Podrabiani adwokaci, nieprawdziwe zakonnice

Podrabiani adwokaci, nieprawdziwe zakonnice

Czyli życie przestępcze w przedwojennej Polsce Na zwykłych obywateli, tych, przed którymi zamknięte były salony elity, polowali przede wszystkim miejscowi złodzieje tożsamości, ale ich repertuar wcale nie był ubogi. W małych miasteczkach i na wsiach zasadzali się na chłopów fałszywi urzędnicy, którzy wykorzystując strach włościan przed oficjelami, łupili ich bez litości. Jeden z takich urzędników 15 września 1926 roku zjawił się u naczelnika gminy Wierczany, Matwija Capy. Oszust przedstawił się jako kontroler z Towarzystwa Ubezpieczeń ze Stanisławowa i poprosił naczelnika o pomoc przy pobieraniu pieniędzy od chłopów. Naczelnik Capa obszedł z kontrolerem chaty, pomagając inkasować należność, a po powrocie do domu oddał jeszcze i te pieniądze, które wcześ- niej sam pobrał od włościan. W ten sposób kontroler, którym w rzeczywistości był oszust Gaessler, zebrał jednego dnia 143 zł i 90 groszy. Naczelnikowi Capie jako wynagrodzenie zostawił z tej sumy 6 procent, a sam jeszcze tego samego dnia wyjechał. Historia ta nie wydarzyłaby się zapewne, gdyby naczelnik Capa zażądał od kontrolera dokumentów, ale tego typu przezorność rzadko była wykazywana przez wiejskich oficjeli. Wielu z nich nie miało dość ogłady towarzyskiej, by bez strachu konwersować z urzędnikami z miasta, a niektórzy słabo czytali lub byli analfabetami – w konsekwencji

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji "Przeglądu", która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.
Wydanie: 2012, 42/2012

Kategorie: Książki