Gniazdo literackich pomysłów i towarzyskich skandali dziś przez młodych pisarzy omijane jest z daleka „W ciszy i spokoju – twórzcie i wypoczywajcie! A w swoich pracach wiele słońca potomności dajcie!”, wykaligrafował w 1948 r. przewodniczący Gminnej Rady Narodowej z Jeziornej w Pamiątkowej Księdze Domu Pracy Twórczej w Oborach. Radość literatów z przejęcia w tamtych latach pałacu Potulickich najlepiej oddał Aleksander Wat: „Obory to piękna wyspa eskapizmu, wypełniona uśmiechami nieba, urodą drzew i tchnieniem ciepłego wiatru”. Newerly ślubował w księdze: „Zawsze i wszędzie sławić będę tutejszą kuchnię, przytulność i rozkosze kontemplacji z wędką nad stawem”. Przez następne ponad pół wieku bywalcy oborskiego Parnasu myśleli tak samo. Swoje książki i świąteczne felietony kończyli nobilitującym „Pisane w Oborach”. Literacki Parnas zdradziła dopiero najnowsza generacja pisarzy. Ukradliście Potulickim W grudniu 1947 r. ówczesny prezes Związku Literatów Polskich, Jarosław Iwaszkiewicz, namówiony przez Aleksandra Wata napisał do ministra kultury: „Jedną z najpilniejszych potrzeb życia literackiego jest posiadanie w najbliższej okolicy domu do pracy, gdzie literaci warszawscy mogliby wykroić dwa, trzy dni w tygodniu na pracę twórczą. Nie wątpimy, że dobroczynne tego skutki dla naszego piśmiennictwa wnet okazałyby się doniosłe. W niecały rok później Maria Dąbrowska zanotowała w pamiętniku: „Byłam na otwarciu Obór. Dziwna mieszanka ludzi. Kanapki, wódka, czarna kawa, tort. Nastrój wesoły, jakby się było z czego cieszyć. Józef Hen pamięta, że honory domu pełnił Wat, a Borowski roznosił trunki. – Wszedłem na pałacowy taras – opowiada mi – a tam tłum, tyle znakomitości, które ja, wówczas dwudziestokilkuletni, znałem jedynie z lektur szkolnych: Maria Dąbrowska z nieodłączną Anną Kowalską, Arkady Fiedler, Antoni Słonimski, Jarosław Iwaszkiewicz. Między tymi ostatnimi piękna kobieta, Monika Żeromska. Zrobiłem jej zdjęcie, które umieściła potem w swojej książce. Monika Żeromska też uwieczniła ten dzień w swych pamiętnikach: „Kiedy Iwaszkiewicz rozpoczął mowę słowami: „Drodzy moi, pozwólcie, że opowiem wam historię powstania tego Domu Pracy Twórczej….”, Słonimski przerwał mu uwagą: „Co tu dużo opowiadać. Ukradliście Potulickm, i tyle”. O ile byli właściciele oborskiego klucza, zasiedziali tam od czasów Jana Sobieskiego, nie komentowali głośno faktu zabrania im majątku, to sąsiedzi zza płotu – dyrekcja PGR – szczuli swych robotników na literatów, beneficjentów nowego ustroju. W odwecie pisarze nie żałowali atramentu na wypisywanie skarg. „Administracja majątku – informują w 1949 r. ministra kultury – urabia nam nieprzyjazne nastroje wśród ludu, wywołuje ferment, rozgłasza plotki o pijaństwach, gdy w istocie są to poważne narady. Janina Broniewska, Jarosław Iwaszkiewicz i Leopold Lewin podejmują zobowiązanie przeprowadzenia wśród pracowników majątku odpowiedniej pracy polityczno-wychowawczej. Klejnot maszyn do pisania Poza przeprowadzaniem poważnych narad pisarze prowadzą też dyskusje w pokojach. A potem na użytek potomnych opisują je w książkach. Józef Hen wspomina w trzecim tomie „Nie boję się bezsennych nocy”, jak Andrzej Stawar pukał do niego o północy z pytaniem: „Pogawędzimy?”. – Często dyskutowaliśmy o formie literackiej. On był przeciwnikiem behawioryzmu. Twierdził, że pryszcz u bohatera więcej mu mówi o tym człowieku niż dialog. – To, co pan pisze – strofował mnie – to jest scenariusz, ja potrzebuję aktora, aby mi to zagrał. – Nagadał, nagadał, nawybrzydzał i szedł spać, bo potrzebował takiej podniety do poduszki, a ja do rana dyskutowałem z nim w myślach. Zarywali noce – przecież nie przy herbacie – ale w ciągu dnia przez otwarte okna niósł się klekot czcionek w maszynach do pisania. I powstawały dzieła, niektóre wybitne. Wiersze Julii Hartwig, elegie Grochowiaka, opowiadania Rudnickiego, mroczne powieści Stryjkowskiego. Tworzyli tam: Białoszewski, Słonimski obaj Brandysowie. W pałacowej oficynie urodziła się prawie cała twórczość Andrzejewskiego. Tu autor „Popiołu i diamentu” wspólnie z Wajdą pisał filmowy scenariusz na podstawie tej książki. W latach 50. pokoiki jak cele były też świadkiem twórczej męki tych, którzy wzięli stypendia na napisanie produkcyjniaka (co było dość powszechnie stosowaną praktyką). Krystyna Kolińska w swej książce „Parnas w Oborach” wspomina: „Izabela Czajka-Stachowicz męczyła się
Tagi:
Helena Kowalik









