Przed 50 laty odkryto strukturę DNA. Zapowiadany przez genetyków przełom w medycynie wciąż nie chce nastąpić Świat hucznie obchodzi rocznicę jednego z najważniejszych osiągnięć naukowych XX w. 28 lutego 1953 r. w pubie Eagle w Cambridge Amerykanin James Watson i jego brytyjski kolega, Francis Crick, oznajmili osłupiałym gościom: „Właśnie rozwiązaliśmy zagadkę życia”. Obaj młodzi uczeni w przebłysku geniuszu odkryli trójwymiarową strukturę DNA – słynną później spiralę, której wizerunek stał się inspirującą wyobraźnię ikoną wiedzy i postępu. Wydarzenia te opinia publiczna zna jedynie w wersji Watsona, często oskarżanego o egocentryzm i niebywałą arogancję. Swą opowieść ten nieco cyniczny, podkreślający swój ateizm badacz przedstawił w kontrowersyjnej bestsellerowej książce „Podwójna helisa”. Zarobił na niej więcej pieniędzy, niż przyniosła mu Nagroda Nobla. Wiadomo jednak, że także inni uczeni przyczynili się do tego sukcesu – Angielka Rosalinda Franklin jako pierwsza wykonała zdjęcie rentgenowskie struktury DNA, lecz będąc perfekcjonistką, doszła do wniosku, że fotografia nie jest doskonała i nie rozgłosiła swego odkrycia. W wieku 37 lat zmarła na raka. Sławę zdobyli jej konkurenci, zaś złośliwy Watson napisał w „Podwójnej helisie”, że powinna była lepiej się ubierać i mieć ładniejszy makijaż. Watson i Crick oznajmili o swym sukcesie w skromnym, liczącym zaledwie 900 słów artykule opublikowanym 25 kwietnia 1953 r. na łamach magazynu „Nature”. Nie zrobił on wówczas wielkiego wrażenia, żaden z międzynarodowych tygodników nie poświęcił mu cover story. Dopiero gdy obaj autorzy, a także biolog Maurice Wilkins, który również zajmował się zdjęciami rentgenowskimi struktur kwasu dezoksyrybonukleinowego, otrzymali w 1962 r. Nagrodę Nobla w dziedzinie medycyny, świat zaczął doceniać znaczenie odkrycia. Nie tylko bowiem rozszyfrowano trójwymiarowy kształt DNA. Przede wszystkim stało się jasne, że informacje dotyczące rozmnażania się, budowy ciała, właściwości wszystkich istot żywych od bakterii i ameby po słonia zapisane są w kodzie genetycznym, stanowiącym układ czterech chemicznych molekuł – adeniny, cytozyny, tyminy i guaniny. Kod życia wydawał się prosty, szybko pojawili się entuzjaści pragnący go odczytywać, zmieniać i udoskonalać. Tak zrodziła się technologia genetyczna, opanowująca wciąż nowe dziedziny życia. W rolnictwie za pomocą zmian w genomie wyhodowano rośliny odporne na choroby i szkodniki (m.in. „pomidor, który nigdy się nie psuje, o smaku niedojrzałego ogórka”, jak napisał ironicznie brytyjski dziennik „The Guardian”). Tworzone są chimery – stworzenia mające geny dwóch różnych istot: świecące króliki z genami meduzy lub myszy, którym na grzbiecie wyrosło ucho, kozy z genami pająków dające uzdrawiające mleko. W przemyśle biotechnologicznym zgłaszane są wciąż nowe patenty. Naukowe magazyny, a zwłaszcza popularne media, zasypują czytelników informacjami o tym, jakie dobrodziejstwa czekają ludzkość dzięki postępom biotechnologii i genetyki. Kiedy 26 czerwca 2000 r. Craig Venter z firmy Celera i Francis Collins z międzynarodowego projektu Human Genome ogłosili stworzenie pierwszej mapy (prawie) całego genomu homo sapiens, nawet szefowie państw, Bill Clinton i Tony Blair, promieniowali entuzjazmem, mówili o „języku, w którym Bóg stworzył życie”. Na świecie panuje od kilkunastu lat genetyczna euforia. „Współcześni lekarze są jak mechanicy samochodowi. Walą maczugami w karoserie, dopóki coś w środku nie zachrzęści i nie wpadnie na właściwe miejsce”, mówi Roy Whitfield, dyrektor kalifornijskiej firmy Incyte Genomics. Lekarze przyszłości będą mieli instrukcję obsługi i części zamienne, usuną przyczynę choroby, wymieniając wadliwe geny na zdrowe. Wykorzenią nowotwory, choroby Alzheimera, Parkinsona i inne trapiące ludzkość plagi. Co bardziej optymistycznie nastawieni badacze twierdzą, że inżynieria genetyczna radykalnie przedłuży ludzkie życie, a może nawet, kto wie, zapewni ludziom nieśmiertelność. „Śmierć jest tylko serią chorób, którym można zapobiec. Chcemy wykorzystać substancje własne organizmu do regenerowania uszkodzeń spowodowanych przez choroby i podeszły wiek „, zapowiada William Haseltine, dyrektor firmy Human Genome Sciences z Maryland. Prorocy DNA głoszą, że w XXI w. stanie się możliwa „terapia na miarę”, tj. indywidualne leczenie każdego pacjenta, zgodnie z jego profilem genetycznym. „Daję lekarzowi mój genetyczny chip, płytkę wielkości kciuka zawierającą informacje o moim genomie.
Tagi:
Jan Piaseczny









