Dostrzegam przesuwanie się władzy w polskich partiach w kierunku wąskiego grona Prof. Paweł Śpiewak parę lat temu stwierdził: „Polityka staje się polityką klakierów, gdzie jest miejsce tylko dla tych, którzy przyklaskują przywódcom”. Czy pani profesor zgadza się z tą opinią? – To bardzo radykalnie sformułowana obserwacja, za którą na pewno coś stoi… …doświadczenie Pawła Śpiewaka jako posła Platformy Obywatelskiej. Ale przecież nie tylko on mówi o oligarchizacji partii, partiach wodzowskich. – Polityka jest grą zespołową. W każdym zespole są liderzy, zaplecze liderów i szeregowi uczestnicy. To nic dziwnego ani nowego. Dokładnie sto lat temu niemiecki socjolog Robert Michels opisał oligarchizację partii politycznych. Zauważył, że zachodnioeuropejskie partie socjalistyczne walczące o demokratyzację systemów politycznych w państwach, w których działały, same odbiegały od tego ideału. Decyzje w nich podejmował wąski krąg ludzi: przywódca, jakaś grupka przywódcza, aparat partyjny wysokiego szczebla. Michels zastanawiał się, skąd się to bierze. Wskazał na pewne mechanizmy. Pierwszy wynikał z profesjonalizacji polityki – „decyzyjna” grupka przywódcza zajmowała się polityką zawodowo, miała czas i środki, żeby wypracowywać swoje koncepcje. Natomiast szeregowi członkowie partii nie mieli czasu, środków, a niekiedy nawet ochoty, by kontrolować poczynania przywódców i wpływać na decyzje. A drugi mechanizm… – …był związany z obserwacją, że partyjna oligarchia – wybrani przywódcy plus wyższy aparat partyjny – zaczynają mieć w polityce własne interesy. To sprawia, że czasem opłaca im się zawrzeć kompromis – np. koalicję z innymi partiami – który niekoniecznie jest zgodny z ideałami i przekonaniami szeregowych członków partii. Do tych mechanizmów związanych z profesjonalizacją polityki dodałabym jeszcze dwa. Zmienił się model komunikacji między partiami a społeczeństwem. Obecnie nie ma możliwości, aby kampanię wyborczą robili szeregowi członkowie partii. Tu chodzi o przekaz medialny, za który płaci się duże pieniądze – i powinny być one efektywnie spożytkowane. Trzeba wynająć fachowców. A o tym decyduje ścisłe kierownictwo partii. Do tego dochodzi mechanizm funkcjonowania partii w parlamencie, wymuszający dyscyplinę partyjną w formie dyscypliny klubowej. To wszystko sprawia, że mamy to, co mamy: partie działają zgodnie z kierunkiem wytyczonym przez ścisłe kierownictwa, a czasem jednoosobowo przez lidera. Nie ma w tym niczego niezwykłego. Tak się dzieje od stu lat. Składki i reklamy Robert Michels na początku XX w. był związany z niemiecką socjaldemokracją. To była potężna partia, jej członkowie płacili składki, czytali partyjne gazety, a po pracy debatowali o sprawach SPD. Mieli poczucie więzi z partią. Chcę powiedzieć, że dawniej członkowie partii odgrywali znacznie większą rolę. Dziś coraz częściej słychać, że członkowie w ogóle nie są partiom potrzebni. – W ciągu ostatnich stu lat istotnie zmienił się tryb funkcjonowania członków partii w społeczeństwie. Dawniej członek partii propagował jej program w środowisku, w którym mieszkał i pracował. W takim modelu liczebność partii odgrywała zasadniczą rolę, przekładała się bowiem na komunikację ze społeczeństwem, zwiększała popularność partii, jej wpływy, poprawiała wynik wyborczy. Ponadto od wielkości partii zależał stan jej finansów, bo składki stanowiły podstawę utrzymania. Mam na myśli dawne partie lewicowe skupione w tzw. II Międzynarodówce, gdyż te konserwatywno-liberalne nie musiały tak bardzo dbać o masowość – dysponowały zapleczem finansowym i narzędziami oddziaływania na społeczeństwo. Dziś także duże lewicowe partie nie utrzymują się ze składek, a wpływy w społeczeństwie budują na przekazie medialnym. – Nie mogę sobie wyobrazić sytuacji, by współczesne partie utrzymały się ze składek. Trudno też porównać efekty reklamy telewizyjnej z możliwościami promocji partii przez jej członków. Ale czy to zwalnia partie ze zobowiązań wobec ich członków? Myślę, że nie. Członkowie jednak legitymizują partie i nie jest do końca obojętne, czy jest ich 5 tys., czy 50 tys. Choć ich rola jest nieporównanie mniejsza niż dawniej, to ciągle trochę wpływu mają. Na zjazdach dokonują wyboru władz i uchwalają program. Czy pamięta pani konwencje PiS, LPR i Samoobrony sprzed kilku lat, organizowane według tego samego scenariusza w Sali Kongresowej Pałacu Kultury? Karne zastępy delegatów owacyjnie oklaskujące liderów, podnoszące w tym samym momencie zawczasu rozdane hasła i chorągiewki? Od tej pory niewiele się zmieniło.
Tagi:
Krzysztof Pilawski









