Ostatnie chwile “Mira”

Odłamki stacji orbitalnej uderzą w Ziemię, wyzwolą energię równą eksplozji pierwszej bomby atomowej “Mir” był przez wiele lat jedyną placówką ludzkości w kosmosie, lecz w końcu jego misja dobiegła kresu. W najbliższych dniach rosyjska stacja orbitalna wejdzie w atmosferę ziemską i rozpali się do czerwoności. Dwie trzecie masywnej konstrukcji spłonie, jednak na Ziemię spadnie ognisty deszcz szczątków “Mira” – około 1500 metalowych meteorów, mknących z prędkością 400 km/h, zdolnych przebić trzymetrową płytę z żelazobetonu. Największe z nich będą miały masę do 700 kilogramów i rozmiar małego samochodu. Gdy odłamki stacji orbitalnej uderzą w planetę, wyzwolą energię równą eksplozji pierwszej bomby atomowej. Ale szczątki “Mira” nie runą na tereny zamieszkane, lecz utoną w pasie oceanu długości 6 tys. km i szerokości 200 km między Australią a wybrzeżem Chile. Tak przynajmniej zapewnia Rosyjska Agencja Kosmiczna. Upadek “Mira” ma być bowiem kontrolowany. Już w styczniu do stacji orbitalnej przycumował kosmiczny statek transportowy “Progress”, mający 2,5 ton paliwa na pokładzie. “Mir” rozpoczął wtedy schodzenie ze swej normalnej, 400-kilometrowej orbity. Codziennie zmniejsza odległość od planety o 1,4 km. Kiedy znajdzie się na wysokości 250 km, nie będzie już dla niego ratunku. Najbardziej prawdopodobną datę upadku stacji wyznaczono na 20 marca (chociaż wiadomo, że ta data może zostać przesunięta o kilka dni). Wtedy “Progress” dwukrotnie włączy swe silniki, aby wprowadzić stację kosmiczną na orbitę spadania. Wreszcie silniki statku transportowego zostaną włączone po raz trzeci, aby zahamować lot “Mira”, który bezwładnie pomknie ku Ziemi. Cała operacja wygląda jednak łatwo tylko na papierze. Kontrolerzy lotów w Moskwie, aczkolwiek otrzymują dane z wielu naziemnych stacji amerykańskich, nie są w stanie przewidzieć aktywności Słońca. Nagły wzrost aktywności solarnej może spowodować rozszerzenie się atmosfery ziemskiej, co zwiększy siły hamujące lot “Mira”. Wystarczy zresztą, że impuls hamujący silników zostanie wysłany w niewłaściwym kierunku, a szczątki stacji mogą runąć na ogromną przestrzeń planety między 52. stopniem szerokości geograficznej północnej a 52. stopniem szerokości geograficznej południowej. W tym szerokim pasie leżą prawie wszystkie wielkie metropolie świata – Londyn i Kapsztadt, Tokio i Nowy Jork. Media oczywiście skorzystały z okazji, aby w związku z upadkiem “Mira” solidnie postraszyć swoich czytelników. Niemiecki dziennik “Bild”, gazeta bulwarowa, lecz często mająca dobre informacje, ogłosił “kosmiczny alarm”. “Bild” powołał się na “niezwykle ważny dokument” z federalnego Ministerstwa Spraw Wewnętrznych, według którego istnieje ryzyko, że ognisty grad odłamków “Mira” spadnie na półkulę północną. Wtedy zagrożone będą całe Niemcy na południe od Hanoweru, a także terytoria innych krajów Europy, w tym południowej Polski. Ministerstwo Spraw Wewnętrznych przyznało, że od dłuższego czasu specjalny zespół zajmuje się kwestią upadku “Mira”, jednak “Rosjanie są specjalistami w sprowadzaniu satelitów na Ziemię”, a niebezpieczeństwo jest minimalne. Prawdziwa “histeria kosmiczna” zapanowała w Japonii, wiadomo bowiem, że spadająca stacja przemknie nad Krajem Kwitnącej Wiśni na ostatniej, niskiej orbicie. Zaniepokojenie oficjalnie wyraziły władze japońskie. Pewien biznesmen oferuje “antymirowy pakiet ochronny”, składający się z hełmu i wielkiego parasola. Lęki mieszkańców Nipponu są irytujące dla Rosjan, którzy całkiem słusznie zapewniają, że prawdopodobieństwo upadku szczątków stacji orbitalnej na tereny zamieszkane wynosi zaledwie jeden do pięciu tysięcy. “Jesteśmy już zmęczeni powtarzaniem, że nie ma żadnego niebezpieczeństwa dla Japonii”, oświadczył rzecznik Rosyjskiej Agencji Kosmicznej, Siergiej Gorbunow. Jeden z konstruktorów “Mira”, Leonid Gorszkow, zwrócił uwagę, że co roku spadają na Ziemię setki meteorytów i szczątki wielu rakiet nośnych, a jednak “nic strasznego się nie dzieje”. Dlaczego więc “Mir” budzi tak nieracjonalne lęki? Rosjanie nie mogą jednak do końca wykluczyć, że orbitalny gigant nie wymknie się spod kontroli, czynią więc starania o zawarcie polisy ubezpieczeniowej “od skutków upadku stacji orbitalnej” na 200 mln dolarów. W przeszłości statki kosmiczne kilkakrotnie w gwałtowny sposób, z hukiem kończyły swoje istnienie. W 1978 r. radziecki satelita szpiegowski runął na bezludne tereny kanadyjskiej Arktyki. Amerykańskie i kanadyjskie ekipy przez trzy miesiące zbierały później radioaktywne szczątki.

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 11/2001, 2001

Kategorie: Wydarzenia