My z Workuty

My z Workuty

Wracając z obozu, w walizkach wieźliśmy pomarańcze – wszyscy w Polsce później mówili: jak wam dobrze tam było Nie chcę podawać swojego imienia i nazwiska. To nikomu nie jest potrzebne. Nie chcę, żeby ktoś nawet przypadkiem dowiedział się, że przeszłam przez to piekło. Człowiek potrafi się przystosować do każdych warunków. Zbudować świat wokół siebie. I wtedy jest łatwiej. Nie chcę pamiętać, jak to było. Ale nawet w piekle można żyć. Jeśli pamięć mnie nie myli i dobrze to sobie przypominam, wywieźli nas 10 albo 12 lutego 1940 roku. Pamiętam, że ojciec jeszcze próbował w ostatniej chwili zabić świnię, żeby zabrać chociaż trochę jedzenia na drogę. Miał na imię Maciej, mama zaś Eufrozyna. Mieszkaliśmy w Czeknie pod Łuckiem, tam moi rodzice pobudowali dom. Wprowadziliśmy się do niego w 1935 roku, ta data mocno tkwi w mojej głowie – w tym roku zmarł 12 maja marszałek Józef Piłsudski. Ojciec był sołtysem, nosił się po pańsku, do pracy w ogródku wkładał rękawiczki. Ziemi ornej uprawialiśmy sporo, a nad samym Styrem w naszym użytkowaniu był kawał łąki. Konie, wóz, narzędzia, krowy – mieliśmy wszystko, co konieczne było do gospodarzenia. I pomoc rodziny i sąsiadów. Nikogo już nie ma. Nic nie zostało po Szlichtach. Nie ma takiej potrzeby, żeby teraz o tym wspominać. W Czeknie mieszkali razem Ukraińcy i Polacy. Obok siebie. Przez środek wsi szła główna droga, od niej odchodziły dwie boczne. Najbliższa czteroklasowa szkoła była w wiosce Jałowycz. Latem szło się na skróty, przez strumyk. A zimą do szkoły wożono dzieci saniami, raz dawali podwodę oni, raz my. Nikt z tego nie robił problemu. Był sklep, który prowadzili Żydzi. Był też dwór, tuż obok cerkwi, we dworze mieszkał pułkownik, między nim a rodzicami panowała zażyłość… Pamiętam piękne lipy wokół dworu. Pułkownika z rodziną i część naszych osadników, tych, co to mieszkali bliżej Styru, wywieźli wcześniej. Na nas przyszła kolej w drugim rzucie. Wywozić – dom pod srebrom – kułak, bo dach pokryty był ocynkowaną blachą. Zasypać studnie – bo kułaka. Zanim wykopano nową, przez rok cały chutor po wodę jeździł do rzeki. Rodziców wywieźli na Szokszę (osada, w której pobliżu położony był obóz, obwód archangielski, rejon wielski – przypis autora), do wyrębu lasu. Mnie, oddzielnie, dali do obozu na Workutę. Towarowy pociąg, którym nas wieźli, stał tygodniami na bocznicach. Wyjechaliśmy wiosną, dotarliśmy pod koniec lata. W tym, co kto miał na sobie. Ubranie: waciaki, walonki, dostaliśmy dopiero w obozie. Po drodze jedni się rodzili, bo przecież jechały z nami ciężarne kobiety, inni umierali, chorowali… Wielu nie dojechało do obozu… Podjom – wstawać, będzie liczenie. W nocy przychodzili sprawdzać, czy nikt nie uciekł. Dlaczego nam było wtedy do śmiechu – nie wiem, chyba tylko to nam zostało – śmiech. Byliśmy młodzi, wszystko wydawało się tak niedorzeczne, że aż śmieszne. Osobne wagony przeznaczono dla kobiet, osobne dla mężczyzn. Były surowe kary za łamanie tego nakazu. Ale kiedy dojechaliśmy na miejsce, to do czasu, aż stanęły baraki – spaliśmy razem, mężczyźni po lewej, kobiety po prawej. Szła zima i jedni drugich popędzali, sami stawialiśmy sobie obóz. Może to wydaje się dziwne, ale więcej zainteresowania wzbudzała kromka chleba niż rozebrana, naga młoda kobieta. Wyroki były różne: najmniej dziesięć lat, piętnaście, ale były i takie po dwadzieścia. Szukali szpiegów, wrogów Stalina. Ludzie przyznawali się do wszystkiego. Każdy człowiek ma jakiś poziom odporności, później już przestaje reagować rozumnie… Torturowali podczas przesłuchań, wyrywali paznokcie, miażdżyli palce, że moja głowa nie chce tego nawet wspominać, dusi mnie w gardle. Dla nowych pobyt w obozie zaczynał się od kwarantanny. Trzeba było się do naga rozebrać i golili włosy, niby od wszy, żeby nie zawlec epidemii. Trafiłam do drugiego obozu, tak było to podzielone według liczb, mieliśmy może więcej niż kilometr do kopalni. Każdy dostał swój numer. Miał naszyty na ubraniu, na buszłacie, na czapce, na jednym kolanie spodni. Nie chcę pamiętać swojego numeru, ale śni mi się po nocach. Najpierw

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 12/2009, 2009

Kategorie: Książki