Moją wiarą jest humanizm, bezinteresowność, socjalizm w ludzkim wydaniu Tymon Tymański – (ur. w 1968 r.) jedna z najbardziej inspirujących postaci polskiej muzyki alternatywnej i jazzowej, lider nieistniejących już składów Tymon i Trupy, Czan, Miłość oraz reaktywowanych na potrzeby trasy koncertowej przypominającej płytę „P.O.L.O.V.I.R.U.S.” Kur, Tymański Yass Ensemble i Tymon & The Transistors, z którymi w 2009 r. wydał ostatnią jak do tej pory płytę „Bigos Hart”. Znany również jako felietonista, współzałożyciel wytwórni płytowej Biodro Records, dawniej współprowadzący program kulturalny „Łossskot!”. Niedawno zakończył trasę koncertową, podczas której wykonywał utwory George’a Harrisona. W przyszłym roku możemy się spodziewać jego debiutu reżyserskiego. Po udziale 11 listopada w wiecu Kolorowa Niepodległa, na którym wykonał piosenkę „D.O.B.”, w rozwinięciu: „Dymać Orła Białego”, został oskarżony o „znieważenie godła narodowego”. Rozmawia Mateusz Romanowski Co skłoniło pana do poparcia Kolorowej Niepodległej? – Uważałem, że jest to sytuacja, która wymagała opowiedzenia się po jakiejś stronie. Myślę, że sam marsz nacjonalistów był niepotrzebny – kojarzy mi się to bardziej z demonstracją siły, z metodami Hitlera, Mao Tse-tunga niż z manifestowaniem radości z polskiej niepodległości. Sam z siebie może bym nie poszedł na Kolorową Niepodległą, gdyby nie zaprosili mnie przyjaciele – Mikołaj Lizut i Kazimiera Szczuka. Mieszkam w Gdańsku, poza tym nie jestem fanem konfrontacji. Jakiekolwiek by tam występowały barwy – lewicowe, anarchistyczne czy homoseksualne – jestem za tym, żeby ci ludzie mieli prawo do manifestacji swojej radości z wolności. Polska po 22 latach wolności jest bytem różnorodnym i każde ujednolicenie, każda próba pozbycia się tej kolorowości jest atakiem na wolność. Jeśli nie powiesz głośno: nie podoba mi się to, że ktoś zastrasza mniejszość, możesz się obudzić z ręką w nocniku. Sam nie jestem osobą twardego konfliktu, ale są rzeczy, które mnie niepokoją. Jakie? – Pewne historie po 11 listopada mocno rozdmuchano. Prawa strona sceny politycznej ignoruje tę część maszerujących ludzi, która wypowiada się językiem nacjonalistyczno-kibolskim. Może po to, żeby zatuszować konsekwencje swojego brunatnego marszu, szuka kozłów ofiarnych pod postacią blokujących i tych, co „dymają orła białego”. Udaje, że nic się nie stało, a stało się dużo. W istocie rzeczy większość ludzi prawicy to cynicy, którzy zbierają tylko głosy wyborców. Kim ci wyborcy będą, już ich nie obchodzi… Jak wyrażać patriotyzm Do sądu wpłynął pozew o znieważenie przez pana godła narodowego. – Mam nadzieję, że zostanie oddalony. Niespecjalnie boję się pozwów, może przydałaby się jakaś solidna sprawa. Tu jest sprawa znakomita, mógłbym się po pijaku zesrać na ulicy Marszałkowskiej, rzucić komuś kamieniem w okno i to byłoby żenujące, a ja po prostu zagrałem piosenkę, którą napisałem osiem lat temu. Nie mam powodu do wstydu. Sama piosenka jest pewnym protestem przeciwko głosom tzw. dmowszczyzny, które słyszę od dobrych 20 lat. Z mojej perspektywy jest to piosenka patriotyczna. Też mam prawo do wyrażania uczuć patriotycznych, a że wyrażam je bardziej po gombrowiczowsku, to już moja prywatna sprawa. Po to ludzie tacy jak Bartoszewski, Michnik czy Kuroń siedzieli w więzieniach, żeby teraz móc korzystać z wywalczonej wolności. Wystarczy pojechać na Białoruś, żeby przypomnieć sobie, jak wygląda świat, kiedy tej wolności się nie ma. W nagraniu dla Amnesty International w sprawie uwolnienia Zmiciera Daszkiewicza mówi pan, że „na każdego znajdzie się jakiś paragraf, szczególnie jeśli chodzi o wolność słowa”. Spodziewał się pan paragrafu na siebie? – Spodziewałem się, że sprawa tego typu kiedyś mi się przytrafi. Jestem dosyć zadziorny i czasem się wikłam w niepotrzebne wymiany, ale tutaj raczej chodzi o brak poczucia humoru pani, która zawiadomienie napisała. Poza tym piosenka jest już trochę przedawniona. Mam wrażenie, że teraz, po Smoleńsku, kraj jest rozdarty jeszcze bardziej. Podział na Polskę konserwatywną i liberalną robi się coraz wyrazistszy, ale może to naturalne? Sam nie widzę nic złego w tym, że ktoś jest bliżej tradycji, dopóki nie odmawia innym prawa do życia. Społeczeństwo otwiera się na osoby homo- i transseksualne, a z drugiej strony sąd rejestruje „zakaz pedałowania” Narodowego Odrodzenia Polski jako ich znak firmowy. Gdzie tu logika? – To jest co najmniej
Tagi:
Mateusz Romanowski