5,7 mln nowych złotych. – A to jest nieprawda – opowiada Maciek. – Ale się zgadzam, że jak na dzisiejsze czasy jest nie do pomyślenia, że koncerny państwowe płacą na spółkę prywatną. – W której na dodatek są sami politycy. – Tak. Ale przecież nie gromadziliśmy pieniędzy, żeby budować sobie domy i kupować samochody. Teraz jest inaczej, ale wtedy myślenie polityczne było takie, że trzeba mieć swoją prasę. I telewizję. – Bo razem z Wałęsą szliście do władzy, konkretnie do jego kancelarii, w której ty byłeś sekretarzem Komitetu Obrony Kraju, jakby ministrem obrony w Kancelarii Prezydenta RP. – Tak. Nigdy bym nie przypuszczał, że efektem naszego wcześniejszego spotkania z notariuszem w redakcji „Tygodnika Solidarność”, na którym powołaliśmy spółkę Telegraf, będzie to, że zostanę skompromitowany, wywalony z polityki i po kilku latach skończę w kryminale. Umieranie. Uliczna szarża pancerna Umieranie zaczyna się w połowie 1991 r., kiedy jedna z nieistniejących już dzisiaj gazet informuje, że najwyżsi działacze Porozumienia Centrum, zatem partii, której Maciek Zalewski jest jednym z założycieli, wykorzystując wysokie urzędy państwowe w kancelarii prezydenta Lecha Wałęsy, które sprawują, zbijają ogromne majątki na akcjach ich własnej prywatnej spółki Telegraf. W ten sam sposób zdobywają fundusze na partyjną działalność. Do założenia gazety „Telegraf”, która miała być organem prasowym obozu Wałęsy, wprawdzie nie dochodzi, nie udaje się także założyć własnej stacji telewizyjnej, co było w planach, ale spółka z wielkim powodzeniem handluje papierosami, napojami gazowanymi, sportowymi butami i innymi chodliwymi na początku polskiej transformacji towarami. Inicjatorzy powołania Telegrafu, którzy obejmują funkcje publiczne, rezygnują ze stanowisk w spółce, a Maciek Zalewski sprzedaje wszystkie swoje akcje, chociaż wtedy nie ma takiego obowiązku. Świeżo upieczony sekretarz stanu mówi w Telewizji Polskiej, że od tego momentu z Telegrafem wiążą go tylko emocje

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2016, 30/2016

Kategorie: Reportaż