Piszę pod prąd

Piszę pod prąd

Ubolewa się nad tym, że młodzież nie czyta, ale reklamuje się gry komputerowe i kasety wideo – Ma pani opinię pisarki dla dziewczyn. Wie pani o tym? – Oczywiście, że wiem, bo właśnie pisarką dla dziewczyn jestem. Chłopcy nie czytają moich książek. I wiem również o tym, że nie piszę żadnej „literatury z najwyższej półki”, tylko z tej półki nieco niższej, którą jednak uważam za półkę bardzo ważną, bo literatura przeznaczona dla młodzieży jest pierwszą wprawką do dużego czytania. – Ja też tak uważam. – A co do dziewczyn, sama je sobie wybrałam na czytelniczki, wcale to nie była sprawa przypadku. – Od początku tak było, gdy zaczęła pani pisać? – Nie od razu zaczęłam pisać książki. Początkowo pisałam tylko krótkie felietony do „Filipinki” i do „Kobiety i Życia”. Te czasopisma już samymi tytułami określały odbiorcę. Jednak w pewnym momencie zorientowałam się, że z krótkiego felietonu mogę zrobić jakąś większą całość, opowiadanie, a nawet powieść. Spróbowałam. I to była „Zapałka na zakręcie”. Nieskromnie pamiętam, że dziewczyny ją dobrze przyjęły, więc napisałam drugą. I tak to się zaczęło… – Powiedziała pani, że nie pisze książek dla chłopców. Czym się różnią książki dla dziewczyn od tych dla chłopców? Skądinąd wiadomo, że dziewczyny czytają także chłopięcych autorów, np. Nienackiego, Niziurskiego czy Maya. – Bo one w ogóle czytają więcej i kiedy już wyczytają wszystko, co było napisane dla nich, sięgają po książki pisane z myślą o chłopcach. Natomiast oni trochę za nic mają „dziewczyńskie fatałaszki”. – Zatem czym się charakteryzują te „dziewczyńskie fatałaszki”? Jest tam więcej emocji? – Więcej emocji, mniej sensacyjnej akcji. Dziewczyny lubią dzielić włos na czworo, rozmyślać nad sobą, nad najbliższym otoczeniem. No i żeby było o miłości! Chłopcy szukają przygody, idola. – W Polsce literatura młodzieżowa jest traktowana lekceważąco, jako gorsza z definicji, za to literaturę dla małych dzieci docenia się i eksponuje, zwłaszcza tę napisaną przez klasyków, np. Tuwima, Brzechwę. – To nawet widać na wystawach w księgarniach, zwłaszcza w tych, które mają po kilka witryn. Dla maluchów są przeznaczane oddzielne, z efektownymi, kolorowymi książeczkami, bo one dobrze się sprzedają, chociaż często dzięki dołączonym do nich gadżetom. Kolejne witryny to prezentacja albumów i książek dla dorosłych. Literatura przeznaczona dla młodzieży albo w ogóle nie jest eksponowana, albo bywa upchnięta w jakimś kącie, uboga krewna, trochę nie wiadomo czyja. Pomijają te książki także media. Prezentacja literatury dla młodzieży praktycznie nie istnieje w środkach masowego przekazu. Ubolewa się nad tym, że młodzież nie czyta, ale reklamuje się gry komputerowe, kasety wideo, teledyski. Wydawcy natomiast chętniej interesują się pozycjami dla zupełnych maluchów, bo one przynoszą szybki dochód. Ja miałam szczęście, trafiłam do wrocławskiego Siedmioroga, a obecnie grzeję się w cieple łódzkiego Wydawnictwa Akapit Press, którego rzetelna działalność edytorska ukierunkowana jest głównie na literaturę młodzieżową. Iwona Pakuła, właścicielka Akapitu, wydaje u siebie książki Małgorzaty Musierowicz, Krystyny Nepomuckiej, Lucyny Legut, moje, ale także szuka debiutów prozatorskich, co jest przecież niezwykle cenną inicjatywą. – Pani świetnie radzi sobie bez reklamy. Na targach książki widziałam tłumy młodzieży, zwłaszcza dziewczyn, przy stoisku z pani książkami. A gdy wpadła pani na godzinę, żeby je podpisywać, wręcz nie można było się przecisnąć. I tak jest od lat. Kiedy byłam w szóstej klasie, w szkolnej bibliotece najdłuższa kolejka była do pani książek, o wiele dłuższa niż do Sienkiewicza – bibliotekarka założyła specjalny zeszyt, gdzie wpisywała oczekujących. – Nie wiem, czy przyjrzała się pani tym dziewczynom, które przychodzą na targach książki do mnie, do pani Musierowicz. To jest specjalny rodzaj dziewczyn… – Tak. Na przykład zwróciłam uwagę na ok. 14-letnią dziewczynę, która długo marudziła przy ladzie, bo miała tylko 20 zł i nie mogła się zdecydować, którą książkę kupić. Przeglądała kilka, widać było, że na wiele miała ochotę, ale mogła sobie pozwolić na jedną. Skromna, może trochę zahukana. – Takie są moje czytelniczki, bardzo zwyczajne. Obecnie młodzież jest o wiele bardziej zróżnicowana, niż była kiedyś, bywają tacy, bywają inni. Na szczęście mam prawo wyboru – i czytelników, i bohaterów swoich książek. I chcę pisać właśnie dla tych dziewczyn, które widuje

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2003, 47/2003

Kategorie: Kultura
Tagi: Ewa Likowska