Wallenrodzik

Wallenrodzik

Na początek chciałbym czytelników poinformować, że jest takie pismo „Najwyższy Czas!”. Nie wiedziałbym o tym, gdybym nie prosił Basi, kiedy jedzie do Polski, żeby przywiozła mi (nawet płacąc za nadbagaż) ile tylko może pisemek, których nikt nie czyta, dziwolągów, fanatycznych manifestów, bo z nich dopiero można odczytać, co się naprawdę dzieje w kruchcie, za węgłem, pod budką z piwem. Basia spełnia te moje fanaberie niechętnie, gdyż parokrotnie już, kupując owe tytuły, naraziła się na niezbyt pochlebne opinie stojących za nią w kolejce. Przyjeżdżając ostatni raz, z gestem absolutnego dyzgustu położyła na stole makulaturę. Jakże się myliła, lekceważąc podarowane mi natchnienie. Oto w ostatnim numerze „Najwyższego Czasu!” znajduję artykuł, który zainteresuje studentów seminarium, a i młodszym dzieciom się przyda jako kliniczny przykład intelektualnego kłamstwa (zresztą tylko z tego powodu o nim wspominam). Autorem jest niejaki Marek Jan Chodakiewicz. Nie mam nieprzyjemności znać osoby, ale ze zdjęcia wygląda, że młode toto. Należałoby więc po prostu przełożyć przez kolano i dać parę razy rzemykiem na gołe. Ponieważ jednak jest to w dzisiejszych czasach niestosowne i zaraz dopadliby mnie obrońcy praw dziecka, odpowiem merytorycznie. Pisze Chodakiewicz: „Przeciwnością Żołnierzy Wyklętych w Michnikowej dychotomii są ich »krytycy«. A kto to? Przede wszystkim enkawudziści, ubecy. Sowieci i tubylczy komuniści. Potem rozmaici realiści, prawdziwi i wydumani, w tym kolaboranci z SD, SL, »Tygodnika Powszechnego«, PAX-u i tym podobnych…”. Akapit dalej z jeszcze grubszej rury: „Gdy w »Tygodniku Powszechnym« czy prasie PAX-owskiej chwalili socjalizm i rewolucję, a ganili Kościół, to nie był realizm. To była zdrada”. Mocno napisane. Problem w tym, że „Najwyższy Czas!”, w czym nie jest oryginalny, powtarza również jak mantrę zdania o wielkim papieżu Polaku, jego nauczaniu, wkładzie w obalenie komunizmu etc. Tymczasem – Chodakiewicz tego widać nie wie, rzeczywiście ze zdjęcia na szczególnie rozgarniętego nie wygląda – Karol Wojtyła był przez lata, osobliwie w czasie, kiedy „żołnierze wyklęci” przydarzali się jeszcze w lesie, bliskim współpracownikiem „Tygodnika Powszechnego”. Tutaj pomieszczał swoje wiersze i rozważania. Jako biskup i kardynał był częstym gościem redakcji na Wiślnej. Jako papież spotykał się z członkami redakcji, a nawet – o zgrozo – podczas pierwszej wizyty w Polsce urządził audiencję specjalnie dla nich. Kiedy przyszło do redagowania jego pism literackich, zwrócił się do redaktora „Tygodnika Powszechnego” Marka Skwarnickiego o konsultacje. Z Jerzego Turowicza podśmiewano się, czy mieszka jeszcze w Krakowie, czy już w Watykanie, tak często był bowiem zapraszany na prywatne z papieżem spotkania. Gorzej jeszcze. Niezłomny prymas tysiąclecia Stefan kardynał Wyszyński doradzał środowisku „Tygodnika Powszechnego”, żeby wystawiło swoich przedstawicieli do Sejmu PRL. Skądinąd co najmniej trzykrotnie (tyle pamiętam) głaskał ksiądz prymas moje blond włoski (nie wiedział, co ze mnie wyrośnie, i nie bał się łupieżu) na prywatnych, rodzinnych audiencjach, do których doprawdy nikt go pod knutem nie zmuszał.
