Początek turystyki kosmicznej?

Początek turystyki kosmicznej?

Prywatny samolot rakietowy SpaceShipOne po raz drugi sięgnął granicy kosmosu

Komentatorzy ogłosili przełom i początek epoki turystyki kosmicznej. Oto prywatny samolot rakietowy SpaceShipOne dwukrotnie w ciągu dwóch tygodni wzniósł się na wysokość ponad 100 km. Przekroczył granicę atmosfery i osiągnął strefę nieważkości.
Twórcy rakietoplanu, wybitny konstruktor lotniczy Burt Rutan z firmy Scaled Composites oraz jego sponsor, multimilioner i współzałożyciel koncernu Microsoft, Paul Allen, zdobyli tym samym nagrodę Ansari-X ustanowioną w 1995 r. dla pionierów turystyki kosmicznej, w wysokości 10 milionów dolarów. Nagroda miała przypaść konstruktorom pilotowanego pojazdu suborbitalnego, zbudowanego wyłącznie dzięki funduszom prywatnym. Aparat ten, z miejscami dla trzech osób, miał w ciągu 14 dni dwukrotnie dotrzeć do granicy kosmosu.

SpaceShipOne startował z jednym pilotem

na pokładzie (aby w przypadku katastrofy tylko on zginął). Pozostałych pasażerów „symulował” 150-kilogramowy balast. O nagrodę Ansari-X ufundowaną przez prywatnych przedsiębiorców z Teksasu rywalizowało 26 zespołów z 7 państw. Niektóre przedsięwzięcia miały charakter poważny, inne – raczej amatorski. W sierpniu br. siedmiometrowa rakieta Rubikon 1 skonstruowana przez dwóch młodych inżynierów ze stanu Waszyngton eksplodowała zaraz po starcie. W płomieniach wzniosła się jeszcze na wysokość kilkuset metrów, aby jak kamień runąć do oceanu. Z pojazdu odzyskano tylko głowę gumowego manekina, którą wyrzuciły na brzeg fale Pacyfiku.
Najpoważniejszym konkurentem Burta Rutana był kanadyjski Projekt da Vinci z samolotem rakietowym World Fire Mark VI. 2 października ten pojazd suborbitalny miał zostać wyniesiony na wysokość 24,4 km przez gigantyczny balon wypełniony helem i stamtąd wystartować. Ale nie wystartował. Trudności techniczne okazały się zbyt duże.
Za to powodzeniem zakończyła się misja „SpaceShipOne”. Ten kosmiczny samolot z dziwnymi, „wyłupiastymi” oknami odbył pierwszy lot 29 września, drugi – 4 października, kiedy to samolot rakietowy z pilotem Brianem Binniem za sterami oderwał się od lotniska Mojave na kalifornijskiej pustyni. Na początku wisiał pod brzuchem samolotu White Knight, który wyniósł pojazd na wysokość prawie 15 km. Tam rakietoplan włączył silniki i pomknął pionowo w górę z szybkością 3,5 tys. km na godzinę, osiągając wysokość 112 km. Tu panowała już nieważkość, pilot mógł podziwiać czarną przestrzeń kosmosu rozświetloną gwiazdami oraz zakrzywiony horyzont Ziemi. Po 90 sekundach samolot nieco „rozłożył” skrzydła i jak prom kosmiczny pomyślnie poszybował z powrotem. Na lotnisku twórcy SpaceShipOne triumfowali. Burt Rutan dyskretnie zaszydził z amerykańskiej agencji kosmicznej NASA i zapowiedział, że w przyszłości loty kosmiczne będą znacznie bardziej bezpieczne niż misje obecnie używanych statków. NASA wciąż nie może sobie poradzić ze skutkami katastrofy wahadłowca „Columbia” z lutego 2003 r.
Komentatorzy pisali o przełamaniu państwowego monopolu eksploracji kosmosu. Brytyjski przedsiębiorca Richard Branson, właściciel linii lotniczych Virgin, ogłosił, że zawarł kontrakt z Rutanem na budowę pięciu statków suborbitalnych Enterprise, zabierających po pięciu pasażerów i pilota. Branson, który założył przedsiębiorstwo turystyki kosmicznej Virgin Galactic, liczy, że suborbitalne

loty turystyczne odbędą się już w 2007 r.,

w ciągu 5 lat zaś z usług firmy skorzysta 3 tys. kosmicznych wycieczkowiczów. Bilet ma kosztować 190 tys. dol., cena obejmuje trzydniowe szkolenia, trzygodzinny lot oraz czterominutowe oglądanie Ziemi z wysokości 100 km. Robert Bigelow, amerykański magnat hotelowy i właściciel przedsiębiorstwa kosmicznego Bigelow Adventure, wyznaczył 50 mln dol. nagrody za skonstruowanie „prywatnego” statku orbitalnego, który z 7 astronautami na pokładzie okrąży Ziemię. Bigelow liczy, że taki pojazd będzie dowoził gości na nadmuchiwaną (sic!) stację kosmiczną oraz do hotelu, który jego firma zbuduje na orbicie. Przedsiębiorca ma nadzieję, że wypłaci nagrodę około 2010 r.
Wątpliwe jednak, aby prywatnym firmom udało się stworzyć statek zdolny do „pełnych” wypraw orbitalnych. Taki aparat musiałby lecieć trzy razy szybciej i trzy razy wyżej niż SpaceShipOne i zabrać 50 razy więcej paliwa. Najtrudniejszym problemem będzie osłonięcie statku tak, aby w drodze powrotnej nie spłonął w atmosferze.
Sceptycy ostrzegają, że marzeniom o prywatnych lotach orbitalnych może na długi czas położyć kres katastrofa. „Prędzej czy później nastąpi zły dzień”, uważa Marion Blakey z Federalnej Agencji Lotniczej USA. Eksperci NASA spodziewali się, że na tysiąc misji wahadłowców skonstruowanych przecież ogromnym kosztem i niezwykle starannie tylko jedna zakończy się katastrofą, ale z 5 promów, które odbyły tylko 112 wypraw, dwa runęły w płomieniach.

Technologia wciąż jest zawodna.

Niewiele brakowało, a pierwszy lot SpaceShipOne 21 czerwca br. miałby tragiczny finał, gdy pilot Mike Melvill stracił panowanie nad sterami. Próbę bicia rekordu podjęto dopiero we wrześniu, lecz rakietoplan zaczął nagle kręcić się wokół własnej osi i lecieć w „korkociągu”. Podobno Melvill dostał polecenie przerwania misji, lecz go nie wykonał. W każdym razie w październiku za sterami SpaceShipOne zasiadał już Brian Binnie.
Przy obecnym stanie technologii prywatny amator kosmicznych wypraw ryzykuje życiem, i to znacznie bardziej od „państwowego” astronauty. Turystyka orbitalna z pewnością się rozwinie, ale to raczej kwestia kilkudziesięciu niż kilkunastu lat.

Wydanie: 2004, 42/2004

Kategorie: Świat

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy