Zawsze chodzi o drugiego człowieka, o jego brak albo przesyt Izabela Chamczyk – malarka, performerka, artystka wizualna, reżyserka filmu „Brak” diagnozującego nasze lęki w pandemii Czego nam najbardziej brakuje w czasie pandemii? – Przede wszystkim drugiego człowieka. Ludziom brakuje innych ludzi, brakuje nam nas. Różnie to nazywamy, mówimy o tęsknocie za tłumem, spotkaniem, dotykiem, wyjazdami, bo podczas nich też spotykamy innych ludzi. Zadałam to pytanie 40 osobom ze świata kultury, nauki i sztuki. Czasami odpowiedź wiązała się również z przestrzenią, np. z pustym domem albo przeciwnie – domem, w którym ktoś czeka. Które wypowiedzi cię uderzyły? – Jedną z nich była wypowiedź Jana Wróbla: „Kiedy wracam z pracy do domu – w cudzysłowie, bo przecież pracuję w domu – to tam dalej nikogo nie ma”. Jest ona kwintesencją smutku i samotności. Co ważniejsze, nie tylko w trakcie pandemii, bo przecież przed jej nastaniem w domu także nikt nie czekał. Jej autor jest dyrektorem szkoły, byłam w szoku, że się tym podzielił ze mną, zupełnie nieznaną mu osobą. Wszystkie wypowiedzi były dla mnie ważne, ale druga, która bardzo zapadła mi w pamięć, należała do Karoliny Sulej, współautorki książki „Własny pokój”. Powiedziała, że brakuje jej samotności. Ale samotności w tym dobrym znaczeniu, takiej, która „pozwala słyszeć własne myśli”. W języku angielskim mamy popularne słowo loneliness, a tu chodziło o solitude. Bo tak naprawdę w czasie pandemii jesteś skazany na osobę, z którą mieszkasz lub z którą pracujesz. Krzysztof Materna zażartował, że z jednymi ludźmi pandemia utrudniła mu kontakt, a od innych uratowała, za co jest jej wdzięczny. Zawsze zatem chodzi o drugiego człowieka, o jego brak albo przesyt. Poczułaś potrzebę udokumentowania naszych emocji w pandemii? – O filmie zaczęłam myśleć, ponieważ chciałam spotkać się z ludźmi. Zależało mi na wymyśleniu projektu, który mi to umożliwi. Całe dni w pracowni spędzam sama. Maluję, projektuję, robię performance w formie online, wszystko dzieje się w tym samym miejscu. Moje życie wyglądało tak już wcześniej, ale pandemia zabrała mi spotkania z ludźmi po pracy: wernisaże, bankiety i imprezy. Często działam intuicyjnie i podobnie było tym razem. Poczułam, że muszę zrobić coś, co umożliwi mi spotkanie z drugim człowiekiem. Szukałam pretekstu i go sobie znalazłam. Kontekstem dla formy „Braku” są moje 40. urodziny, które przypadły na 2020 r. Tyle lat ma również film Krzysztofa Kieślowskiego „Gadające głowy”. Dlatego przepytałam właśnie 40 osób o to, czego im brakuje w pandemii i czego się boją. To ważny film w twoim życiu? – Wielu artystów miało pomysły podobne do mojego, żeby wyjść do ludzi z pytaniami. A pierwszym takim filmem, który zapisał się w historii, były właśnie „Gadające głowy”. Ta produkcja ukształtowała nasze myślenie o tym typie reportażu. Wiedziałam, że zadawanie ludziom pytań będzie pewnego rodzaju powtórką, dlatego wróciłam do tego filmu, przeanalizowałam go i postanowiłam na nim bazować. W „Gadających głowach” występują „czterdzieści i cztery” osoby, bo reżyser uprawia tutaj martyrologię. Ja nie chciałam tego robić, więc zostało ich 40. Czas trwania mojego filmu jest za to podobny. Krzysztof Kieślowski dawał każdej osobie średnio 20 sekund na wypowiedź, dzieląc 14 minut na 44 osoby, a ja miałam dokładnie 12 minut i 43 sekundy na 40 osób. Wtedy mieliśmy nieco więcej czasu, dziś wszyscy stawiają na szybkie strzały. – Moja siostra, 10 lat młodsza ode mnie, oglądała wersję montażową produkcji. Od razu stwierdziła, że wypowiedzi są zbyt długie. Jest przyzwyczajona do tego, że wszystko dzieje się bardzo szybko. Sama jednak zaznaczyła, że postrzega to inaczej, bo wychowała się na YouTubie. Ale efekt końcowy jej się spodobał. Dlaczego zadałaś akurat takie pytanie rozmówcom? – W okresie kwarantanny nie widywałam wielu osób, jedną z nielicznych była moja rehabilitantka, Basia, która powiedziała mi, że pandemia zabrała jej najważniejszą rzecz – kawiarnie, do których wyskakiwała na lunch w przerwie od pracy. Mówiła o tym za każdym razem, tak bardzo bolało ją to, że nie może wyjść na kawę z koleżankami. Myślałam sobie: „Przecież to oczywiste, że nie może!”. Uświadomiłam sobie, że i ja odczuwam konieczność wyrażenia tego, czego mi brakuje. Czułam się wyalienowana. Nie mogłam wyjść na imprezę, spotkać tłumu ludzi. Uznałam, że właśnie o to będę pytać:










