Symbole XX wieku – od samochodu Forda do karabinu Kałasznikowa, czyli…
Symbole mijającego stulecia to nie tylko grymas Hitlera czy uśmiech Marilyn Monroe. Nie tylko faszyzm, konsumpcjonizm i setka podobnych “-izmów”. O smaku życia w XX wieku decydowały rzeczy. A wśród nich nie te, które niosły oczywisty postęp, lecz te, z którymi miliony związały się osobistym węzłem uczuciowym.
“Dobra maszyna jakiegokolwiek rodzaju powinna być tak trwała jak dobry zegarek” – pisał na początku wieku Henry Ford, który w 1913 roku w swoich zakładach w Highland Park w stanie Michigan jako pierwszy zaczął budowę samochodów systemem taśmowym. Zaledwie osiem lat wcześniej w pierwszej fabryce Forda załoga licząca 40 robotników budowała tylko
15 samochodów dziennie.
Wprowadzenie taśmy oznaczało standaryzację na niespotykaną skalę – 800 rodzajów podkładek zredukowano do 16, a 1600 wymiarów rurek – do 17. Tak powstał legendarny model – ford “T”, który – dosłownie – poruszył Amerykę, zwłaszcza farmerską – był pierwszym samochodem dającym sobie radę na bezdrożach. Już w 1913 roku “T” trafił na rynek w 250 tys. egzemplarzy, co stanowiło 40% całej sprzedaży samochodów w USA. O jego niezawodności krążyły legendy. “Pański samochód mocno ucierpiał w czasie kraksy, ale naszym fachowcom udało się przywrócić mu pierwotny wygląd” – żartowano, że list tej treści wraz z nowym wozem otrzymał farmer, który wysłał do fabryki kawałek falistej blachy, zerwanej z dachu przez wiatr, z pismem domagającym się naprawy gwarancyjnej forda “T”.
“Powziąłem przekonanie, że istnieje społeczna konieczność zbudowania samochodu dla szerokich mas” – zapowiedział w 1934 roku Hitler podczas otwarcia wystawy samochodowej w Berlinie w 1934 roku. Uzdolniony konstruktor, Ferdynand Porsche, otrzymał od führera zadanie skonstruowania modelu, którego symbolem była jedynka z zerami. Ciężar – 1000 kilogramów, pojemność skokowa – 1000 centymetrów sześciennych, zużycie paliwa – 10 litrów na 100 km, prędkość maksymalna – 100 km/h, cena – 1000 marek. Krótko przed wojną rząd Rzeszy ogłosił powszechne zapisy na “samochód ludowy”, czyli volkswagena – każdemu robotnikowi pracodawcy niemal przymusowo odpisywali po 5 marek tygodniowo na “książeczkę samochodową”. Kiedy jednak wybuchła wojna, z fabryk wyjechały volkswageny w postaci wozów bojowych, nie mające nic wspólnego z “chrabąszczami” (u nas “garbusami”), jakie znamy. Po prostu Hitler postanowił tymczasem za robotnicze pieniądze zmechanizować armię niemiecką. “Garbusy” posiadały jednak
tak prostą i wydajną konstrukcję,
że z powodzeniem zaczęły okupować drogi całej Europy od początku lat 50.
“Nasz najnowszy model jest ci tak niezbędny jak elektryczna pralka i lodówka” – tak firma Citroen reklamowała z początkiem lat 60. model “2CV”, który natychmiast okrzyknięto “najbrzydszym samochodem świata”. Globalną sławę zdobył pod przezwiskiem “brzydkie kaczątko”. W istocie – nie był piękny, ale dysponował mocnym i niezawodnym silnikiem, a stać na niego było przeciętną rodzinę robotniczą. Popyt na ten model “cytryny” przewyższał podaż do końca lat 70. Wspomnienia z dzieciństwa całych pokoleń Europejczyków łączą się nierozerwalnie z tylnym siedzeniem “kaczątka”.
