Jeśli się zaczyna jako satyryk, to do końca życia jest się postrzeganym jako satyryk – „Moje genialne pomysły przerastają moje możliwości twórcze. To sprawia, że czuję się lekki”, głosi napis na jednym z pana rysunków. Czy ta autoironia to ucieczka przed etykietką autora dwóch postaci rysunkowych, ptaka Dudiego i stworka o wdzięcznym mianie Pokrak? – Od Dudiego i Pokraka nigdy nie uda mi się uciec. Dla wielu ludzi na zawsze pozostanę ojcem ptaka Dudi, mimo że od 30 lat nie mieszkam w Polsce i zajmuję się czym innym. Przy jego pomocy rozliczałem się z otaczającą mnie rzeczywistością. W Ameryce, wyrwany z polskiego kontekstu, Dudi by się nie sprawdził, nie zostałby zrozumiany. Amerykanie mają inną mentalność, inną satyrę. Mniej metaforyczną, bardziej dosłowną. Za to Pokrak od razu zaczął się jako uszczypliwy komentarz, karykatura rodaka, próba ogarnięcia nowej Polski z amerykańskiego dystansu. – Gdzie jest większa wolność w mediach, w Polsce czy w Ameryce? – Jeśli chodzi o pruderię, to przodują Stany Zjednoczone. Jeśli chodzi o poprawność polityczną, to lepiej jest w Polsce. – Co to znaczy: lepiej? – Nie przestrzega się jej tak bardzo. Tam nie można naruszyć różnych tabu, przede wszystkim nie można krytykować grup mniejszościowych. W rysunkach nie wolno się z nich wyśmiewać. Po 11 września wiele tematów, w tym Biały Dom i rząd, stało się drażliwymi. Pojawiło się groźnie brzmiące Homeland Security (ministerstwo do walki z terroryzmem) i wszyscy stulili uszy. To na szczęście nie trwało długo, bo inaczej tacy ludzie jak Mike Moore musieliby emigrować. – W połowie lat 90., po przyjeździe do Polski, powiedział pan, że u nas jest dużo większa swoboda twórcza niż w Ameryce. Nadal tak pan uważa? – Teraz nie mógłbym już tak powiedzieć. Kiedy po 20 latach nieobecności przyjechałem do kraju, uderzyło mnie, że artyści plastycy – tak zwani użytkowi, ilustratorzy, graficy – mają tak dużą swobodę, tyle możliwości. Projektowałem okładki dla wydawnictw literackich tam i tu, więc miałem duże pole do porównań. W Ameryce okładkę projektuje czasami kilka osób; ja ilustruję, kto inny robi typografię, a jeszcze kto inny nadzoruje całość. Bywało tak, że zamawiano u mnie okładkę, a potem ktoś ją zmieniał, czasem psuł – i to było ode mnie niezależne. W Polsce gdy artysta coś stworzył, to nikt mu w tym nie paskudził. Nie podlegał też naciskom komercyjnym. Teraz cały rynek wydawniczy podlega naciskom komercyjnym, a kto podlega naciskom, nie może być swobodny i niezależny. – Z powodów komercyjnych zanikł całkiem plakat artystyczny, bo nikomu się nie opłacał, nie przynosił wymiernych zysków. – Tego mi najbardziej żal. Plakaty polskie były piękne, często wyglądały jak obrazy. Teraz można je zobaczyć tylko w muzeum. Skończyła się też epoka pięknych okładek, z odejściem płyt analogowych. Kompakty mają miniaturowe okładki, zresztą najczęściej producenci umieszczają tam fotografie. – Wygląda na to, że dzisiaj artyści plastycy nie są potrzebni, nie mają dla siebie miejsca. Nie ma nawet pisma satyrycznego, gdzie mogliby się pokazać. – Najsmutniejsze jest to, że młodzi nie mają gdzie debiutować. Mam studentkę, bardzo zdolną, która w tym roku robi dyplom. Zachęcałem ją, żeby zrobiła portfolio i ruszyła z nim. Wytrzeszczyła oczy i zapytała, dokąd ma ruszyć. Każda lepsza gazeta ma swojego rysownika, dla nowych, młodych nie ma miejsca. Kiedyś niektóre pisma kupowały rysunki, zwłaszcza satyryczne bez podpisu – każdą ilość można było sprzedać. – Przylgnęło do pana określenie satyryk, chociaż zajmuje się pan także innymi rzeczami – grafiką, malarstwem, fotografią. – Jeśli się zaczyna jako satyryk, to do końca życia jest się postrzeganym jako satyryk. Wstęp do świątyni sztuki jest satyrykowi zabroniony. Może tam wejść najwyżej chyłkiem, bokiem, ale nie frontowymi drzwiami, z podniesionym czołem. – Tak jest wszędzie na świecie? – W Ameryce nawet bardziej niż w Polsce, tam ludzi, którzy zajmują się rysunkiem humorystycznym – nazywanych cartoonists – sytuuje się na dużo niższych szczeblach drabiny artystycznej niż innych. Może nawet na najniższych. W Polsce jednak cartoonists, szczególnie ci markowi, z wyrobionym nazwiskiem, znajdują się
Tagi:
Ewa Likowska