Pani mecenas załatwiła
Nie mają ani stada, ani odszkodowania. Zostali ograbieni przez adwokata Józef Łakota stoi pośrodku pustej obory. Nowocześnie urządzona, z pełnym wyposażeniem na 30 sztuk bydła. Za chwilę jego żona wprowadzi tu jedną krowę i dwie kozy. Tyle pozostało z dorodnego mlecznego stada. Ziemię, dom i budynki gospodarskie kupili 12 lat temu. Prawie 40 ha na obrzeżach Trzebiechowa. Zmodernizowali gospodarstwo, kredyty przeznaczyli na zakup maszyn. W unowocześnionej, odpowiednio wyposażonej oborze mieli 26 rasowych krów. – Ponad 4 tys. litrów mleka rocznie od jednej – mówi Łakota. – Hodowali jeszcze trzodę i drób. Sześcioosobowa rodzina utrzymywała się z tego gospodarstwa w miarę dostatnio do 1995 r. Porażone prądem – Przeraźliwy krzyk, skowyt, trudno określić, co dochodziło z obory w tamto południe – wspomina Elżbieta Łakota. Zawołała męża: – Coś się stało, krowy strasznie hałasują. Pobiegli do obory. Zwierzęta słaniały się i upadały. Gospodarze zrozumieli, że to porażenie prądem. Pobiegli na strych, by wyłączyć główne zasilanie. Ale mimo odłączenia napięcie nadal pozostawało w metalowym stelażu, okalającym stanowiska dla bydła. Kobieta już wyciągnęła rękę, by odpiąć łańcuch i uwolnić oszalałe z bólu zwierzę, ale coś ją powstrzymywało… Dwa metry dalej największą krowę tak mocno skręciło, że po chwili leżała nieżywa pod stelażem. Po półgodzinie zaalarmowany zakład energetyczny wyłączył prąd z trafostacji, doprowadzającej energię do Trzebiechowa. Wkrótce okazało się, że przyczyną dramatu jest awaria linii. Odradziła jeżdżenie na rozprawy Na nic się zdały kolejne zabiegi i leczenie porażonych zwierząt. Zaatakowała je białaczka. W ciągu kilku miesięcy Łakotowie stracili całe stado. Dla lekarza weterynarii przyczyna choroby była jednoznaczna. Energetyka nie kwapiła się jednak z wypłatą odszkodowania. Zapłacono tylko za jedno zwierzę, które padło bezpośrednio w czasie zdarzenia. Józef Łakota, zmęczony bezsilnością, ponaglany przez bank za niespłacone kredyty, z dnia na dzień pozbawiony dochodu, trafił do kancelarii adwokackiej w Sulechowie. Tam wysłuchała go mecenas Dorota T. – Gdy przyjmowała zlecenie, zaproponowała dla siebie 10% honorarium od wysokości wynegocjowanego odszkodowania. Nie miała wątpliwości, że to wygrana sprawa. Podpisał pełnomocnictwo. Upoważnił do podejmowania wszelkich działań, zmierzających do uzyskania należnego odszkodowania. Sytuacja materialna Łakotów była krytyczna. Troje dzieci w wieku szkolnym. Córka na studiach. Bank ponaglał do uregulowania zaległych rat. Nie mógł płacić na bieżąco za prowadzoną sprawę. Jednak pożyczył 500 zł na wyjazd pani adwokat do Puław. Przekazał też 1500 zł na rozpoczęcie procesu w Wydziale Cywilnym Sądu Wojewódzkiego w Zielonej Górze. Pieniądze dał jej do ręki. Dziś prawniczka zaprzecza, by otrzymała od Łakoty jakąkolwiek sumę. Sprawa nabierała tempa. Wszystko wskazywało, że ostateczna decyzja sądu zależeć będzie od opinii profesora z Państwowego Instytutu Weterynarii w Puławach na temat przyczyny zarażenia i degradacji stada. Już wtedy Łakota zastanawiał się, dlaczego adwokat nie chce zapoznać go z tym dokumentem. Dlaczego zabiega, by nie brał udziału w rozprawach i negocjacjach z zakładem energetycznym… W rozmowie telefonicznej pani mecenas poinformowała go, że opinia profesora nie jest jednoznaczna, ale energetyka gotowa jest zawrzeć ugodę. Rolnik miał otrzymać 30 tys. zł odszkodowania za porażone stado. Nie wiedział, co począć. Roszczenie wyliczono na blisko 90 tys.: stracone zwierzęta, pozbawienie dochodu bieżącego… Prawniczka zapewniała, że więcej niż 30 tys. nie dostaną. Poddał się. Po dwóch tygodniach otrzymał tę kwotę przelewem na konto jako „wpłatę własną” pani mecenas. Sfałszowany podpis Pieniędzy starczyło na uregulowanie najpilniejszych zaległości. Nie było mowy o odbudowaniu stada. Łakotowie pogodzili się z tym. Poprosili jednocześnie o rozliczenie prowadzonej sprawy, dokumentację, treść ugody. W odpowiedzi otrzymali pismo z kancelarii adwokackiej: „Obecnie nie mogę ze względu na tajemnicę zawodową i handlową upubliczniać tych rachunków, do czego w oparciu o zawartą umowę nie jest Pan uprawniony”. – Te dokumenty nie mogą stanowić żadnej tajemnicy, tym bardziej dla własnego klienta – komentuje pisemną wypowiedź Doroty T. mecenas Tadeusz Dobiecki z Sądu Dyscyplinarnego Izby Adwokackiej w Zielonej Górze. – Oczy nam się otworzyły dopiero po przeczytaniu akt sądowych – wspominają Łakotowie. Z treści ugody wynikało, że zakład









