Po co mamy kartkę?

Po co mamy kartkę?

Życie wydawcy w Polsce jest coraz trudniejsze. Z jednej strony, tygodnik opinii powinien mieć ambicję pisania o sprawach, które są najważniejsze w dłuższej perspektywie, a z drugiej, wiadomo, że tzw. trudne tematy spotykają się, delikatnie mówiąc, z umiarkowanym wzięciem u czytelników. Coraz większy jest, niestety, rozdźwięk między tym, co się dobrze sprzedaje, np. serialem wdowy, wdowcy i dzieci smoleńskie, a tym, co faktycznie i nieuchronnie będzie wpływało na przyszłość Polski czy kształt naszej demokracji. Byłbym hipokrytą, gdybym na kilka dni przed wyborami samorządowymi pisał o czymś innym niż o tych wyborach. I gdyby redakcja wzorem konkurencji sięgnęła po tabloidowy temat. Efekt macie więc państwo przed sobą. To, co widzicie na pierwszej stronie, robione było z taką oto intencją zespołu redakcyjnego: przebijmy się, przynajmniej do naszych czytelników, z komunikatem, że wybierać warto, że trzeba, że nie można odpuścić. Nawet gdyby to miał być tylko gest, to i tak ma on sens, bo z pewnością wśród kandydatów są tacy, przy których można bez wstydu postawić swój znak poparcia. Ci, którzy pójdą głosować po raz pierwszy w życiu, traktują wybory samorządowe jako coś tak oczywistego jak internet. A przecież 20 lat temu internetu w Polsce nie było, a i wybory miały inny charakter. Starsi zadają sobie pytanie, czy po 20 latach od pierwszej reformy samorządowej

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji "Przeglądu", która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.
Wydanie: 2010, 46/2010

Kategorie: Felietony, Jerzy Domański