Polscy muzycy wracają do (nie swojej) przeszłości Czy polskim muzykom rockowym (i nie tylko) zabrakło inspiracji, by tworzyć własne piosenki? Teza zawarta w tym pytaniu jest zapewne zbyt daleko idąca, jednak nie da się nie zauważyć, że w odpowiedzi na artystyczny marazm popkultury, która zaczyna zjadać własny ogon, uznani artyści sięgają po przeboje lubiane i już dawno przyswojone przez słuchaczy, na ogół te z odległej przeszłości. Przestali nagrywać swoje, nagrywają cudze i sprawdzone. W ostatnim czasie ukazało się kilka płyt, które są dobrą ilustracją zgranego i wielokrotnie przytaczanego poglądu inżyniera Mamonia z „Rejsu” Marka Piwowskiego, że najbardziej podobają się te piosenki, które już raz słyszeliśmy. Jako się rzekło, przykładów nie brakuje. Strachy Na Lachy w ciągu dwóch ostatnich lat wydały dwie „nie swoje” płyty, z piosenkami Jacka Kaczmarskiego i utworami polskiej awangardy lat 80. Fundamentem najnowszej płyty Macieja Maleńczuka „Psychodancing” są utwory z repertuaru Czesława Niemena („Płonie stodoła”), Wojciecha Młynarskiego („Absolutnie”), Macieja Kossowskiego („Wakacje z blondynką”) czy wykonywany przez Mieczysława Fogga, a później brawurowo przez Bohdana Łazukę szlagier „Bo to się zwykle tak zaczyna”. W sklepach są już albumy Katarzyny Nosowskiej z piosenkami Agnieszki Osieckiej i Kazika Staszewskiego z utworami Silnej Grupy Pod Wezwaniem Kazimierza Grześkowiaka i Tadeusza Chyły – promująca album piosenka „Mariola” święci triumfy na muzycznych serwisach internetowych i w niektórych rozgłośniach radiowych. Moda na covery Wcześniej zespół Raz, Dwa, Trzy zabłysnął interpretacjami piosenek Osieckiej, a w ubiegłym roku Młynarskiego. Niedawno ukazała się też płyta zatytułowana „Cafe Fogg”, na której m.in. Maria Sadowska, Aleksandra Nieśpielak i Novika śpiewają piosenki nestora polskiej piosenki „przepuszczone” przez różne style, od jazzu i reggae po hip-hop i brzmienia klubowe. Jakby tego było mało, w ostatnich dniach listopada ukazała się płyta „Wszystkie covery świata” pod auspicjami Polskiego Radia Euro, które w niedziele nadaje cykliczną audycję pod tym właśnie tytułem autorstwa Uli Kaczyńskiej. Zawiera ona przeboje m.in. Andrzeja Zauchy, Lombardu, Maanamu, Izabeli Trojanowskiej, Anny Jurksztowicz, Republiki i Kombi zaśpiewane na nowo przez takie zespoły jak Hurt, Pogodno czy Komety. Ten dwupłytowy album zawiera także covery zagranicznych przebojów wykonane przez zachodnich artystów. Co to jest cover? Znana encyklopediom muzycznym definicja jest prosta: jest to nowa aranżacja istniejącego utworu muzycznego odtwarzana przez wykonawcę, który nie jest jego pierwotnym autorem. Do lat 60. ta forma działalności artystycznej cechowała większość wykonawców rockowych. Chętnie sięgali oni po utwory pisane przez kompozytorów, którzy sami ich nie wykonywali – w tym rozumieniu coverami były wszystkie kompozycje, które zostały stworzone przez jednych muzyków dla drugich, tylko na ich użytek. Dziś coverem jest każdy utwór, który w swej pierwotnej wersji zdobył popularność, a po latach został na nowo „odczytany” przez innego artystę. I choć wykonywanie coverów uchodzi za mało ambitną, odtwórczą formę sztuki, to cieszą się one sympatią słuchaczy, a niejednokrotnie nawet zyskują większe zainteresowanie niż pierwowzór. Tak było choćby z „With a Little Help form My Friends” Beatlesów zaśpiewanym później przez Joe Cockera czy „Hurt” grupy Nine Inch Nails wykonanym przez Johnny’ego Casha. Osiecka bez lukru Nie tak dawno na łamach „Przeglądu” Wojciech Waglewski mówił, że w polskiej muzyce rockowej od lat 90. nie pojawił się nikt z nowym artystycznym komunikatem, nasz rynek rozrywki wciąż jest ubogi intelektualnie, a jedynie w różnych niszach można spotkać coś interesującego. Czy dlatego artyści, którzy wcześniej zbudowali swoją pozycję na własnych utworach, sięgają w daleką przeszłość, po coś, co jest sprawdzone? Zwłaszcza ci, którzy zajęli się dziś coverami, budowali przecież swój wizerunek na krytycznym stosunku do rzeczywistości, komentowaniu jej politycznych, społecznych i obyczajowych odcieni, próbach odpowiedzi na pokoleniowe wyzwania i niestrudzonych wysiłkach wskrzeszania w najmłodszej generacji choćby cienia buntu czy niezgody na współczesny świat. Coś się wypaliło? Pożerana przez popkulturę scena muzyczno-rozrywkowa wyznaczyła nowe ścieżki sukcesu? Wymusił to rynek, który kieruje się zasadą, że dobre jest to, co się sprzeda? A może to prostu celny strzał w sentymenty, własne i publiczności? Sami artyści unikają takich wyjaśnień, twierdzą, że mają swoje osobiste powody, by przypominać dawne przeboje. Bo je lubią, bo są dobre, bo warto
Udostępnij:
- Kliknij, aby udostępnić na Facebooku (Otwiera się w nowym oknie) Facebook
- Kliknij, aby udostępnić na X (Otwiera się w nowym oknie) X
- Kliknij, aby udostępnić na X (Otwiera się w nowym oknie) X
- Kliknij, aby udostępnić na Telegramie (Otwiera się w nowym oknie) Telegram
- Kliknij, aby udostępnić na WhatsApp (Otwiera się w nowym oknie) WhatsApp
- Kliknij, aby wysłać odnośnik e-mailem do znajomego (Otwiera się w nowym oknie) E-mail
- Kliknij by wydrukować (Otwiera się w nowym oknie) Drukuj
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety









