Piłkarska loża szyderców

Piłkarska loża szyderców

Wytykają absurdy prezesów, piętnują zachowania zawodników. Najbardziej zagorzali krytycy polskiego futbolu

Każdy z nich jest inny. Trudno powiedzieć, który krytykuje najbardziej. Jeden co chwilę uderza w lenistwo piłkarzy, drugi szuka haków na PZPN, kolejny obraża się na reprezentację Polski, twierdząc, że „przestępców i farbowanych lisów” oglądać nie będzie. Kibice chłoną te opinie. Wolą wyrazistego Tomasza Hajtę niż nudnego Macieja Skorżę. Chętnie czytają Jana Tomaszewskiego, choć ten po raz tysięczny powtarza to samo. Spalić, zaorać, wysadzić w powietrze – tak to mniej więcej wygląda. Na szczęście nie u wszystkich.

Zbigniew Boniek
Legenda polskiej piłki, ostatnio coraz częściej wymieniany jako kandydat na nowego prezesa PZPN. Cezary Kucharski mówi o nim: atakuje wszystkich i wszystko naokoło. Zarzuca mu nieudaną przygodę z byciem selekcjonerem reprezentacji, wiceprezesurę w związku w czasie afery korupcyjnej oraz tzw. interesiki. Boniek oczywiście szybko sprowadza go na ziemię. Ma argumenty, jest inteligentny, nie boi się wyrażać własnego zdania. Jako jedyny w tym gronie może wskazać dowolnie wybranego polskiego piłkarza i powiedzieć mu: „Nie umiesz grać w piłkę”. Nikt tego nie podważy. Sam był przecież zawodnikiem wybitnym.
W czasie Euro 2012 z łatwością wyliczał błędy Franciszka Smudy, nie zawahał się też wbić szpili zagłaskanemu przez media Robertowi Lewandowskiemu.
– Zajmij się rzeczywistą walką na boisku, ale to oznacza, że musisz naprawdę się spocić, mieć krew na piszczelach. Więcej zaangażowania, a mniej dbania o PR. Na razie twoja kariera w kadrze jest wirtualna – powiedział. „Lewy” nawet się nie zająknął. Trudno wchodzić w dyskusję z Bońkiem, bo najczęściej po prostu ma on rację. Były selekcjoner kadry Leo Beenhakker nazwał go Mahometem, który siedzi na górze i woła z Italii. Twierdził, że zaniża poziom dyskusji. W rzeczywistości on ten poziom podnosi. Nie rzuca bon motami, ale zwraca uwagę na rzeczy, których inni nie dostrzegają. Krótko mówiąc – zna się. Być może dlatego tak często drażnią go wszelkiej maści działacze, w kółko opowiadający to samo. – Panowie z PZPN! Weźcie menażkę i walnijcie się w czaszkę! Przestańcie już kręcić, opowiadać herezje o marketingu, sponsoringu i biznesie. To są tematy nie dla was, bo się na nich po prostu nie znacie – mówi.

Mateusz Borek
Jeden z najlepszych komentatorów w Polsce, co roku umieszczany na liście najbardziej wpływowych osób polskiej piłki. Zwolennicy cenią go za perfekcyjne przygotowanie, przeciwnicy zarzucają mu manierę kreowania rzeczywistości. Mówi się, że przez to jest nieobiektywny, że otacza się gronem tych samych osób. On sam na takie słowa tylko się uśmiecha. Fakty są niezaprzeczalne: Borek jako jeden z nielicznych dziennikarzy nie boi się używać mocnych słów. Krytykuje piłkarzy, trenerów, działaczy – każdego, kto w danej chwili na to zasługuje. Jerzy Engel na mundialu w Korei i Japonii powiedział o nim, że nie odróżnia kopania piłki od kopania ludzi. Że być może za 25 lat się nauczy. Borka te słowa nie ruszają. Z perspektywy czasu widać, że jeśli ktoś miał w tym sporze rację, to na pewno nie Engel. Rację miał też z Beenhakkerem. W odróżnieniu od wielu dziennikarzy nie wskoczył na uginającą się gałąź tuż po przegranym turnieju. Wytykał błędy od początku. Oczywiście raz na jakiś czas za to obrywał. Mówiono, że jątrzy, podpuszcza, że generalnie jest złem polskiej piłki, bo namówił Artura Wichniarka do rezygnacji z gry w kadrze. Wszystko w swoim stylu skontrował, na koniec przyznając, że wytoczy Holendrowi proces. Dziś już mu przeszło. Częściej do niektórych spraw podchodzi z humorem, czego przykładem mogą być życzenia świąteczne w magazynie „Cafe Futbol”, gdzie idealnie sparodiował dukającego z kartki prezesa PZPN, Grzegorza Latę.

