W mechanizmy funkcjonowania polityki wpisano zło, które trudno wykorzenić. Polityczne warcholstwo i złodziejskie chciejstwo rosną wręcz geometrycznie. Trzeba jak najszybciej pomyśleć, w jaki sposób wyjść z tej sytuacji, bo za chwilę może być już za późno – zaczną się rokosze, zajazdy, coraz krótsze kadencje Sejmu, a Polacy w ogóle przestaną chodzić na wybory. To zapewne wyolbrzymiona wróżba, jednak jak tak dalej pójdzie, politycy będą wybierać sami siebie – przestrzega prof. Janusz Czapiński, psycholog społeczny. Człowieka awanturniczego określano mianem warchoła już od zmierzchłych czasów. Warchoł siał zamęt nie dla dobra kraju, ale wskutek chorej ambicji i wypaczonej wizji świata, kłótliwości, braku szacunku dla innych osób, prawa i przekonań. Warchoł nie słucha nikogo, a jeśli słucha, to zawsze z pozycji lepiej wiedzącego. Określenie warchoł wzięło się od nazwy młodego dzika, czyli warchlaka. Rył ziemię, nerwowo biegał, wzniecał zamęt i złość, zagrażał. Zawsze im bardziej wynaturzał się system polityczny Polski, tym bardziej pęczniała galeria awanturników. Warcholstwo było symptomem alarmującym o zagrożeniu państwowości. Tłumaczono nim przyczynę upadku i degeneracji państwa. Można powiedzieć, że dziś mamy renesans warcholstwa. Działalność polityczną podejmuje się z bardzo niskich pobudek. Polityka przyciąga ludzi, którym nie chodzi o dobro państwa, tylko o partykularne korzyści. – Są przekonani, że „hulaj dusza, piekła nie ma” – puentuje prof. Czapiński. – Warchoł za nic ma normy, reguły czy procedury. Jeśli przeczytamy definicję warcholstwa w słowniku Doroszewskiego, dostrzeżemy sporo odniesień do obecnej sytuacji politycznej. Przykłady? Posłowie doskonale wiedzą, że prezydent nie może wyznaczyć wyborów w dowolny sposób. Konstytucja to jasno określa. Mimo to część posłów udaje, że tak nie jest, i domaga się od prezydenta wyznaczenia takiej daty wyborów, która jest dla nich najkorzystniejsza. To typowe warcholstwo, bo lekceważy się normy prawa w imię partykularnych interesów – mówi prof. Andrzej Werblan, historyk. – Na pewno mamy więcej politycznych warchołów niż kiedyś. Powodów jest kilka, np. złe prawo i słabe tradycje demokratyczne. Wśród polityków sporo jest też ludzi prymitywnych. Nie jest to zjawisko specyficznie polskie. Zdarza się w wielu krajach, ale tam, gdzie partie są dojrzałe, zwykle dyscyplinują i cywilizują swoich przedstawicieli. W Polsce bywa odwrotnie – dodaje prof. Werblan. Obserwatorzy sceny politycznej są zgodni, że mamy przed sobą najgorszy Sejm w ostatnich 15 latach. – Do niskiego poziomu moralnego i intelektualnego dużej części posłów doszła totalna niepewność losu. W ten sposób balansują oni na granicy zdrowego rozsądku, a część przypadków to niemal „kwestia psychiatrii”. Posłowie poczuli zbliżającą się kampanię wyborczą. Świadomość tego, że mogą stracić swoją pozycję i zejść ze świecznika, sprawia, że zachowują się nieracjonalnie. Tego Sejmu nie da się już w ogóle racjonalnie analizować. System polityczny się rozleciał – zauważa prof. Jacek Wódz, socjolog. W takiej sytuacji, gdzie prawo jest tylko martwą literą, jak ryba w wodzie czują się populiści. – W każdej partii jest mniej lub więcej warcholstwa, bo łatwiej wstąpić na drogę awanturnictwa, niż rozwiązywać problemy. Zawsze gdy grozi odejście ze sceny politycznej, ujawniają się warchoły i złodzieje ostatniej szansy – mówi prof. Roman Bäcker, politolog. Z kolei dr Andrzej Rostocki, socjolog, uważa, że nasza klasa polityczna to mała grupa ludzi bez większego poparcia społecznego, od lat kisząca się we własnym sosie, która jest już sobą znużona. Ostatnie lata pokazały też politykom, że władza jest łatwa do zdobycia. To oczywiście złudzenie, ale świadomość, że cel jest tak blisko, sprawia, iż dyskusje są bardzo gorące. Politycy myślą tylko w perspektywie najbliższych wyborów. Do czego to może doprowadzić? Według dr. Rostockiego, daleko nam jeszcze do katastrofy. Ale zdaniem wielu obserwatorów sceny politycznej, powtarzamy czarne scenariusze z historii. Czy tym razem Polak będzie mądry przed szkodą? – Obawiam się, że efekty mogą być podobne – „rozdzióbią nas kruki, wrony”. Wybór nowego parlamentu nie uzdrowi tej sytuacji. Popełniono jakiś grzech pierworodny w konstrukcji państwa, za który dziś wszyscy musimy płacić – zauważa prof. Czapiński. Ale społeczeństwo też nie jest bez winy. Niewątpliwie Polaków cechują









