Pięć planet stanie prawie w jednej linii. Zdaniem astrologów, zapowiada to nieszczęścia i wojny Wieczorem na zachodnim horyzoncie rozgrywa się zdumiewające widowisko. Pięć widocznych gołym okiem planet: Merkury, Wenus, Saturn, Mars i Jowisz zbliżyło się do siebie, stając niemal w jednej linii jak perły nanizane na nić. Można więc zasłonić je dłonią. Tę zadziwiającą koniunkcję da się obserwować nawet bez lornetki. Po raz drugi tak widowiskowy spektakl na firmamencie nastąpi dopiero za kilkadziesiąt lat. Ciała niebieskie przez pierwsze dwa tygodnie maja grupują się na przestrzeni zaledwie 10 stopni. 10 maja Wenus spotka się z Marsem. Planety znajdą się w odległości ledwie jednej trzeciej stopnia kątowego (czyli zasłoni je koniuszek palca wyciągniętej ręki). Oba ciała niebieskie będzie można jednocześnie zobaczyć w teleskopie (Wenus będzie 100 razy jaśniejsza niż Mars). „Ten układ pięciu planet jest unikalny w XXI w. Te ciała niebieskie zgrupują się jeszcze tak ściśle we wrześniu 2040 r., lipcu 2060 r. i listopadzie 2100 r. Ale wtedy planety znajdą się tak nisko nad horyzontem, że zapewne obserwacja bez lornetki nie będzie możliwa”, wyjaśnia Robert C. Victor, amerykański astronom z Michigan State University. Podobna koniunkcja utworzyła się w maju 2000 r., ale wtedy planety znalazły się po przeciwnej stronie Słońca niż Ziemia, tak, że nie można było ich zobaczyć – ginęły w mocnym blasku naszej gwiazdy. Obecna koniunkcja planet to oczywiście niesłychana okazja dla astrologów odczytujących z konstelacji obiektów niebieskich przyszłe losy państw, narodów i ludzi. Indyjska astrolożka, Gayatri Devi Vasudev, twierdzi, że osobliwy układ pięciu ciał niebieskich, zwłaszcza w 13 i 14 maja, zapowiada w najbliższych miesiącach ciężkie wojny i zaburzenia. Głos Devi Vasudev bardzo się liczy, ponieważ ta obserwatorka gwiazd i wydawca ukazującego się od 1936 r. periodyku „Astrological Magazine” należy do największych znakomitości astrologii wedyjskiej. Niektórzy uważają, że pani Vasudev trafnie przepowiedziała śmiertelny zamach na Indirę Gandhi, drugie zwycięstwo Billa Clintona w wyborach prezydenckich, George’a W. Busha w Białym Domu czy śmierć króla Jordanii, Husajna. Devi Vasudev cieszy się sławą jedynego astrologa na świecie, który przewidział zamach na Stany Zjednoczone 11 września 2001 r. (patrz ramka). Zdaniem Devi Vasudev, obecna majowa konfiguracja nie zapowiada jeszcze konfliktu na globalną skalę. Mimo to ludzkość powinna mieć się na baczności. „13-14 maja, w dzień samej koniunkcji, na świat nie spadnie straszne nieszczęście. Niemniej jednak maj i czerwiec 2002 r. nie będą spokojne. Stany Zjednoczone mogą ponieść wielką klęskę w wojnie z terrorystami, chociaż niewykluczone, że uda im się ująć któregoś z najważniejszych bossów terroryzmu”, głosi pani Vasudev. Astrolożka z Bangalore uważa ponadto, że Stanom Zjednoczonym zagrażają w maju i czerwcu zamachy terrorystyczne i trzęsienie ziemi. Koniunkcja może także zapowiadać konflikt zbrojny między Indiami a Pakistanem oraz upadek pakistańskiego przywódcy, generała Perveza Musharrafa. Niektórzy wróżbici sądzą, że obecny zdumiewający taniec planet przyniesie jeszcze bardziej niszczycielskie skutki. 5 i 6 maja trzy planety: Wenus, Mars i Saturn tworzą trójkąt równoramienny. Owa „konstelacja biblijna” widoczna była 1 kwietnia 2 r. p.n.e. nad Betlejem. Być może, właśnie ten trójkąt planet był sławną gwiazdą betlejemską, która – jak zaświadcza ewangelista Mateusz – prowadziła mędrców ze Wschodu do miejsca narodzin Jezusa. Obecnie planetarny trójkąt znowu zaświeci nad Betlejem, i to w dramatycznych okolicznościach, gdy armia izraelska oblega uzbrojonych Palestyńczyków w Bazylice Narodzenia Pańskiego. Pastor John Hagee z San Antonio, który stworzył międzynarodową grupę kapłanów mającą obserwować wydarzenia na Bliskim Wschodzie w kontekście spełniania się proroctw biblijnych, nie wyklucza, że trzy planety nad Betlejem zapowiadają nadejście wydarzeń ostatecznych. Osobliwe koniunkcje planet i ciał niebieskich od tysiącleci budziły lęk władców, kapłanów i gminu. Uważano je za zapowiedź wielkich, zazwyczaj tragicznych wydarzeń. W 1974 r. samozwańczy „naukowcy”, John Gribbin i Stephen Plageman, przedstawili w książce „Efekt Jowisza” karkołomną tezę. Ich zdaniem, połączona siła grawitacyjna stojących w jednej linii planet doprowadzi do potężnych wybuchów na Słońcu. Materia wyrzucona przez naszą gwiazdę wyhamuje
Tagi:
Marek Karolkiewicz