Od toastów do prezentacji

Od toastów do prezentacji

Jeśli chcesz być zrozumiany, musisz przemawiać krótko. Nie dłużej niż siedem minut. Ręce ci się trzęsą, nogi masz jak z waty, a język nagle kołowacieje? Zacinasz się, w głowie kompletna pustka. I chciałbyś uciec albo zapaść się pod ziemię ze wstydu? Tak właśnie większość z nas się czuje, gdy musi mówić do większej widowni. Nie przez przypadek Amerykanie bardziej niż umierania boją się przemawiania publicznego. Dlatego wymyślili kluby Toastmasters. Jak przekonać teściową Maciej ma namówić teściową, żeby jak najkrócej została u córki i zięcia. Improwizuje więc ciekawą rozmowę telefoniczną, w której kulturalnie tłumaczy „kochanej mamusi”, że długi pobyt nie jest w jej interesie. Iza jako odpowiedzialna za PR szefa Banku Światowego ma wytłumaczyć, dlaczego prezes, wizytując meczet w Turcji, pokazał Turkom dwie wielkie dziury w skarpetach. Iza przekonująco wmawia nam, że w kulturze europejskiej dziury w skarpetach są przejawem wyjątkowego szacunku… Słuchający toastmasterzy pękają ze śmiechu. Również w taki sposób uczą się przemawiać. Na dzisiejsze spotkanie bydgoskiego klubu Toastmasters, które jak zwykle odbywa się we wtorkowy wieczór w auli Wyższej Szkoły Bankowej, przyszło 18 osób. Przede wszystkim panowie. Większość ma ok. 30 lat. Tematem przewodnim jest uśmiech. Informuje o tym uśmiechnięty od ucha do ucha Rafał Guza, 24-letni prezes klubu, a jednocześnie właściciel firmy marketingowo-handlowej. Młody mężczyzna pełni dzisiaj obowiązki Toastmastera Wieczoru. I z humorem stara się nas przekonać, że Kornel Makuszyński miał rację, mówiąc, że uśmiech jest jak pół pocałunku… Ale i kolejnym mówcom uśmiech nie schodzi z twarzy, choć mówią na tematy dużo poważniejsze, np. o problemach związanych z żywnością modyfikowaną. Uśmiechnięta i wyraźnie życzliwa jest też publiczność, czyli toastmasterzy wysłuchujący kolejnych wystąpień. – Bo uśmiech, luźna atmosfera (wszyscy od razu przechodzą na ty) i humor oraz wzajemna życzliwość to fundament działalności klubów Toastmasters na całym świecie – tłumaczy po spotkaniu prezes Guza. – Chodzi o to, żeby ludzie chcieli tu przychodzić i przełamywać własne słabości oraz lęki. Nie sądzę, żeby było to możliwe we wrogiej atmosferze. Polowanie na yyyy Panuje tutaj życzliwa aura, choć od początku wiadomo, że każda wypowiedź jest drobiazgowo oceniana przez wiele osób. Celina jest dziś Chronometrażystą – mierzy i zapisuje czas każdej mowy. Gdy pokazuje zieloną kartkę, to znak, że minął minimalny czas wypowiedzi. Po żółtą sięga, gdy czas powoli dobiega końca. A po czerwoną, jeśli mówca przekroczy określony wcześniej limit. Sławek ocenia mowę ciała. Piotr – jako Gramatyk – wychwytuje błędy językowe, ale i kreatywną polszczyznę. Iwona – Kontroler płynności – srebrnym dzwoneczkiem daje znać, gdy w wypowiedziach słychać zbyt długie pauzy, kolokwializmy i trudne do wyplenienia przerywniki typu: yyyy, eeee. Maciej ocenia dłuższe, bo siedmiominutowe, przygotowane wcześniej wystąpienie Roberta. Małgosia – drugie, które wygłosi Marcin. Na końcu Andrzej podsumuje wszystkich. A przecież ludzie nie lubią być oceniani. Dlaczego więc tu przychodzą? – Bo chciałem się otaczać ambitnymi ludźmi, a tacy właśnie przychodzą do Toastmasters – wspomina swoje początki w klubie Rafał Guza. – Miałem też ambicje, żeby należeć do prestiżowej organizacji. I chciałem być liderem, a społeczność Toastmasters to właśnie kuźnia liderów. Byłem i jestem dość pewny siebie i wcale nie chciałem się uczyć przemawiania, bo byłem ze swoich publicznych wypowiedzi zadowolony. Dopiero po paru wystąpieniach w klubie zdałem sobie sprawę z wielu błędów i niedociągnięć i zacząłem pracować, żeby mówić naprawdę dobrze. Ty się garbisz! 29-letniego Marcina Monarchę, informatyka z wykształcenia, który prowadzi z żoną firmę obrotu nieruchomości i właśnie myśli o rozkręceniu biznesu informatycznego, też przyciągnął prestiż klubu. – Uznałem, że to wartościowy kontakt – ocenia. – Po przyjściu tutaj podwoiło się grono moich znajomych, z którymi mogę się pobawić i zrobić biznes. Ale zanim się zaprzyjaźnił z innymi toastmasterami – dotąd zadowolony z siebie – szybko się zorientował, jak wiele może się tu nauczyć. – Wcześniej nie zwracałem uwagi na mowę ciała – wspomina. – Dopiero w klubie usłyszałem: Marcin, ty się garbisz! Marcin, stoisz na jednej nodze! W dodatku zbyt często gdy przemawiałem, dźwięczał dzwoneczek. Jak

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji "Przeglądu", która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.
Wydanie: 2011, 40/2011

Kategorie: Kraj, Reportaż