Kazimierz Greń
Prezes Podkarpackiego Związku Piłki Nożnej. Człowiek, który kilka lat temu stworzył fundamenty pod sukces wyborczy Grzegorza Laty, a gdy tylko został odsunięty na boczny tor, zmienił front i stał się jego największym i chyba najgroźniejszym krytykiem. W wywiadach twierdzi, że walczy z betonem, choć w środowisku nikt nie traktuje go poważnie. Z deszczu pod rynnę – mówi się o jego ewentualnym dojściu do władzy. Zarzuca się mu współpracę ze Służbą Bezpieczeństwa, przylepia łatkę właściciela sex-shopów.
Greń jednak idzie w zaparte. Mobilizuje ludzi, zbiera podpisy, pod koniec zeszłego roku ujawnił tzw. taśmy Kulikowskiego. Wszystko, byle dojść do władzy. Kilka tygodni temu wyprowadził kolejny cios. Na konferencji prasowej przekazał dziennikarzom kopie dokumentów mających świadczyć o łamaniu prawa i statutu PZPN. – To materiały, które zbieram od ponad trzech lat. Są tam zawarte przykłady łamania prawa i statutu PZPN. Ja oczywiście informowałem o tym władze, prezydenta, premiera, ministra sportu, szefów klubów parlamentarnych i prokuratury. I co? I nic. Reakcja była zerowa – przyznał. Termin ujawnienia materiałów jest nieprzypadkowy. Za niecałe dwa miesiące w PZPN odbędą się wybory nowych władz.

Tomasz Hajto
Trener Jagiellonii Białystok i były piłkarz m.in. niemieckiego Schalke 04. Zawsze słynął z ciętego języka. Teraz, gdy ma nieco większą swobodę, krytykuje jeszcze mocniej. Prezesowi Lacie powiedział, że nie jest w stanie ułożyć nawet jednej ścianki kostki Rubika. Polskich piłkarzy ma za „obrośniętych w piórka gwiazdorków”, a reprezentanta Polski, Rafała Murawskiego, nazwał największą pomyłką ligi. Co jakiś czas kpi też z PZPN, szczególnie z Wydziału Szkolenia. Ma przez to na pieńku z większością działaczy starszej daty. – Gdy tego słucham, gdy widzę, jak obraża innych, to sobie myślę: Jakbym cię złapał, synu, tobym cię skrócił o głowę. Tylko czy ja mam się z nim bić? – pyta Antoni Piechniczek, wiceprezes PZPN ds. szkoleniowych. Cezary Kucharski dodaje, że choć bardzo lubi Hajtę, to jednak uważa, że często brakuje mu pokory. Sam zainteresowany wzrusza ramionami. Zawsze był butny i zawsze dobrze na tym wychodził. O tym, że niekiedy warto wymachiwać szabelką, przekonał się nie tak dawno, gdy mimo braku odpowiednich uprawnień dostał pracę w ekstraklasie. Przeciwnicy wytykają mu śmiertelne potrącenie 74-letniej kobiety (dwa lata więzienia w zawieszeniu na cztery lata), problemy związane z przemytem papierosów oraz dług wobec niemieckiego urzędu skarbowego.

Andrzej Iwan
Były reprezentant Polski i ekspert telewizyjny. Jeden z nielicznych, którzy bez moralizatorskiego tonu mówią prawdę, zamiast słodzić. Jest wielu specjalistów koloryzujących rzeczywistość, próbujących nie podpaść, tłumaczących piłkarzy na sto różnych sposobów. Iwan nie tłumaczy, on mówi wprost: „Ten i ten nie potrafią grać w piłkę”. Tak ostrych opinii nie było w Polsce od lat. – Smuda to zero, nie trener – powiedział po zakończonym Euro. To samo mówił zresztą przed rozpoczęciem turnieju. Dziennikarze lubią dzwonić do „Ajwena”, bo zawsze powie coś ciekawego. Mocno, bez owijania w bawełnę, no i przede wszystkim naturalnie. Kibice to kupują, w końcu mają eksperta, który mówi do nich ich językiem. „Bakero spier… drużynę” albo „Lenczyk się nie zna” brzmią lepiej niż bajdurzenie o braku chemii w zespole czy nieprzystosowaniu do systemu gry. A warto przypomnieć, że jeszcze parę lat temu był totalnie w cieniu. Alkohol, hazard, próby samobójcze – ma opinię człowieka, który przehulał karierę. W pewnym momencie wylądował na dnie. Rola eksperta i komentatora w pewnym sensie od tego dna pozwoliła mu się odbić.

Ryszard Komornicki
Były reprezentant Polski i trener szwajcarskiego FC Luzern. Praktycznie cały czas związany z zagranicznymi klubami, bo – jak sam przyznaje – praca szkoleniowa w Polsce nie ma sensu. Żeby zrozumieć, co się kryje za tymi słowami, wystarczy jeden telefon. Komornicki nie waży słów, nie kalkuluje, czy komuś podpadnie. Po prostu mówi, co myśli.
Większość oczywiście kręci się wokół tego samego. Polski piłkarz chce jak najdłuższego kontraktu i jak najmniejszych obciążeń treningowych. Ma podstawowe braki w wyszkoleniu, a gdy coś mu nie pasuje, od razu zaczyna kopać dołki pod trenerem. – Ja bym tam wprowadził szkolenie jak u juniorów. Podaj, zagraj, wyjdź… Spokojnie, bez przeciwnika. Niech się najpierw tak nauczą. Kiedy wchodziłem do szatni, robiło mi się niedobrze. Tyle było tam negatywnej energii – mówi Komornicki.

