Liderzy Platformy Obywatelskiej mają trudne zadanie: odróżnić się od PiS, ale nie za bardzo – tak żeby nie zirytować Kościoła, swojego konserwatywnego aparatu partyjnego oraz zaściankowego zaplecza wyborczego. Ta gra toczy się od 2005 r. i coraz częściej widać jej fałsz. Stanie w rozkroku między propagandowym wizerunkiem ugrupowania nowoczesnego, proeuropejskiego i liberalnego kulturowo a przyjmowaną w realnie uprawianej polityce postawą tradycjonalistyczno-prawicową na dłuższą metę nie może się sprawdzić. Trudno uwierzyć, że nagle PO wbrew swoim sympatiom będzie bronić świeckości społeczeństwa i popierać postępowe rozwiązania, a poseł Gowin z autentycznym entuzjazmem poprze leczenie bezpłodności metodą in vitro czy też w imię demokracji i równych praw zagłosuje za ustawą o związkach partnerskich. Tak się nie stanie, nawet jeśli sondaże pokażą, że Polacy zmieniają się i coraz bardziej uwalniają od konserwatywnej hipokryzji. PO nie będzie mniej konserwatywna i prawicowa również z powodu wchłonięcia kilku osób etykietowanych przez media jako „lewicowi politycy” – to raczej jedynie uczyni Platformę jeszcze bardziej rozmydloną i niezdecydowaną. Na razie związki partnerskie są nie do przyjęcia dla liderów PO. Niektórym kojarzą się z rozpustą i kompletnym zepsuciem. Obrona „normalności” jest misją PO w takim samym stopniu jak działaczy PiS. Jedni i drudzy potępiają wszelkie występki. To przypomina opis charakteru