Trzy lata temu, 25 kwietnia, zginęła Barbara Blida Trzy lata temu, 25 kwietnia 2007 r., w swym domu zginęła Barbara Blida. Po tych 36 miesiącach o jej śmierci wiemy i dużo, i mało. Wiemy już – to jest pewne – że była niewinna. Tak orzekł badający jej sprawę sąd. Wiemy też, że oskarżano ją na podstawie pomówienia – że pośredniczyła w przekazaniu łapówki. Tymczasem śledztwo wykazało, że żadnej łapówki nie było. Wiemy, że zeznania obciążające Barbarę Blidę prokuratura zdobyła w dziwnych okolicznościach. Dokładnie w jakich? Nie wiemy. Wiemy jedynie, że oskarżycielkę Barbary Blidy, panią Kmiecik, odwiedzali w areszcie funkcjonariusze ABW. Ale dokładnie kto? Ile razy? Kiedy? O czym rozmawiali? Wiemy za to, że prokuratorzy, Jacek Krawczyk, a potem Emil Melka, którym tę sprawę przekazywano, nie uznawali zeznań pani Kmiecik za miarodajne, gdyż nie można było ich potwierdzić. Dlatego śledztwo im odbierano i przekazywano komuś innemu. W sprawie Blidy działał specjalny zespół prokuratorów i funkcjonariuszy ABW. W ostatnich miesiącach jej życia „pracowała” nad nią grupa ośmiu funkcjonariuszy ABW i czterech prokuratorów. Byli oni bezpośrednio nadzorowani przez zwierzchników. I, de facto, przez ABW. Bo to ABW wcześniej wiedziała o terminie zatrzymania Blidy niż… prowadzący jej sprawę prokurator. Znamy już mechanizm maszynerii, w której tryby została wepchnięta Blida. Prokuratorzy prowadzący sprawę byli stale odpytywani, instruowani. Nawet łódzka prokuratura, która niedawno umorzyła śledztwo w sprawie nacisków na prokuratorów i tzw. wątku politycznego (zostało ono zaskarżone, sprawę rozstrzygnie katowicki sąd), przyznała, że „nadzór służbowy nad postępowaniem prokuratury katowickiej był szczególnie intensywny, a o sprawie informowany był nawet ówczesny premier”. Premier był informowany podczas nieformalnych, nocnych narad w Kancelarii Premiera, z udziałem m.in. ministra sprawiedliwości Zbigniewa Ziobry, szefa ABW Bogdana Święczkowskiego, szefa MSW Janusza Kaczmarka. To wtedy dyskutowano o Blidzie, Jarosław Kaczyński instruował, czy założyć jej kajdanki, czy nie. I z zeznań złożonych w prokuraturze, i z zeznań składanych przed komisją śledczą wyłania się obraz państwa PiS, które używa swoich sił – agentów, prokuratorów – by zniszczyć politycznych rywali. Odrzeć ich z godności, pokazać jako kryminalistów. Sięga przy tym do najbardziej prymitywnych instrumentów – pomówień, szantażu, propagandy. Czego nie wiemy? Mimo iż znamy mechanizmy działające w państwie PiS, nie znamy masy szczegółów. Wciąż, trzy lata po śmierci byłej posłanki, nie wiemy, co tak naprawdę zdarzyło się w łazience Barbary Blidy feralnego ranka. Nie wiemy, dlaczego sięgnęła po broń ani jak wyglądały ostatnie sekundy jej życia. Pisaliśmy już o tym, ale warto to przypomnieć – na broni nie ma odcisków palców, w ogóle nie ma żadnych odcisków. Blida była osobą praworęczną, a strzał padł z lewej strony. Dziwne są też zeznania obecnych w domu posłanki funkcjonariuszy ABW – twierdzą, że strzału nie słyszeli. Choć ekspertyzy jednoznacznie mówią, że musieli słyszeć. Nie potrafią też odpowiedzieć, dlaczego nie zabezpieczyli śladów, dlaczego po śmierci Blidy powstał taki bałagan. Ich zeznania, podobnie jak funkcjonariuszki ABW, która miała pilnować Blidy, brzmią bardzo dziwnie. Można odnieść wrażenie, że zbiorowo zapadli na amnezję. Dopiero po jakimś czasie dowiedzieliśmy się też, że funkcjonariuszka ABW, dzięki psychologicznemu przygotowaniu, była specjalistką od „zmiękczania” zatrzymanych osób. Wciąż nie wiemy, jaka była historia drugiej ekipy ABW biorącej udział w zatrzymaniu, która przyjechała z Warszawy i miała to zdarzenie filmować. Kto ich wysłał do Siemianowic? Dlaczego? Jakie było przeznaczenie nakręconego materiału? Wiemy jedynie, że był robiony dla biura prasowego ABW. A potem? Co miało się z nim stać? Związków ABW z mediami pewnie już nie poznamy, bo ta sprawa nawet nie została poruszona. Do dziś też nie wiemy, do kogo funkcjonariusze ABW dzwonili z domu Blidy. A wiadomo, że ich telefony aż się grzały od rozmaitych połączeń. Ale z kim? Zmowa milczenia O ile szeregowi funkcjonariusze ABW najczęściej zasłaniają się niepamięcią, podobnie jak „liniowi” prokuratorzy zamieszani w sprawę, to ich przełożeni – zarówno z pionu prokuratorskiego, jak i ze służb specjalnych, zaprezentowali w ciągu minionych trzech lat zwykłą butę. Wyjaśnianie okoliczności śmierci Barbary Blidy idzie więc jak po grudzie. Wygląda na to,
Tagi:
Robert Walenciak









