Za sprawą reformy emerytalnej i funkcjonowania OFE emerytury będą znacznie niższe niż dziś Niedawne spotkanie premiera Tuska z szefami otwartych funduszy emerytalnych zaowocowało dwiema ważnymi wiadomościami dla przyszłych emerytów. Obie są złe. Pierwsza to ta, że wciąż nie wolno nam wycofywać pieniędzy z OFE, a powszechne towarzystwa emerytalne, czyli prywatne firmy zarządzające tymi funduszami, nadal będą się żywić naszymi składkami, uszczuplając emerytury. Druga – że nad projektami zmian w funkcjonowaniu OFE, mającymi teoretycznie skłonić te instytucje do efektywniejszej działalności, pracuje prof. Marek Góra, bodaj najważniejszy twórca obecnej reformy emerytalnej, wprowadzonej przez rząd Jerzego Buzka. To tak, jakby wilk pracował nad projektem ustawy o ochronie owiec… Owce – obywatele, których składki emerytalne są przekazywane do OFE – od lat podlegają gruntownemu strzyżeniu przez powszechne towarzystwa emerytalne zarządzające funduszami. Od 1999 r. firmy te, tytułem rozmaitych opłat, ściągnęły dla siebie łącznie prawie 15 mld zł. Pieniądze te mogłyby znacząco wpłynąć na podwyżki emerytur ludzi w naszym kraju. Wpływają zaś na konta zagranicznych przeważnie udziałowców banków, towarzystw ubezpieczeniowych i funduszy inwestycyjnych, do których należą powszechne towarzystwa emerytalne. – Firmy zarządzające nieźle się żywią na przekazanych do OFE pieniądzach przyszłych emerytów. Opłata za zarządzanie zależy od wielkości powierzonego kapitału oraz od ustawowo ustalonej marży, a nie od wyników ekonomicznych. W czasach bessy maleje kapitał, mający być zabezpieczeniem uczestników OFE na starość, natomiast zyski PTE są zawsze. Stworzenie komercyjnego II filara wykreowało więc jeszcze jedną grupę nacisku, która za pośrednictwem państwa przejmuje część oszczędności emerytalnych na swoją rzecz – stwierdza prof. Anna Ząbkowicz z Instytutu Nauk Ekonomicznych PAN. Ta kasa jest zarabiana bez wysiłku i starań. Polacy muszą należeć do OFE, towarzystwa emerytalne dostają więc pieniądze ściągane przymusowo, z mocy ustawy. Są one pobierane od przyszłych emerytów w postaci opłat ustalanych urzędowo. Nie trzeba główkować ani harować. Słusznie więc premier Tusk wytknął, że sytuacja PTE jest komfortowa – w niestabilnych czasach mają pewność, że strumień pieniędzy będzie do nich stale płynął. Płaczą i płacą – Wciąż rosnąca grupa pracujących płaci przymusowy haracz: składki przechwytywane przez powszechne (a w istocie prywatne) towarzystwa emerytalne tworzące II filar. Towarzystwa każą sobie słono płacić za swoje usługi, polegające na marnotrawieniu tych pieniędzy w spekulacjach giełdowych oraz na nabywaniu obligacji skarbu państwa, co potrafi każdy, jak mniemam – podsumowuje istotę polskiej reformy emerytalnej prof. Leon Podkaminer z wiedeńskiego Instytutu Porównań Gospodarczych. Wspomniane 15 mld zł zabrane przez PTE to wielka suma. Dość powiedzieć, że duże cięcia w administracji publicznej, do jakich ma dojść w 2011 r., przyniosą, jak dobrze pójdzie, oszczędności sięgające niespełna miliarda złotych. Tymczasem dla przyszłych seniorów, którzy przejdą na emerytury z II filara, liczy się każdy grosz. Za sprawą reformy emerytalnej i funkcjonowania OFE emerytury będą bowiem znacznie niższe niż dziś. Prof. Maciej Żukowski z Akademii Ekonomicznej w Poznaniu stwierdził, że został stworzony system nowoczesny, ale kiepsko zabezpieczający na starość. Jego zdaniem „zreformowane” emerytury okażą się niewystarczające dla znacznej części społeczeństwa i wielu emerytów będzie musiało korzystać z pomocy społecznej. Wedle prof. Żukowskiego stopa zastąpienia, czyli relacja emerytury do zarobków, wynosząca w 2005 r. średnio 75%, w 2050 r. spadnie do 44%. A ponieważ Polacy są jednym z najuboższych narodów UE i siła naszych zarobków jest nikła, te obniżone świadczenia starczą na bardzo niewiele. Praktycznie wszyscy uczciwi i obiektywni ekonomiści wskazują, że za sprawą OFE nastąpi wyraźna obniżka emerytur. – Te świadczenia nie są nawet zapomogami. To jakieś groszowe jałmużny. Budżet państwa będzie musiał rekompensować straty obywateli przymuszonych przez państwo do korzystania z „usług” prywatnych towarzystw emerytalnych – dodaje prof. Podkaminer. Najbiedniejsi stracą najwięcej Prof. Tadeusz Szumlicz, szef Katedry Ubezpieczenia Społecznego w Szkole Głównej Handlowej, jest nieco większym optymistą i wskazuje, że być może stopa zastąpienia osiągnie nawet 50%. Podkreśla, że najwięcej stracą ludzie najmniej zarabiający: – Nieco upraszczając, jeśli ktoś całe życie zarabiał np. 1000 zł, dostaje 900 zł emerytury, a ten, który zarabiał 5 tys. zł, dostaje
Tagi:
Andrzej Dryszel