Wojciech Kowalczyk
Kolejny z grona byłych piłkarzy, którzy dziś atakują z ekranów telewizorów. „Kowal” nie kombinuje. Podobnie jak Iwan jest naturalny w tym, co mówi. Czuje piłkę, ma o niej dużą wiedzę i nie musi tego nikomu udowadniać. Niektórzy twierdzą, że czasami przegina. Po kilku fachowych wywodach włącza mu się opcja radykała, który najchętniej zdjąłby wszystkich piłkarzy z boiska i przywrócił dopiero wtedy, gdy nauczą się poprawnie strzelać na bramkę. Generalnie trudno jednak z nim się nie zgodzić. Trafia w sedno, a że mówi językiem kibiców, ma rzeszę zwolenników. Otwarcie twierdzi, że polska piłka ma ekspertów i „ekspertów”. Ci drudzy podchodzą do piłkarzy na kolanach, widać ich szczególnie po porażkach, gdy nagle zdają sobie sprawę, że trzeba kogoś skrytykować. Kowalczyk krytykuje na okrągło, ale rzeczowo, na argumenty. Ludzie, którzy zwykle z nim się nie zgadzają, wytykają mu tani populizm i zamiłowanie do alkoholu. Opinia ta ciągnie się za nim jeszcze z czasów, gdy grał w reprezentacji Polski. W czerwcu 1996 r. za krytykę pod adresem ówczesnego selekcjonera Antoniego Piechniczka wraz z Andrzejem Juskowiakiem i Tomaszem Iwanem wyleciał z kadry.

Łukasz Mazur
Były prezes Górnika Zabrze, niedawno zasiadał też w radzie Ruchu Radzionków. Nazwisko na razie mało znane, ale z miesiąca na miesiąc coraz mocniej zaznacza swoją aktywność. Idealnie wpisuje się w grono ludzi, którzy widzą niedociągnięcia polskiej piłki i starają się je nagłośnić. Krytykuje ostro, ale z klasą. Ustrój PZPN nazywa kleptokracją (gr. kléptein – kraść, oszukiwać i kratós – siła, władza) – władzą korupcjonistów, kombinatorów. Jerzego Dudka demaskuje jako egoistę, opowiadając historię o tym, jak miłość bramkarza do Górnika Zabrze okazała się jedynie pustymi słowami, a poza tym zarzuca całemu środowisku zakłamanie i pilnowanie własnego interesu. – W piłce obowiązuje mentalność rosyjskiego chłopa, który myślał, że to nie władza jest dla niego, ale on dla władzy. A przecież tych ludzi w PLP czy PZPN my sami wybieraliśmy i to oni powinni nam służyć – mówi.

Krzysztof Stanowski
Jeden z najlepszych dziennikarzy sportowych w Polsce. Cztery lata temu stworzył kontrowersyjny portal Weszlo.com. Kontrowersyjny, bo stale piętnujący zachowania piłkarzy, wyciągający liczne absurdy i wywierający presję na futbolowych decydentów. Dziś większość opinii kibiców na temat polskiej piłki to tak naprawdę opinie Stanowskiego. Ostre, bezkompromisowe, sprowadzające piłkarzy i prezesów na ziemię. On sam mówi, że nie krytykuje tylko dlatego, żeby mieć klikalność, ale dlatego, by przerwać mocno zakorzenione przez lata pudrowanie polskiego syfu. Udaje mu się znakomicie. Dziś większość polskich piłkarzy przeglądanie internetu zaczyna od jego artykułów.

Jan Tomaszewski
Zdecydowanie najbardziej wyrazisty. Przez wielu nazywany oszołomem, który zieje jadem i w kółko krzyczy to samo. Ale dziennikarze go lubią. Jeden telefon i od razu robi się ciekawie. Franciszek Smuda nazwany zostaje prostakiem, Grzegorz Lato podobnie, a pod cały PZPN należałoby… podłożyć bombę. Taki jest „Janek”. Ostry do bólu, wiecznie zagrzany, radykalny, ale też ciągle triumfujący. Każda porażka polskiej piłki działa na jego korzyść. Po Euro nawet Zbigniew Boniek zauważył, że jedyny, który od początku do końca mówił, że jest źle, to właśnie Tomaszewski.
Teraz mówi to samo. Fornalik zły, asystenci źli, polskie drużyny w pucharach – także. I tak będzie zawsze. Mógłby „Janek” czasem trochę się uspokoić, dać na wstrzymanie, ale nie – bez tego nie byłby sobą. – Niech ta chora sytuacja polskiej piłki trwa jak najdłużej. Bo jak będzie dobrze, to kto do mnie zadzwoni? – mówi z uśmiechem.

Wydanie: 2012, 37/2012

Kategorie: Sport

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy