Algierczycy odsyłają prezydenta na zasłużoną emeryturę W 1965 r. Abd al-Aziz Buteflika miał 28 lat i doświadczenie udziału w wojnie dekolonizacyjnej przeciwko Francji. Kierował algierską dyplomacją. Kapuściński wspomina w „Wojnie futbolowej”, że Buteflika grał w piłkę nożną z ówczesnym prezydentem Ahmadem Ben Bellą, co nie przeszkadzało mu współorganizować spisku przeciwko niemu. Zamach stanu wyniósł do władzy płk. Huariego Bumediena, przy którym kariera Butefliki nabrała rozpędu. Śmierć politycznego patrona oznaczała dla przyszłego prezydenta konieczność emigracji. Na szczyty algierskiej polityki wrócił w 1999 r. – jako popierany przez armię kandydat wygrał wybory prezydenckie i przywrócił pokój oraz stabilizację w kraju wyniszczonym wojną domową. Jednak w ciągu czterech kadencji ten były najmłodszy na świecie minister spraw zagranicznych stał się zwornikiem i symbolem systemu, w którym władzę nad coraz młodszą populacją sprawuje kasta 80-latków. Masowe demonstracje zaczęły się w Algierii pod koniec lutego po zapowiedzi zgłoszenia kandydatury Butefliki na piątą kadencję. Po przebytym w 2013 r. udarze prezydent jest sparaliżowany, porusza się na wózku, lata na leczenie do Szwajcarii i nie zabiera publicznie głosu. Jednocześnie cały kraj zdobią oficjalne portrety Butefliki, przesłaniające kulisy walki o władzę i wpływy wśród członków stworzonego przez niego – i coraz bardziej niewydolnego – systemu. „Nie chcemy być rządzeni przez ramkę ze zdjęciem”, powtarzają Algierczycy i odsyłają prezydenta na zasłużoną emeryturę, do krainy odpoczynku dla mudżahedinów z wojny o niepodległość. Choć nie wiadomo, jak się skończą obecne protesty, odejście dawnych wojowników wydaje się nieuniknione. Czarna dekada Grupa trzymająca władzę w Algierii zbudowała ją na udziale w wojnie dekolonizacyjnej z lat 1954-1962. Jednak Buteflika przejdzie do historii przede wszystkim jako gwarant bezpieczeństwa kraju po tzw. czarnej dekadzie. W latach 90. na skutek konfliktu militarnego między armią i rządem a licznymi islamskimi bojówkami terrorystycznymi życie straciło nawet 200 tys. osób. Codzienność Algierczyków naznaczona była strachem i niepewnością. Porwania i zamachy stanowiły chleb powszedni ludzi skazanych na życie w klinczu, do którego pośrednio doprowadziła liberalizacja systemu politycznego. W 1991 r. odbyły się pierwsze od odzyskania niepodległości wolne wybory parlamentarne. Gdy wygrał je Islamski Front Ocalenia (FIS), generałowie zdecydowali się na interwencję i przerwanie procesu wyborczego. Choć głęboki i wieloletni kryzys instytucji państwowych zapewnił islamistom realne poparcie społeczne, wielu Algierczyków woli nie używać terminu wojna domowa wobec wydarzeń z lat 90. Przemoc i bestialstwo grup zbrojnych wywodzących się ze zdelegalizowanego FIS, a także podejrzenia o stosowanie prowokacji przez stronę rządowo-wojskową doprowadziły do sytuacji, w której Algierczycy stali się zakładnikami we własnym kraju. Benjamin Stora, specjalista od najnowszej historii Algierii, nazwał ten okres niewidzialną wojną. Słoneczny kraj w północnej Afryce, opuszczony przez dyplomatów, pracowników zagranicznych i dziennikarzy, pogrążył się w cieniu. Jedną z nielicznych zagranicznych grup, które pozostały w Algierii bez względu na ryzyko, byli słynni trapiści z Tibhirine, zamordowani w 1996 r. Tak o przeorze wspólnoty Christianie de Chergé pisał polski trapista Michał Zioło: „Jego wizja dialogu z islamem była spójna, nowa i zapraszająca, również do ryzyka, bo to nie musiało się udać. Nie chodziło mu o synkretyzm ani o mariaż dwóch religii. On wierzył, że się spotkamy, że to jest możliwe”. W polskich relacjach o czarnej dekadzie dominują informacje właśnie o braciach z Tibhirine. Wydaje się to niesprawiedliwe, także ze względu na poczucie solidarności mnichów z miejscową ludnością – w końcu zostali w Algierii, by zaświadczyć też o tym, że pierwszymi ofiarami islamistów byli muzułmanie, wśród których żyli. W książce „Biel Algierii” („Le Blanc de l’Algérie”) współczesna pisarka algierska, a zarazem członkini Akademii Francuskiej, Assia Dżebar, spisała swoistą pieśń żałobną upamiętniającą dziennikarzy, pisarzy i ludzi kultury zamordowanych przez islamistów. Bojówki terrorystyczne wzięły na cel zwłaszcza intelektualistów o liberalnych poglądach i piszących po francusku. Tytułowa biel odnosi się do zwyczajowego koloru żałoby w krajach arabsko-muzułmańskich, jak i do pustki po zniknięciu tych, którzy piórem przeciwstawili się przemocy. Codzienny strach i poczucie opuszczenia przez resztę świata były powszechnym doświadczeniem algierskim w latach 90. Kres przemocy wiąże się z szeroką amnestią zaproponowaną islamskim partyzantom przez prezydenta Buteflikę w ramach tzw. Karty na rzecz pokoju i pojednania narodowego. –










