Zobaczyć Ateny i wygrać

Zobaczyć Ateny i wygrać

Honoru polskiego sportu na igrzyskach olimpijskich będą bronić kobiety Na rozpoczynających się 13 sierpnia igrzyskach olimpijskich w Atenach Polskę będzie reprezentować 199 sportowców – 136 mężczyzn i 63 kobiety. To piąta pod względem liczebności ekipa w historii startów Polaków w letnich igrzyskach. Najliczniejsze będą składy lekkoatletów – 50 osób oraz kajakarzy i wioślarzy – po 23 sportowców. – Jeszcze kilka miesięcy temu sądziłem, że do Aten będziemy mogli wysłać najskromniejszą ekipę w historii. Tymczasem potwierdziło się, że Polak postawiony pod ścianą potrafi – mówi z zadowoleniem Stefan Paszczyk, prezes PKOl i szef ekipy olimpijskiej. Wszystko w rękach kobiet Żonglerka nazwiskami polskich kandydatów do olimpijskich medali trwa w najlepsze co najmniej od maja. Przeważa nastrój umiarkowanych nadziei. Wyniki osiągane przez naszych sportowców w sezonie poprzedzającym IO nie napawają huraoptymizmem. Dziś już wiadomo, że pamiętny polski weekend, jaki zdarzył się w Atlancie w 1996 r., kiedy zdobyliśmy aż cztery złote medale i na kilka chwil znaleźliśmy się na czele tabeli medalowej, w Atenach się nie powtórzy. Trudno będzie też zrealizować scenariusz z Sydney, gdzie łącznie wywalczyliśmy 14 krążków. Wszystko wskazuje na to, że honoru polskiego sportu w Atenach będą bronić kobiety. Sylwia Gruchała, Otylia Jędrzejczak, Agata Wróbel, Monika Pyrek, Anna Szafraniec, Aleksandra Klejnowska i Maja Włoszczowska – polski sport na najwyższym poziomie staje się coraz bardziej sfeminizowany. Ironia losu? Ojciec nowożytnych igrzysk olimpijskich, baron Pierre de Coubertin, przewraca się w grobie. Przy każdej okazji powtarzał, że boiska są dla mężczyzn, a dla kobiet trybuny. Dzisiaj panie mają prawdziwego promotora w osobie obecnego szefa MKOl, który czyni starania, by odsetek kobiet biorących udział w igrzyskach olimpijskich był coraz większy. W Atenach „słabszą” płeć będzie reprezentowało 44% sportsmenek. Jacques Rogge chce jak najszybciej wyrównać proporcje, a potem zająć się ochroną mężczyzn, którzy mogą stanowić mniejszość. Z analizy przeprowadzonej na podstawie wyników osiąganych ostatnio przez naszych reprezentantów wynika, że w Atenach możemy liczyć na co najmniej siedem medali. Wariant optymistyczny zakłada 12. Prezes Paszczyk wzbrania się przed typowaniem kandydatów do medali. – Nigdy tego nie robię, a mistrzostwa Europy w piłce nożnej tylko mnie w tym utwierdziły. Czy ktoś przed nimi stawiał na Grecję? – tłumaczył w czasie przedstawiania polskiej reprezentacji. Przyznał jedynie, że chciałby, aby w Atenach na miejscach od pierwszego do ósmego uplasowało się więcej sportowców, niż miało to miejsce w Sydney. We wróżby nie chce się również bawić Zbigniew Pacelt, szef sztabu olimpijskiego. – Mam nadzieję, że większość zawodników pobije w Atenach swoje rekordy życiowe. To w niektórych przypadkach może dać medal. W Sydney zdobyliśmy 14 krążków, chcemy ten poziom utrzymać również w Atenach – ocenia. Kryzys królowej sportu Na kilkanaście dni przed IO wszystkie przygotowania i sprawy organizacyjne są zapięte na ostatni guzik. Ślubowanie polskich sportowców zaplanowano na 9 sierpnia. Pierwsza grupa wyleci do Aten 10 sierpnia. Ich oficjalne powitanie w wiosce olimpijskiej nastąpi dzień później. Poza wioską będą mieszkali tylko Robert Korzeniowski i jego masażysta. Chętnych do podobnego rozwiązania było wielu, ale PKOl zgodził się tylko na jeden wyjątek. To nie przypadek. Również PKOl upatruje w starcie Korzeniowskiego szansy na złoty medal. A ten byłby uwieńczeniem bogatej kariery najlepszego chodziarza świata. – Staramy się nie stawiać przed zawodnikami konkretnych oczekiwań, bo presja wyniku może ich sparaliżować – mówi Jerzy Skucha, szef szkolenia w PZLA. Zdaniem Skuchy, medal może zdobyć w skoku wzwyż Grzegorz Sposób, który długo dzierżył najlepszy tegoroczny wynik na świecie – 2,34. Szef szkolenia wierzy w odrodzenie złotych medalistów z Sydney w rzucie młotem – Szymona Ziółkowskiego i Kamili Skolimowskiej. Ziółkowski, który pokłócił się z trenerem i został publicznie oskarżony o niehigieniczny tryb życia, z trudem wywalczył minimum olimpijskie. Ostatnie wyniki też nie napawają optymizmem. – Na treningu młot Szymona lata bardzo daleko, na zawodach nie chce. Do sztabu Ziółkowskiego dołączył psycholog, który przygotowywał go do igrzysk w Sydney – mówi Skucha. W podobnej sytuacji znajduje

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2004, 31/2004

Kategorie: Sport
Tagi: Tomasz Sygut