Wszystko, co chcielibyście wiedzieć o Woodym Allenie, ale wstydziliście się zapytać

Wszystko, co chcielibyście wiedzieć o Woodym Allenie, ale wstydziliście się zapytać

„Annie Hall” 1977 rez. Woody Allen fot. Materialy prasowe

Woody Allen kończy 80 lat. Życiorys i dorobek jubilata można by pobieżnie prześledzić w nie mniej niż 10 tomach. Plus suplement. My zestawiamy leksykon więcej niż skromny. W dodatku z haseł marginalnych. Marginalnych? Allan Konigsberg Właściwe nazwisko Woody’ego Allena. Chudy, chorowity i neurotyczny chłopiec z ubogiej imigranckiej rodziny żydowskiej. Kiedy uświadamia sobie, że jego towarzyszka życia (Mia Farrow) była żoną Franka Sinatry, a on właśnie zjadł obiad z panną Jane z „Tarzana”, powtarza: „Jesteś Allan Konigsberg z Brooklynu. Czy nie powinieneś jeść w suterenie?”. Aluzje Allen narzeka, że rzadko który słuchacz jego monologów rozumie wszystkie aluzje. Wyjątkiem była pewna piosenkarka folkowa Judy Henske, poznana w trasie, na amerykańskiej prowincji. Chwytała nawet nawiązania do Prousta i Joyce’a. Wynikało to z faktu, że czytała wszystko, co jej wpadło w ręce. Allen kupił jej więc książkę „Prawa dotyczące nieruchomości w stanie Pensylwania”. Brzytwa Ockhama Zasada przypisywana XIV-wiecznemu filozofowi, która głosi, że liczbę problemów i pojęć używanych w rozumowaniu należy ograniczyć do minimum. Woody rozwinął tę zasadę w prawo Allena. Głosiło ono, że rzeczy zbędne z punktu widzenia pracy artystycznej należy ograniczyć do minimum. Pod koniec lat 70. skoncentrował się na jednej kobiecie: Mii Farrow, zakupił własną montażownię i studio, żeby mieć bliżej do pracy. A plenery do filmów wyszukiwał nie dalej niż dwie godziny jazdy samochodem z Manhattanu. Czas luźniejszy: trzy tygodnie w roku w Europie z rodziną. Głównie wybieranie plenerów i wywiady. Żadnych wakacji. Być jak Woody Nowojorska doktor psychiatrii Dee Burton w książce „I Dream of Woody” zebrała wyznania mieszkańców Nowego Jorku i Los Angeles, którzy mają obsesję na punkcie artysty. Kobiety widzą go w swoim łóżku, mężczyźni marzą, by się zakumplować. W ich snach postać Woody’ego przybiera zwykle tytaniczne rozmiary. To metafora ogromnego wpływu, jaki wywiera na ich życie. Dowcipy 18-letni Allen pisywał je anonimowo dla gwiazd telewizyjnych show. W ciągu dwóch pierwszych lat wymyślił ich ok. 20 tys. Pisał ręcznie, bazgrał okropnie. Dostarczał je na pomiętych i zatłuszczonych kartkach. Kiedy po siedmiu latach rezygnował z tej pracy, zarabiał 1,7 tys. dol. tygodniowo. Czyli 85 razy tyle, ile wynosiła pierwsza tygodniówka. Filozofia W „New Yorkerze” Allen opublikował tekst o swoich zainteresowaniach filozoficznych, głównie o myśli Kierkegaarda, Spinozy i Hume’a. Początek: „Zainteresowanie filozofią zrodziło się we mnie pod wpływem pewnego zdarzenia. Moja żona, mianowicie, poprosiwszy mnie kiedyś, żebym spróbował pierwszego zrobionego samodzielnie przez nią sufletu, przypadkowo upuściła mi na stopę łyżkę tego ciasta, łamiąc mi szereg drobnych kostek śródstopia…”. Przodkowie Allana Konigsberga być może wywodzili się z Königsbergu (Królewiec, Kaliningrad), ale żaden z pewnością nie słyszał o Immanuelu Kancie. Groucho Marx Allen jest wielbicielem jego talentu komicznego. W filmie „Manhattan” Ike-Woody szuka powodów, dla których warto żyć. Jako pierwszy wymienia: „Groucho Marx”. Kiedy Grou­cho zaprosił go na bankiet z okazji 75. urodzin, Allen odtelegrafował: „Przykro mi, że nie mogę wziąć udziału w twoim bankiecie, ale spodziewam się, że będziesz mógł przybyć na przyjęcie z okazji moich 70. urodzin”. Allen miał wówczas 30 lat. Harlene Rosen Pierwsza żona (małżeństwo trwało siedem lat). Pięć lat po rozwodzie zażądała od byłego męża miliona dolarów za szkody moralne. Miały polegać na „stałym wyszydzaniu i ośmieszaniu jej osoby” w monologach kabaretowych. Allen mawiał o żonie (bez podawania imienia): „Moja żona ugotowała mi pierwszą kolację. Zadławiłem się kością z czekoladowego puddingu”. Adwokat argumentował, że to oszczerstwo, ponieważ Harlene nigdy nie podawała czekoladowego puddingu. Hollywood Z listu do narzeczonej (1956 r.): „To jest bardzo porządne miasto z porządnymi obywatelami. Znajduje się tu niewiele ulicznych świateł i nikt nie wystaje przy kioskach z gazetami na rogach, ponieważ od ciebie zależy, czy zapłacisz za gazetę albo zatrzymasz się na przejściu dla pieszych – zupełne przeciwieństwo nowojorskiej metody polegającej na tym, że kradnie się wszystko, co nie jest przybite gwoździami…”. Z listu do przyjaciela rok później: „Hollywood to kompletna wiocha, która bardzo szybko kompletnie mnie znudziła. Módl się, abyś nigdy tu nie trafił”. I co dalej? To

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2015, 49/2015

Kategorie: Kultura