Przytłaczająca większość mieszkańców globu każdego dnia ogląda przynajmniej jeden film lub odcinek serialu, co świadczy o powszechnym głodzie fikcji artystycznej, jaki na naszej planecie rozbudziło kino. A w nim przede wszystkim wielkie widowiska filmowe, których kluczowym atutem stał się kolor. To dzięki niemu największą filmową legendą stulecia stało się “Przeminęło z wiatrem”. Wcześniej, jeszcze w latach 20. ponure, monochromatyczne kadry ożywiano barwnym pigmentem: błękitnym w romansach, zielonym w sekwencjach plenerowych, a czerwonym w scenach militarnych. Dla celów superprodukcji zastosowano jednak rozwiązania pionierskie – film kręcono na trzech błonach jednocześnie: każda była wrażliwa na oddzielną grupę barw. Następnie miksowano je na właściwej taśmie filmowej. Pokazany na barwnej taśmie pożar Atlanty z “Przeminęło z wiatrem” otworzył nowy rozdział w dziejach masowej wyobraźni. Bilety, które w roku premiery (1939 r.) kosztowały 10 dolarów, na czarnym rynku przez wiele jeszcze lat osiągały ceny 10-krotnie wyższe. Kiedy Amerykański Instytut Filmowy ogłosił “Przeminęło z wiatrem” “filmem wszechczasów”, w werdykcie podkreślono, że to kolor dzieła przestawił światowe kino na nowe tory. Zaczęło się intensywne kolorowanie światowej wyobraźni. Wprawdzie taśma typu Kodak Eastman Color SP weszła w powszechne użycie już w połowie lat 50., ale filmy zarejestrowane na niej traciły kolor już po siedmiu latach. Wyścig technologiczny był jednak ogromnie intensywny – nakręcony w 1959 roku “Ben Hur” zarejestrowano na błonie, która spłowieje najwcześniej za sto lat.
Premiera “Ben Hura” pokrywa się z datą uruchomienia seryjnej produkcji przedmiotu, za którym ciągnie się czarna legenda stulecia – ręcznego karabinu powtarzalnego typu “kałasznikow”. Jego konstruktor, Michaił Timofiejewicz Kałasznikow, opracował swój udoskonalany ciągle model, kiedy ranny pod Briańskiem trafił do szpitala polowego. “W XX wieku nie wyprodukowano lepszej broni strzeleckiej – mawiał Kałasznikow – a lepszego modelu nie należy się spodziewać przed rokiem 2050”. Ta broń o niezwykle prostej, a jednocześnie trwałej konstrukcji była sprzętem bojowym przygotowanym “przez żołnierza – dla żołnierza”. Sprawdzała się zarówno w piaskach pustyni (wystarczy stuknąć bronią o kolano, by wytrzepać z niej piasek), jak i w wodzie. Wprawdzie “kałasznikow” wszedł na wyposażenie wojsk w okresie względnego pokoju na świecie, ale liczbę jego ofiar ocenia się na blisko 30 milionów. Po prostu była to ulubiona broń wszelkiego typu lewackich rewolucji, które ZSRR hojnie wspierał tym wynalazkiem. Najlepsze w świecie egzemplarze “kałasznikowa” produkowały zakłady zbrojeniowe w Radomiu.
Nie byłoby Elvisa Presleya i Beatlesów, a z nimi całego fenomenu młodzieżowej kultury pop bez zapomnianego już dziś przedmiotu, jakim był “singel”. Firma RCA w 1949 roku umieściła na rynku małą (17 cm średnicy) i
tanią płytkę winylową,
na której po każdej stronie można było zapisać po jednym kilkuminutowym utworze muzycznym. “Single”, które kręciły się na niestosowanej dotąd prędkości – 45 obrotów na minutę, przyniosły zawrotną karierę rock and rollowi. W użyciu była już wtedy technologia hi-fi, gwarantująca niski poziom szumów i “zgodność z oryginałem”, czego nie oferowała muzyka odtwarzana przez pierwszą połowę stulecia. Wyścig o jakość trwał – w 1980 roku firma Philips zademonstrowała pierwszą płytę kompaktową, gdzie nagrany cyfrowo dźwięk odczytywał laser. Muzyka popularna, która trafiła tą drogą zarówno pod strzechy, jak i dachy metropolii, wygenerowała fenomen stulecia, w którym poruszamy się na co dzień – nową, globalną kulturę ludową.
Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy