Pierwszy krok w samodzielność

Pierwszy krok w samodzielność

W Polsce działa 440 warsztatów terapii zajęciowej, które uczą życia ponad 13 tys. niepełnosprawnych

Terapia prowadzona przez pracę i przemyślane zajęcia potrafi czasem zdziałać niemal cuda. – Ludzie, którzy nie mówili, nie umieli niczego przy sobie zrobić, tu się otwierają. Można z nimi nawiązać kontakt, potrafią radzić sobie z zabiegami toaletowymi, przygotowaniem posiłków, ba, malują, wyszywają gobeliny, wykonują piękne wyroby z gliny – twierdzi Andrzej Wasilewski, kierownik Warsztatów Terapii Zajęciowej w Filipowie pod Suwałkami. W pracowniach życia codziennego, krawieckiej, ogrodniczo-przyrodniczej, technicznej i teatralnej pod opieką wykwalifikowanych rehabilitantów uczy się samodzielności 30 osób o średnim i znacznym stopniu upośledzenia umysłowego.
W Polsce działa ok. 440 takich warsztatów, wspieranych finansowo przez PFRON, które zajmują się ponad 13 tys. podopiecznych. Przeważają wśród nich osoby z upośledzeniem umysłowym, niezdolne do prowadzenia samodzielnego życia i podjęcia pracy zawodowej. To głównie dorośli, młodzież stanowi niespełna 20% uczestników.

Decydować o własnym losie

Warsztaty terapii zajęciowej mają za zadanie, jak mówi ustawa o rehabilitacji osób niepełnosprawnych, doprowadzenie do „ogólnego rozwoju i poprawy sprawności osób niepełnosprawnych, będących ich uczestnikami”. Chodzi o zapewnienie tym ludziom profesjonalnej opieki, gdy opuszczą już szkoły specjalne. Inaczej groziłoby im cofanie się w rozwoju.
Podstawowym celem jest doprowadzenie do tego, by byli oni w stanie prowadzić możliwie samodzielne i aktywne życie w swych środowiskach. Każdy uczestników ma indywidualny tok rehabilitacji, jego dokonania oraz wykonywane czynności są analizowane i dokładnie opisywane przez terapeutów. Zajęcia powinny być prowadzone zgodnie z programem, przygotowanym przez radę programową WTZ, którą tworzą pracownicy warsztatu.
Nie chodzi tu tylko o opanowanie umiejętności umożliwiających ewentualne podjęcie pracy zawodowej. Może nawet ważniejsze jest, tak potrzebne osobom niepełnosprawnym umysłowo, rozwijanie zdolności dokonywania prawidłowych wyborów i decydowania o własnych sprawach.

Ludzie dobrej woli

Praca w warsztatach trwa siedem godzin dziennie, pięć dni w tygodniu. Przeciętny koszt dofinansowania sięga 1,2 tys. zł miesięcznie na jednego uczestnika. Warsztaty terapii zajęciowej nie prowadzą działalności o charakterze zarobkowym, a ewentualny dochód ze sprzedaży produktów i usług wykonywanych przez uczestników w ramach programu terapii, przeznaczany jest na pokrycie wydatków związanych z ich udziałem w niektórych zajęciach organizowanych przez warsztat. Można jednak trochę zarobić – uczestnik otrzymuje kieszonkowe w wysokości do 20% najniższego wynagrodzenia pracowników w gospodarce.
Tworzeniem warsztatów terapii zajęciowej zajmują się samorządy powiatowe (które decydują też o finansowaniu warsztatów z pieniędzy PFRON i środków własnych), zakłady pracy chronionej i organizacje pozarządowe. Bardzo pożądana jest również pomoc sponsorów, ludzi dobrej woli. To oni właśnie ofiarowali wyposażenie – komputery z odpowiednim oprogramowaniem, sprzęt gospodarstwa domowego do kuchni i łazienki – dla najnowszego, otwartego pod koniec stycznia tego roku, warsztatu w Legnicy. Jest to pięciopokojowe mieszkanie, przekazane przez samorząd, wyremontowane i przygotowane kosztem ok. 400 tys. zł. Niepełnosprawni w wieku od 20 do 35 lat biorą tam udział w zajęciach komputerowych, technicznych, artystycznych i gospodarstwa domowego.

Nie mogli uwierzyć

Warsztaty terapii zajęciowej są tworzone przeważnie w miastach, bo w większych skupiskach ludności łatwiej trafić do niepełnosprawnych potrzebujących pomocy, mniej jest też kłopotów z przywożeniem ich na zajęcia. Ale warsztaty są najbardziej potrzebne na wsiach, gdzie ludziom, także niepełnosprawnym, żyje się najtrudniej. Również pod tym względem występują różnice między Polską A i B. Wspomniana placówka w Filipowie to pierwszy w Polsce warsztat terapii zajęciowej, który powstał na terenach wiejskich (sześć lat temu).
– Naszych podopiecznych dowozimy ze wsi leżących w promieniu 60 km, czasem bardzo biednych i zacofanych. Cóż dziwnego, że nie potrafili oni korzystać z toalety i łazienki, skoro nie mieli ich w domach? Początkowo musieliśmy ich niemal wyrywać od rodzin traktujących upośledzenie umysłowe jako coś wstydliwego. Zdarza się zresztą, że pochodzą oni ze środowisk obciążonych dziedzicznie, gdzie nasza pomoc przydałaby się także ich rodzicom – mówi Andrzej Wasilewski.
Po kilku latach zmienił się sposób myślenia. Teraz rodzice domagają się wręcz, by dzieci były wychowywane przez filipowski warsztat, zaś lista oczekujących liczy stale co najmniej dziesięć nazwisk. A gdy podopieczni, po zajęciach w pracowni teatralnej, wystawili misterium Męki Pańskiej, rodzice mieli łzy w oczach. Nie mogli uwierzyć, że ich córki i synowie kiedykolwiek będą w stanie stworzyć tak piękne widowisko.

 

 

 

Wydanie: 09/2004, 2004

Kategorie: Kraj

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy