Jeżeli zatopią jakiś wielki tankowiec w wąziutkim Kanale Filipa, to spowodują paraliż handlu światowego Terroryzm to zakała XXI w. Dobrze postąpił Władysław Kopaliński, nie uznając za wartego odnotowania w swoim wielkim „Słowniku mitów i tradycji kultury” żadnego z legendarnych terrorystów: ani Gavrila Principa, który uśmiercając w Sarajewie arcyksięcia Franciszka Ferdynanda z małżonką, dał pretekst do wytęsknionej przez naszych wieszczy wojny światowej; ani Ignacego Hryniewieckiego, który w samobójczym zamachu zgładził cara Aleksandra II; ani zwyrodniałego Carlosa – „Szakala”, który delektował się gasnącym wzrokiem swych ofiar. Niech wszyscy odejdą w niepamięć. No, oprócz buntowników polskich – oni byli patriotami, byli bohaterami. Czemuż jednak Kopaliński sporo miejsca poświęcił piratom? Czyżby podzielał zdanie „The Economist”, który ich nieraz uszlachetniał, nazwał nawet „zachwycająco barwnymi postaciami z fantazyjnej Historii”? Przypomniał Kopaliński, iż Walter Scott napisał powieść „Piraci”, a poemat „Korsarz” – o mrocznym Conradzie rozkochanym w Medorze – sam Byron! Korsarz sir Francis Drake, współtwórca brytyjskiej potęgi morskiej i pogromca „Niezwyciężonej Armady” hiszpańskiej, jest dla swych ziomków taką legendą jak dla nas Zawisza Czarny lub nawet Kościuszko! Podobnie Henry Morgan, którego korsarska flotylla liczyła 36 okrętów i splądrowała 22 miasta, przynosząc mu tytuł Generalissimusa. A William Kidd, szkocki pirat nad piratami, choć oszukany i powieszony przez Anglików, był natchnieniem Roberta Stephensona („Wyspa skarbów”) i Edgara Allana Poego („Złoty żuk”). Także Daniel Defoe, Joseph Conrad Korzeniowski i John Steinbeck fascynowali się romantyzmem piractwa, a William Dampier, autor „Nowej podróży dookoła świata”, sam był czynnym wyśmienitym piratem. Też doczekał się legendy. Czy za wiek lub dwa nasi potomni nie będą aby celebrować postaci Szamila Basajewa? Andreasa Baadera i Urliki Meinhof? Wszak nasz rodzimy terrorysta, Eligiusz Niewiadomski, rozstrzelany za mord na prezydencie Narutowiczu, ma okazały grób w poświęconej ziemi Powązek, a na nim wciąż świeże kwiaty… Oby tak się nie stało. Oby za lat sto jakiś następca Kopalińskiego mógł stwierdzić, że Afganistan i Irak były ostatnimi ostojami terroryzmu w XX w. – tak jak On piracką legendę dalekowschodnich mórz uznał – przedwcześnie! – za relikt wieku XIX. Tu Kopaliński się pomylił. Piractwo nie wygasło, te same akweny do dziś są jego areną. Czesław Mąka co parę lat pisze o tym nową książkę, ale media nie widzą innych niż terroryzm plag na bożym świecie. A w „piraterii” bum! Wicepremier Singapuru, Tony Tan, ostrzegł niedawno, że gdyby zatopić jakąś wielką jednostkę w wąziutkim i płytkim zaledwie na 25 m Kanale Filipa, u brzegów jego państwa-miasta, to nastąpiłby paraliż handlu ¶światowego. Tamtędy, obok wysepek o wdzięcznych nazwach Pisang, Sekikir, Nipa, Anak Mati, Takulai przepływają średnio co 10 minut tankowiec, kontenerowiec, ogromny „pasażer” lub baza rybacka, rocznie 50-60 tys. statków, nie licząc drobnicy: holowników, kutrów i dżonek. I każdemu grozi atak piratów – najbardziej tym największym, załadowanym tankowcom i masowcom, bo mają „niską burtę”, na którą łatwo wtargnąć po zarzuconej lince z kotwiczką. Ten punkcik na mapie to plexus solaris całego globu, tędy wozi się plus-minus połowę światowych ładunków ropy, niezbędnej Japonii, Chinom, Korei i Tajwanowi. Uderzyć tam, zatopić coś dużego – i nokaut, wszystko staje! Ale to raczej gratka dla terrorystów, piratom wystarczy grabież, zabijają rzadziej, lecz atakują częściej. W cieśninie Malakka i jej okolicach rejestruje się co trzeci akt światowego piractwa, czyli ok. 150 przypadków rocznie – w rekordowym roku 2000 było ich 220, choć tylko co trzeci udany. W rzeczywistości liczba zamachów jest co najmniej dwakroć większa, ale właścicielom statków nie opłaca się ich zgłaszać, policyjne formalności trwają długo i przestój przyniósłby znacznie większe straty niż spowodowane przez piratów. Ale kiedyś może dojść – niektórzy wieszczą, że dojdzie nieuchronnie – do wielkiego uderzenia. Jego przedsmakiem był atak z morza na instalacje naftowe w Basrze. Na szczęście ropa nie wybucha, najwyżej płonie. Jednak gdyby piraci samobójcy porwali i zdetonowali wielki
Tagi:
Wojciech Giełżyński









