Skopane nadzieje

Skopane nadzieje

Euro 2012 miało być początkiem rozkwitu polskiej piłki. Pierwsze kolejki ekstraklasy pokazały, że jest odwrotnie Dzwonek alarmowy rozległ się kilka tygodni temu. Wystarczyło spojrzeć na okno transferowe. Lech Poznań sprzedał największą gwiazdę ligi, Artjomsa Rudn¸evsa, za 3,5 mln euro i nawet nie ściągnął następcy. Legia Warszawa wsparła atak 34-letnim, dostępnym za darmo Markiem Saganowskim. Jeszcze dalej poszedł mistrz Polski, Śląsk Wrocław. Klub, który miał walczyć o Ligę Mistrzów, nie wydał na transfery ani złotówki, co oczywiście skończyło się porażką w dwumeczu z Helsingborgiem i odpadnięciem w trzeciej rundzie eliminacji. Pięć lat temu, w momencie przyznania nam Euro, pisano, że idą lepsze czasy, że już za moment sponsorzy będą pchać się do futbolu drzwiami i oknami. Jak bardzo naiwne było to myślenie, przekonujemy się teraz, gdy z finansowania Polonii Warszawa wycofało się J.W. Construction, a inny duży sponsor, Polska Grupa Energetyczna, zmienił warunki umowy z GKS Bełchatów. Bezsensownego pompowania pieniędzy oduczyli się także Sylwester Cacek (Widzew Łódź) i Bogusław Cupiał (Wisła Kraków). Ten drugi zacisnął pasa do tego stopnia, że w loży VIP wprowadzono opłatę za wodę – 6 zł. – Kryzys finansowy w polskiej piłce jest widoczny gołym okiem. Wszyscy myślą, jak zaoszczędzić – mówi trener Czesław Michniewicz. Przed rozpoczęciem nowego sezonu budżety klubów ekstraklasy zostały zmniejszone o 70 mln zł. Nic dziwnego, że latem do Polski nie zawitał żaden obcokrajowiec z głośnym nazwiskiem. Na pensję rzędu 120 tys. zł miesięcznie, jaką w Legii dostaje Danijel Ljuboja, nikogo w tej chwili po prostu nie stać. – Skończyła się Polonia Warszawa, to skończyły się też darmowe kanapki dla przeciętnych piłkarzy. Teraz nie możemy oderwać się od realiów w zarobkach. Ten rynek się popsuł, zwariował. Piłkarze chcą zarabiać nieprawdopodobne sumy. Jeżeli śpiewają takie pieniądze, to niech idą za granicę, niech tam zarobią. Ale nie pójdą. Są za słabi, szybko zostaną zweryfikowani. Wróciliby z podkulonym ogonem, a przecież tutaj mają sielankę. Pierwszy lepszy zawodnik bierze 50 tys. zł – przyznaje Tomasz Hajto, trener Jagiellonii Białystok. – Widzę, że zaczyna się w Polsce nagonka na piłkarzy. Sami to sobie zgotowaliśmy. Arogancją, postawą i poziomem – dodaje Marek Koźmiński, były reprezentant Polski. Wariant Putina Nagonka trwa na dobre. Dwukrotny mistrz olimpijski, Tomasz Majewski, oskarża piłkarzy o ślepą miłość do pieniędzy i brak ambicji. Wicemistrz Polski, Ruch Chorzów, przegrywa w eliminacjach do Ligi Europy z Viktorią Pilzno 0:5, a reprezentacja Polski pod wodzą nowego selekcjonera Waldemara Fornalika gra tym samym składem co w przegranym Euro i kompromituje się w spotkaniu z Estonią 0:1. – A wszyscy robią dobrą minę do złej gry. Przykład: Wydział Szkolenia PZPN. U nas to, co najważniejsze, robi się na końcu. Budujemy piramidę od góry i to jest największy problem – mówi Andrzej Iwan, były reprezentant Polski. Budowa piramidy od góry to przede wszystkim stadiony. Nowe obiekty mają m.in. Śląsk Wrocław, Lechia Gdańsk czy Lech Poznań. Mówi się, że dzięki temu mogą zarabiać więcej. Ale czy zarabiają? Mecz drugiej kolejki ekstraklasy Śląsk Wrocław-Korona Kielce oglądało 10 tys. widzów, podczas gdy stadion może pomieścić cztery razy więcej. Tzw. dzień meczu to w przypadku Śląska tylko 17% wszystkich wpływów do budżetu. – Nie wykorzystaliśmy koniunktury na futbol, która wytworzyła się w czasie Euro 2012. Wystarczyło spojrzeć na początek sezonu, mecz o Superpuchar Polski. To było smutne widowisko, garstka ludzi na trybunach. W tym samym dniu odbywał się też Superpuchar Niemiec. To była przepaść – uważa Grzegorz Mielcarski, ekspert stacji Canal+. Zamknięte drzwi Wyjścia z sytuacji nie widać. Słabe wyniki w pucharach i odejścia gwiazd typu Artjoms Rudn¸evs czy Semir Štilić frekwencji nie poprawią. Eksperci są zgodni: kluby ekstraklasy nie wykorzystały Euro 2012 do promocji swoich marek. Ludzie, którzy zapełniali strefy kibica, nie usłyszeli żadnych konkretnych propozycji. – Wtedy był czas, żeby atakować ich ofertami. Oni chłonęli piłkę. Teraz nikogo już to nie obchodzi – krzywi

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2012, 36/2012

Kategorie: Sport