Polscy sportowcy niepełnosprawni to ścisła światowa czołówka 17 września na olimpijskich arenach w Atenach rozpoczną zmagania sportowcy niepełnosprawni. W tegorocznej paraolimpiadzie będzie uczestniczyć około 4 tys. zawodników ze 130 krajów. Nasza reprezentacja liczy 106 zawodników. Polscy sportowcy niepełnosprawni to ścisła światowa czołówka. Samodzielność wózkowicza – Na paraolimpiadzie w Atlancie po raz pierwszy zobaczyłem ludzi z protezami, którzy chodzili w krótkich spodenkach. Często proteza nie była imitacją nogi, tylko zwykłą rurą zakończoną butem Adidasa. Ludzie widzieli sportowca, herosa, uczestnika igrzysk. W Polsce natomiast cały czas pokutuje przekonanie, że najlepiej byłoby niepełnosprawnych odizolować. U nas kulawy znaczy głupi – mówi łucznik Tomasz Leżański, paraolimpijczyk, srebrny medalista z Atlanty, medalista MŚ i ME. Leżański w wieku sześciu lat został dotknięty chorobą Heinego-Medina. Nagle i niespodziewanie poznał, czym jest paraliż. Całkowicie bezwładna lewa noga, pośladki, mięśnie biodra. Odkąd pamięta, lubił sport. Dlaczego łuki? – Trudno powiedzieć. Jeszcze sprzed choroby zachowało się zdjęcie: ja z wykonanym domowym sposobem łukiem i drewnianą strzałą. Może to był jakiś omen? – odpowiada. Kiedy miał 14 lat, koledzy namówili go, by wybrał się na Agrykolę. Chociaż poruszał się za pomocą aparatu ortopedycznego, rozpoczął treningi ze zdrowymi zawodnikami. Pierwsze znaczące wyniki przyszły po ośmiu latach. Udało się nawet pobić rekord Polski, ze 1141 punktów do 1169, potem do 1173. Joanna Polasik zawsze była ciekawa świata i ludzi. Malowała, pasjonowała się komputerami, fotografią artystyczną oraz muzyką. Kiedy miała dwa lata, zachorowała na porażenie rdzenia kręgowego. – W życiu zdarzają się różne rzeczy. I albo podejmujemy się wziąć pałeczkę, albo nie. Szermierka wydawała mi się bardzo ciekawa. Tutaj liczy się nie tylko fizyczność, ale także psychika, osobowość i charakter – tłumaczy. Wiele godzin spędzała na sali gimnastycznej, przechodząc żmudną rehabilitację. Noga lewa, prawa – i tak w kółko. – Dopiero szermierka dała mi radość, stała się wyzwaniem, a także doskonałą formą rehabilitacji – mówi. W życiorysie Mirosława Piesaka pozycję numer jeden zajmuje nieudany skok do wody 22 lata temu. Złamany kręgosłup, porażone, tylko częściowo sprawne ręce. – Najpierw był szok, później marzenie i walka, by z tego wyjść – mówi. A Piesak walczył jak mało kto. Przez cztery lata rehabilitacji ćwiczył od rana do wieczora z przerwami na posiłki i sen. – Dzięki temu osiągnąłem samodzielność wózkowicza. Sam mogłem się ubrać, przesadzić z łóżka na wózek – opowiada. Wówczas zaczął myśleć o sporcie. Z trudem przejechał 400 m, kula o mało nie zmiażdżyła mu nogi, a oszczep wbił się grotem obok wózka. Za wszelką cenę chciał jednak osiągnąć „swoją metę”. W 1989 r. na zwykłym wózku przejechał maraton warszawski z czasem 6,24 godz. Ponieważ nie bał się wody, narodził się pomysł z pływaniem. – Proszę sobie wyobrazić: bezwładnie wiszące nogi, niesprawne mięśnie brzucha i ręce. Na atlasie mogę wycisnąć co najwyżej 25 kg. I jeszcze mały szczegół – nie oddycham płucami, tylko przeponą. Pływam dzięki perfekcyjnemu opanowaniu techniki – tłumaczy. A wszystko za sprawą trenerki, Hanny Klimek-Włodarczak. To ona zmieniła jego styl, przestawiając na pływanie oburącz. Szczyt formy przyszedł w 1996 r. na paraolimpiadzie w Atlancie. Najszybciej przepłynął 50 m stylem dowolnym, poprawiając rekord świata o prawie cztery sekundy. Czas: 1.14.59. Pokazać światu kalekę W przypadku Leżańskiego znakomite wyniki zaowocowały zakwalifikowaniem się na IO w Monachium w 1972 r. Najpierw trzeba było pokonać upór działaczy. W 1969 r. wyrzucono go z kadry. Oficjalnie aparat ortopedyczny miał ułatwiać strzelanie. Nieoficjalnie – nie chciano światu pokazać kaleki kuśtykającego obok zdrowych sportowców. Ujął się za nim redaktor Bohdan Tomaszewski. Zrobił się szum. Wrócił do kadry. Niestety, na igrzyskach stracił formę. Zajął odległe miejsce. Wśród niepełnosprawnych zaczął strzelać w 1983 r. Skończył studia na Politechnice Warszawskiej, zaczął pracę naukową w Zakładzie Silników Lotniczych, ożenił się. – Postanowiłem potraktować sport rekreacyjnie. A wyszło tak, że się zmagam do dzisiaj.
Tagi:
Tomasz Sygut









