Partyzanci i reformatorzy

Partyzanci i reformatorzy

PZPR 1948-1990. Od stalinizmu do Okrągłego Stołu Celem tej konferencji nie jest budowanie hagiografii, nie spotykamy się po to, żeby sami siebie przekonywać, że PZPR była bez skazy, ale również nie podzielamy zdania, które lansuje uporczywie prawica, że partia ta była formacją zbrodniczą, partią zdrady narodowej, zakałą w historii Polski – powiedział prof. Jerzy Wiatr na otwarcie konferencji „PZPR 1948-1990. Od stalinizmu do Okrągłego Stołu”, zorganizowanej 16 stycznia przez Fundację Archiwum Dokumentacji PRL oraz Instytut Badań Społecznych i Międzynarodowych Fundacji im. Kelles-Krauza przy współudziale Fundacji im. Róży Luksemburg i pod patronatem tygodnika „Przegląd”. Wśród uczestników, którymi byli głównie naukowcy, znaleźli się również dawni działacze PZPR z byłym I sekretarzem KC gen. Wojciechem Jaruzelskim. W konferencji wziął udział także przewodniczący SLD Grzegorz Napieralski, który powiedział m.in.: – My na lewicy niestety zapominaliśmy często bądź nie broniliśmy własnego dorobku. Tego po II wojnie światowej, ale często przed nią. Nie kreowaliśmy postaci lewicy, autorytetów lewicy, które byłyby dla nas symbolem. W trakcie konferencji wygłoszono cztery referaty wprowadzające. Jako pierwszy wystąpił prof. Andrzej Werblan, który wychodząc od definicji stalinizmu, stwierdził, że był on systemem totalitarnym lewicowej proweniencji, był drastycznym wykrzywieniem i deformacją socjalizmu. – Geneza polskiego stalinizmu jest ponad wszelką wątpliwość przede wszystkim geopolityczna. Narzuciły ten system okoliczności zewnętrzne, był pochodną uzależnienia od ZSRR i konsekwencją zmiany polityki Stalina wobec demoludów pod koniec 1947 r. Najistotniejszą cechę stalinizmu w Polsce stanowiła przebudowa stosunków na modłę radziecką, czyli swoista uniformizacja. Miała dotyczyć stosunków gospodarczych, politycznych, sfery kultury, polityki wyznaniowej – wszystkiego. Szczególnie dotkliwie uderzyła w chłopskie rolnictwo. Państwo nie zamierzało pozostawić żadnej dziedziny poza swoją kontrolą, nie tolerowało żadnej samorzutności. Prof. Jerzy Wiatr, pokazując drogę nurtu rewizjonistycznego od zjednoczenia PPS z PPR, wskazał, że do 1968 r., do interwencji w Czechosłowacji, reformatorzy w PZPR, wywodzący się nie tylko z kręgów PPS, sądzili, że jeśli uda się zachować kierowniczą rolę partii, jeśli zapobiegnie się ekscesom kontrrewolucyjnym takim jak na Węgrzech w 1956 r., to krok za krokiem będzie można demokratyzować system. Mówił, że rok 1980 był drugą szansą dla reformatorów PZPR. – Ideą, która reformatorów PZPR-owskich ożywiała, była nadzieja na porozumienie. Reformatorzy nie zgadzali się z „Solidarnością” w jej radykalizmie, krańcowości, często jej klerykalizmie, ale równocześnie liczyli na to, że uda się dojść do porozumienia. Stan wojenny postawił nurt reformatorski w PZPR przed poważnym wyzwaniem. Jest rzeczą charakterystyczną, że wszyscy prominentni działacze tego nurtu poparli stan wojenny. Jeżeli dzisiaj tyle złego mówi się o tej decyzji, to warto odpowiedzieć sobie na pytanie, dlaczego ludzie, którzy latami angażowali się na rzecz demokratycznych zmian, nie rzucali wtedy legitymacji partyjnej, nie rezygnowali ze stanowisk państwowych czy partyjnych, jeśli je zajmowali w momencie decyzji o stanie wojennym. Co więcej, prof. Wiatr podkreślił, że to, iż w ogóle doszło do Okrągłego Stołu i miał on taki finał, jest w znacznej mierze zasługą reformatorów, którzy szczególnie u Gomułki i Gierka nie zyskiwali poparcia. Ale faktem jest też, że generalnie nie wyrzucano ich poza partię. Dr. Zbigniewa Siemiątkowskiego poproszono o wygłoszenie referatu na temat tej niechlubnej tradycji PZPR, która się wiąże z umownie nazywanym przez niego nurtem narodowych komunistów, publicystycznie określanych mianem partyzantów, którym przewodził Mieczysław Moczar. Mówiąc o podłożu społecznym tej grupy, dr Siemiątkowski wskazał, że jak każda tego typu nieformalna grupa niezwykle silnie nasycona była ludźmi ze służb specjalnych. Oprócz Moczara do jej najważniejszych postaci należał Grzegorz Korczyński, który był szefem wywiadu wojskowego i wiceszefem MON. Był tam gen. Teodor Kufel, następca na stanowisku szefa Wojskowych Służb Wewnętrznych, i wreszcie Franciszek Szlachcic, minister spraw wewnętrznych, który niby od tej grupy się dystansował, a który potem pojawi się jako pierwszy w grupie śląskiej. Partyzanci w drugiej połowie lat 60. mieli mocną pozycję nie tylko w partii. – Gdyby V Zjazd PZPR – informował dr Siemiątkowski – przebiegał według reguł takich jak na IX czy XI Zjeździe, czyli reguł demokratycznych, bez ustawiania, to Mieczysław Moczar miał wielkie szanse zostać – gdyby wybory lidera partii odbywały się przez wszystkich delegatów

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 05/2009, 2009

Kategorie: Historia