Powstaje pytanie z kartezjańskiej logiki rodem. Czy byli Wojtyła i Wyszyński kolaborantami, czy może zdrajcami? Chyba że rozgrzesza ich nieskończona naiwność, niepozwalająca przez lata zobaczyć prawdziwej twarzy ludzi „Tygodnika Powszechnego”. Czy przy takiej ułomności intelektualnej można jednak traktować serio jakiekolwiek przesłania i pisma jednego i drugiego? Przykro mi ogromnie, ale inaczej logicznie uporządkować się tego nie da. Skądinąd dewizą „Tygodnika Powszechnego” było w najtrudniejszych latach okresu stalinowskiego: „Myśmy z Aurory nie strzelali. Przemoc faktów jest silniejsza od nas, dlatego usiłujemy ratować, co jest do uratowania”. Natomiast w sytuacji przymusowej to właśnie Episkopat podpisał porozumienie z rządem, w którym uznał implicite ustrój socjalistyczny. Obawiam się, że Marek Jan Chodakiewicz jest tu tylko ofiarą – prócz własnego nieuctwa, ale to można gołowąsom darować – prawicowej burzy mózgów, która przypadkowo strzeliła piorunem i w jego szare komórki. Być może da się to uleczyć, acz rekonwalescencję przewiduję długą i bolesną. Z poplątania z pomieszaniem, dowolnego wyjmowania z kontekstu cytatów i zapominania czy wręcz cenzurowania innych, zrobiła bowiem „polityka historyczna” made in IPN swoją pseudonaukową metodę. Uznano np., że Lech Beynar (Paweł Jasienica) będzie naszym antykomunistycznym, pozytywnym bohaterem. Fakt, Jasienica był antykomunistą, jednocześnie mało kto jak on mówił z taką goryczą o tragedii „żołnierzy wyklętych”, którzy powoli i w sposób nieunikniony staczali się w miarę braku perspektyw, poparcia i jakiegokolwiek sensu działań w zwykły bandytyzm. Dlaczego ranny Jasienica nie wrócił do lasu, a uwolniony za wstawiennictwem Bolesława Piaseckiego zaczął współpracę z PAX? O tym apologeci „chłopców z lasu” milczą – jakoś im z racjami tego, którego sami kreują na bohatera, niezupełnie po drodze. Mniejsza jednak o Jasienicę (i setki podobnych przykładów). Wróćmy raz jeszcze na chwilę do polskiego papieża. W końcu lat 90. skarcił on łagodnie „Tygodnik Powszechny” za nazbyt liberalną, podług niego, wizję redakcyjną pożądanych działań Kościoła. Odsyłam do tego listu właśnie, a nie wszystkich innych – ciepłych, rocznicowych, wspominkowych. Jest to bowiem skarga skierowana do przyjaciół, z podkreśleniem przyjaźni jako istoty rzeczy, która na ingerencję mu pozwala. Dalibóg, nie musiałby się Jan Paweł II bawić w takie subtelności, gdyby nie uważał ludzi z Wiślnej za bliskich sobie i drogich.
Nie piszę tego, żeby bronić redaktorów „Tygodnika Powszechnego”, bo nie ma takiej potrzeby, ani tym bardziej nie ma przed kim. Nie mam też najmniejszego zamiaru bronić nieomylności papieskiej, tym bardziej w sprawach wychodzących poza zakres dogmatów wiary. Natomiast leży mi na sercu zwykła konsekwencja i przyszłość intelektualna Polaków. Panie Chodakiewicz dwojga imion, skoro już pan rzucasz oszczerstwa, to rób pan to chociaż tak, żeby się samemu nie ośmieszać. Ośmieszając siebie, ośmiesza pan bowiem swoje idee. Myślę, że nie o to panu chodziło. Chyba żeś taki sprytny Wallenrodzik…

Wydanie: 2013, 21/2013

Kategorie: Opinie

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy